Opublikowano dziś ich list otwarty. Podpisał się pod nim sam Adam Michnik, syn Ozjasza Szechtera, członka Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. W jego towarzystwie także osławiony Zygmunt Baumann, politruk z czasów stalinowskich, "niezależni publicyści" Tomasz Lis i Jacek Żakowski oraz cała galeria "dzieci resortowych".
Jedyny zgrzyt to brak podpisu Lecha Wałęsy, Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Szkoda też, że list nie kończy się banderowskim pozdrowieniem "Sława Ukrainie Herojam sława".
Po takim liście, mimo jego drobnych mankamentów, z pewnością Wiktor Janukowycz ucieknie z Kijowa, a nad jego pałacem prezydenckim zawiśnie czerwono-czarny sztandar Ukraińskiej Powstańczej Armii, tej samej co z taką zajadłością mordowała współplemieńców Michnika i Baumana. Z pewnością też na miejscu obalonego pomnika Włodzimierza Lenina stanie pomnik polakożercy i antysemity Stepana Bandery lub atamana Bohdana Chmielnickiego. Z tym ostatnim może być jednak kłopot, bo w 1654 r. oddał (czytaj: sprzedał) kozackie Zaporoże carowi rosyjskiemu. Kto by jednak w rewolucyjnym szale na takie drobiazgi zważał.
A jak ten rewolucyjny szał wygląda, to możemy zobaczyć poniżej:
Gdyby polscy kibole budowali z płonących opon barykadę na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie oraz szturmowali siedzibę Donalda Tuska, to Michnik z Baumanem na klęczkach prosiliby prezydenta Komorowskiego o wprowadzenie stanu wojennego.
Reasumując, hipokryzja do kwadratu.