Stolica Apostolska opublikowała film, w którym Ojciec Święty zachęca do modlitwy o pokój. Film już na pierwszy rzut oka wykazuje jednak bardzo poważne braki. Wydaje się, że świecki humanizm całkowicie zastąpił w nim prawdę o jedyności zbawczej Chrystusa. O komentarz poprosiliśmy przez telefon ks. prof. Roberta Skrzypczaka.
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Ten film jest reklamówką tak zwanych intencji papieskich. Po raz pierwszy sam papież zdecydował się wystąpić na nagraniu, by poprosić ludzi o modlitwę, poddając pewną intencję. Tą intencją jest prośba o modlitwę o pokój na świecie. Przy tym papież zwrócił się nie tylko do wyznawców Chrystusa, jako przywódca chrześcijaństwa, ale do wszystkich ludzi na całym świecie, podkreślając także przynależność do różnych religii i duchowości. Mocno podkreślono intencję papieża, który chciałby, żeby troska czy odpowiedzialność za planetę, jakość życia ludzi, pokój na świecie, objęła wszystkich mieszkańców ziemi. Wszystkich powinno interesować, czy się pozabijamy, wytrujemy, będziemy się wycinać czy zwalczać. Na pewno papież z punktu widzenia głowy Kościoła widzi więcej i lepiej. Chce odpowiedzieć także na aktualne zagrożenia, stąd właśnie ta intencja.
Trzeba jednak ocenić ten film także z punktu widzenia doktrynalnego. Tutaj film pozostawia w pewnym zakłopotaniu. Zakłopotaniu, którego obawiano się może już w 1986 roku, kiedy Jan Paweł II zaprosił po raz pierwszy do Asyżu przedstawicieli rozmaitych religii, z intencją objęcia różną formy modlitwy sprawę pokoju na świecie. Podnoszono wówczas obawy o synkretyzm, zaciemnianie, ignorowanie dla nas ważnej prawdy o jedyności i powszechności zbawienia w Chrystusie. Innymi słowy: Obawiano się zapominania, że Bóg postanowił przemówić do wszystkich ludzi na świecie poprzez wydarzenie Chrystusa z Nazaretu, jego śmierć i zmartwychwstanie. Bóg zaproponował ludziom drogę zbawienia, przeobrażenia, pokonania bariery zła i śmierci, poprzez zmartwychwstanie Chrystusa. Ówczesne obawy okazały się bezpodstawne. Jan Paweł II na spotkaniu w Asyżu dokonał bardzo wyrazistego wyznania wiary w Chrystusa, oczywiście szanując wrażliwość czy odmienność ludzi zaproszonych czy śledzących całe wydarzenie. Nie było żadnej formy narzucania ani prozelityzmu, ale jednak Jan Paweł II skorzystał z tej okazji, by zabrzmiało świadectwo chrześcijańskie. W podobny sposób zachował się papież Polak podczas kolejnego spotkania w Asyżu, a także Benedykt XVI, który powtórzył jego gest powtórzył.
Poprzedni papieże często wykorzystywali okazję, by zbudować dialog religijny, do czego zachęcił Kościół Sobór Watykański II, pragnąc odświeżyć relację z innymi religiami, szukać szerokiego pola współpracy w walce o pewne wartości i dobra. Wiemy na przykład, że czasami możemy liczyć na muzułmanów, jeśli chodzi o obronę życia poczętego albo walkę z mentalnością antykoncepcyjną. Tak samo możemy liczyć na solidarność z żydami jeśli chodzi o zwalczanie idolatrii, uwalnianie człowieka od pułapki kultu pieniądza, narodu, swoich własnych racji.
Wracając do klipu papieża Franciszka... Zabrakło mi w nim momentu wyznania wiary głowy Kościoła. Pozostała tylko jedna część: Papież Franciszek chciał swoją troską o pokój ogarnąć wszystkich ludzi. Pojawiła się warstwa humanistyczna, ale zabrakło podkreślenia, że zwraca się z tą prośbą wyznawca Chrystusa, chrześcijanin, więcej jeszcze: następca św. Piotra. Tego wyraźnie brakuje: Akcentu chrześcijańskiego, odniesienia się do Chrystusa. A to bardzo ważne z punktu widzenia jednej z funkcji papieża, jaką jest umacnianie braci w wierze.
Mam nadzieję, że to jest tylko przeoczenie; że autorzy tego klipu nie chcieli wdawać się w rozpowszechnioną od dziesięcioleci tendencję, rozwijaną także przez niektóre kręgi teologów (by wymienić tylko środowisko Hansa Künga) . Niektórzy teologowie próbują namówić katolików do tego, by zrezygnowali ze swojego poczucia wyjątkowej oryginalności, jaką jest Jezus Chrystus i przestali głosić Chrystusa jako jedynego Zbawiciela, a szukali raczej tego, co jest wspólne i łączy. To doprowadziło niektórych do zamętu, a czasem nawet wyraźnej herezji. Mam na myśli na przykład teologię pluralizmu religijnego, którą rozwijał teolog i jezuita Jacques Dupuy albo inni uczeni zachodni. To teologia z pominięciem Jezusa Chrystusa, Jego śmierci i zmartwychwstania, z pominięciem tego, co było u samego początku sercem kerygmatu: że w Chrystusie Bóg otwiera drogę zbawienia dla wszystkich ludzi, że chce wszystkim ludziom podarować życie wieczne. Niektórzy teologowie próbują budować pewien wydestylowany ekstrakt religijny, w nadziei, że pozwoli to na zjednoczenie ludzi w świecie i uniknięcie jakichkolwiek zderzeń. W swoistych laboratoriach teologicznych, w Szwajcarii czy Niemczech, budowana jest tak zwana panświatowa etyka, która ma na celu wyselekcjonowanie ze wszystkich religii pewnych elementów wspólnych, żeby zbudować coś, co będzie do zastosowania dla wszystkich ludzi na świecie. To ogromnie niebezpieczeństwo budowania religii przez człowieka dla siebie samego, gdzie Bóg zostanie wzięty w nawias, albo potraktowany jako pretekst do podejmowania aktywności czysto ludzkich. Takie tendencje istnieją w świecie, nieraz próbują przenikać także umysły ludzi, którzy pracują czy to na katedrach teologii katolickiej czy w seminariach.
Mam nadzieję, że ten klip nie został wykorzystany do rozwijania tego typu tendencji, która byłaby niechrześcijańska. Mam nadzieję, że ktoś nie próbuje instrumentalizować wizerunku papieża Franciszka, żeby budować religię antychrysta.
W tym klipie zostało nam przekazane przez papieża tylko to, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga. Tak jak ludzi w różny sposób wierzą, kochają i wyrażają swój gust, tak w różny sposób człowiek może poszukiwać prawdy albo poznawać Boga. To są te niebezpieczne sformułowania, które kojarzą się z niebezpiecznymi tezami, przypominającymi teologię pluralizmu religijnego.
Kiedyś Józef Ratzinger opisywał naiwność takiego zrównanego traktowania wszystkich religii; jakbyśmy żyli w oranżerii różnych światopoglądów: Wszystko jest dobre, we wszystkim należy dostrzec rozsiane ziarna prawdy, w każdej religii można znaleźć coś dobrego. Józef Ratzinger porównywał to do postępowania ślepców, którzy chcą poznać słoni poprzez dotyk. Jeden twierdził, że słoń to jest coś długiego, miękkiego i giętkiego. Drugi, że nie, to jest coś kolumniastego i mocno opartego o ziemię, twardego. A ktoś inny mówi, że słoń to jest coś takiego rozległego, wytwarzającego powietrze, wachlującego. To są przekonania religijne ślepców.
My natomiast nie twierdzimy, że mamy lepszy wzrok jako chrześcijanie, tylko twierdzimy, że Bóg wychylił się w stronę człowieka i pokazał się najbardziej poprzez Jezusa Chrystusa. Jeśli ktoś chce poznać Boga, poznać miłość, potrzebuje poznać Jezusa, pójść tą drogą. Tego mi zdecydowanie zabrakło w tym przesłaniu. Wszystkim, którzy czują ten sam brak i mają oglądając klip papieża Franciszka to samo poczucie niedosytu, polecam na przykład dokument sporządzonego przez Kongregację Nauki Wiary Dominus Iesus z 2000 roku - albo choćby piękny wywiad z Janem Pawłem II przeprowadzony przez Vittorio Messoriego, Przekroczyć próg nadziei. W obu tekstach pięknie wyjaśnia się, w jaki sposób patrzeć dzisiaj na relacje z innymi religiami, nigdy nie tracąc z pola widzenia tego wyjątkowego miejsca dla Jezusa Chrystusa, Pana i Zbawiciela, jedynego i powszechnego.
Powtarzając: Nie chciałbym patrzeć na sprawy w najczarniejszym świetle. Mogę mieć tylko nadzieję, że papież Franciszek nie stał się instrumentem w ręku ludzi, którzy nie wierzą w jedyność zbawczą Chrystusa.