Z autorem konferencji dla rodziców i wychowawców poświęconych problematyce zagrożeń duchowych dzieci obecnych w popkulturze rozmawia Emilia Drożdż.
Od kilku miesięcy prowadzi Ksiądz w całej Polsce wykłady dla rodziców i wychowawców, w czasie których zwraca Ksiądz ich uwagę na zagrożenia duchowe dzieci, obecne w popkulturze. Co wydaje się obecnie najbardziej szkodliwe dla duchowości naszych dzieci?
Jako kapłan, za szczególnie szkodliwe uznaję to wszystko, co niszczy naszą zdolność do budowania relacji przyjaźni z Bogiem, czyli to, co truje naszą duszę, niszczy wiarę. Nadrzędnym celem człowieka jest rozpoznać Boga, Jego miłość do nas, zaprzyjaźnić się z Nim, a przez to osiągnąć zbawienie, czyli życie wieczne z Bogiem. Gdy człowiek utraci ten dar na wieczność, traci dosłownie wszystko. Rodzice, którzy pragną zachować w dziecku skarb wiary, muszą unikać serwowania dzieciom bajek, które przedstawiają Boga w sposób zakłamany, jako istotę nieprzyjazną człowiekowi. Albo na sposób deistyczny, czyli jako kogoś, kogo w ogóle nie obchodzą losy człowieka; bądź na sposób pogański, czyli jako jednego z wielu bogów. Nie brakuje treści kierowanych do dzieci, zwłaszcza książek, gdzie ich językiem kwestionuje się istnienie Boga (np. "Boga przecież nie ma" P. Lindenfors'a). Z kolei w wielu bajkach szatan przedstawiany jest bardzo pozytywnie. W oczach dzieci ma się jawić jako niewinny, dobry przyjaciel, kumpel, z którym można się zawsze dogadać bądź zawierać pakty.
Współczesna kultura ma chyba jakiegoś bzika na punkcie diabłów…
Z jakiegoś powodu diabły stały się modne i świetnie się sprzedają. Producenci zabawek zauważyli tą fascynację dzieciaków diabłami i przyprawiają rogi, komu się da. Pojawiły się nawet zwierzaki a’la diabełek. Taki los spotkał pieska z serii zabawek Monster ChiChi Love, który nosi nazwę „Devil”. Tylko czekać, aż pojawią się samochodziki a’la diabełek - choć i takie się pojawiły, z rejestracją 666… Choć może to śmieszyć, to jednak takie przedstawianie demonów jest niesłychanie szkodliwe dla rozwoju duchowego dziecka.
Rodzi się w nim przeświadczenie, że szatan to taki fajny kumpel, „misiu pod podusię”. Dziecko sądzi, że nie należy obawiać się szatana ani jego pułapek, że nie należy bać się grzechu i piekła, bo dlaczego niby piekło może być straszne, skoro mieszka tam „ten fajny szatan”? To trochę tak, jakby wmawiać dziecku, że najgorszy sadysta mieszkający w bloku to jego najlepszy kumpel. Zdarzają się także bajki, w których diabeł, na odwrót, przedstawiany jest jako ktoś niezwykle groźny, potężny, a gdy się wścieknie, to sam Bóg musi przed nim się chować... Dziecko boi się szatana i nie wierzy, że szatan przy Bogu jest nikim i że Bóg może skutecznie chronić człowieka.
W bajkach dla dzieci coraz częściej pojawiają się elementy okultystyczne. Księża egzorcyści alarmują już o przypadkach zniewolenia demonicznego dzieci czy wręcz opętania.
To prawda. Niedawno przyszli do mnie rodzice, którzy zauważyli, że ich dziecko od pewnego czasu fascynujące się demonicznymi zabawkami, za żadne skarby nie przekroczy progów sanktuariów maryjnych... Trudno takie zachowanie wytłumaczyć czynnikami naturalnymi. Dziś nie sposób wyliczyć bajek gier i książek, w których magia przedstawiana jest jako coś pozytywnego. Dziecko, które ma z tym styczność, może w przyszłości świadomie lub nieświadomie wejść w najbardziej rujnującą duszę rzeczywistość, której doświadczenie może skończyć się w najlepszym przypadku wielokrotnymi wizytami u księży egzorcystów. Pismo Święte w ocenie praktyk magicznych jest bardzo jednoznaczne i surowe. Wystarczy zacytować jeden fragment z księgi Powtórzonego Prawa: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni" (Pwt 12, 10-14). Nie ma dobrej i złej magii, białej czy czarnej. W oczach Boga jest magia, która zawsze jest odwoływaniem się człowieka do mocy demonów, próbą „stania się jak Bóg”, czyli bałwochwalstwem.
Przykładem czasopisma promującego wśród dzieci zabawę w magię jest "Witch", nazywany przez księży egzorcystów "przedszkolem okultyzmu". Stały czytelnik tego magazynu poznaje wszystkie możliwe tajniki magiczne. Osobiście znane mi są przypadki nastolatek, wychowanych na lekturze tego czasopisma, które, doświadczając opresji demonicznych, muszą dziś prosić o pomoc księży egzorcystów. Jednakże, staram się przy tym temacie zwracać uwagę rodziców także na inny, niezwykle istotny problem. Wiele dzieci, interesujących się magią, nabiera „mentalności magicznej”. Nie chcą się wytrwale uczyć, bo uważają, że nie ma sensu latami uczyć się, skoro wystarczy poznać jakieś zaklęcie i w jednej chwili ma się wszystko. Takie dzieci nie chcą ponosić odpowiedzialności za swoje czyny, bo uważają, że cokolwiek się wydarzy w ich życiu, to wynik przeznaczenia, układu gwiazd. W bardzo popularnej serii książek J.K. Rowling o Harrym Potterze pojawia się mnóstwo elementów fascynacji magią (wszystkim, którzy mają wątpliwości co do tego, czy te książki są odpowiednie dla dzieci, polecam książkę ks. Aleksandra Posackiego „Harry Potter i okultyzm”).
Dużą popularnością wśród dziewczynek cieszą się lalki z serii Monster High, inspirowane postaciami potworów i fantastyką grozy. Jak zabawa taką lalką wpłynie na sposób myślenia i zachowanie małego dziecka?
Seria Monster High (podobnie jak inne znane serie, w których występują wampiry, np. książki "Siostry Wampirki", saga "Zmierzch" dla nastolatków) budzi poważne kontrowersje. Postaci ze świata koszmarów i horrorów - zombie czy wampiry - przedstawia się w sposób atrakcyjny dla dzieci, a dodatkowo bohaterki Monster High ubierają się i zachowują co najmniej w rozerotyzowany sposób. Dziecko oczywiście tego tak nie odbiera. Ale chce się ubierać i zachowywać jak postać z ulubionej bajki. Dochodzi do sytuacji, że nastolatki, ale i młodsze dziewczynki zaczynają poruszać się, mówić czy ubierać na wzór nekro-wampów czy prostytutek. W podobny sposób stylizowane są też niektóre postaci lalki Barbie. Chciałbym zwrócić uwagę, że obie zabawki mają tego samego producenta. Jerry Oppenheimer tak wspomina moment, gdy twórca lalki Barbie Jack Ryan próbował zarazić swoich współpracowników pomysłem stworzenia lalki stylizowanej na sex-bombę: „Gdy Jack mówił o tworzeniu lalek Barbie, czułem się, jakbym słuchał opowieści o jakimś seksualnym incydencie, opowiadanej przez zboczeńca”. Zdaniem wielu pracowników firmy Mattel, Jack „wprost nurzał się w wyszukanej rozpuście”. Jaki stąd wniosek? O walorach edukacyjno-estetycznych wielu zabawek dla dzieci decydują ludzie zdemoralizowani i zdegenerowani.
Poza tym, Monster High, jak wiele współczesnych zabawek, nie reprezentują żadnych wartości, na których dziecko mogłoby budować swój własny system wartości. Dla przykładu: postaci Monster High, jako wampirzyce, lubią pić krew. Pomysł, by zainteresować małe dzieci upodobaniami wampirów jest fatalny, biorąc pod uwagę, że dziecko potrafi w pełni identyfikować swoje pragnienia z pragnieniami ulubionej postaci z bajki. Skutek: otrzymuję regularnie maile od nauczycieli i rodziców, którzy z niepokojem słyszą od swoich pociech uwagi typu: "ja chcę mieć kły, abym mogła zabijać i gryźć jak Monster High", "chciałabym napić się ludzkiej krwi, bo Monster High tak robią".
Brzmi to przerażająco. Ale dlaczego, zdaniem Księdza, każda forma obecności słodkiego, różowego kotka Hello Kitty w świecie dziecięcych zabawek jest niebezpieczna?
Zwolennicy Hello Kitty podkreślają, że świat kotka znany z kreskówek jest przyjazny dzieciom. Wątpliwości pojawiają się, gdy wejdziemy na stronę internetową producenta Hello Kitty, firmy Sanrio. Okazuje się, że wiele towarów, które tą drogą może nabyć miłośnik kotka, upstrzonych jest symboliką i estetyką kultury śmierci, bynajmniej nie kojarzącą się z beztroskim światem dzieciństwa: Hello Kitty stylizowany na wampira, śmierć, czaszki, skrzyżowane piszczele. Po drugie, w 2012 roku firma Sanrio podpisała współpracę w satanizującym zespołem KISS. Choć grupa znana jest głównie w wąskim gronie czcicieli mrocznej muzyki, z niewiadomych przyczyn Sanrio postanowiła, że to właśnie KISS będzie międzynarodowym ambasadorem tej słynnej zabawki. Lider grupy KISS nazywa się Demon, w czasie koncertów pluje czymś, co przypomina krew, a grupa chętnie odwołuje się do szatana i motywów śmierci. W jednej z ostatnich piosenek „God of Thunder” śpiewa m.in.: „Urodziłem się… wychowywany przez demony (…) Urok pod którym jesteś, będzie odzierał cię z dziewiczej duszy (…) Zbieram ciemność by mi służyła”. Powstała cała seria kotków Hello Kitty stylizowanych na członków zespołu KISS. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by domyślać się, że mały szkrab bawiący się serią kociaków a’la KISS wcześniej czy później zainteresuje się pierwowzorem…
Miłość dziecka do ulubionej zabawki tak ukształtuje jego podświadomość, że dzieciak przyjmie za dobre wszystko, co kojarzy mu się z różowym kotkiem. W ten sposób bezkrytyczny rodzic może niechcący ożenić swoją latorośl z satanizmem. To zresztą nie jedyna kontrowersyjna decyzja Sanrio. Polityka udzielania licencji na wykorzystanie wizerunku Hello Kitty pozostawia wiele wątpliwości, czy producentowi zależy na dobru dzieci, czy tylko na robieniu pieniędzy. Jeśli jakaś firma tworzy produkt dla dzieci, to spoczywa na niej moralny obowiązek, by przypadkiem ukochana przez dzieci postać nie znalazła się na niczym, co mogłoby im zaszkodzić. Tymczasem postać Hello Kitty pojawia się właściwie na wszystkim, także na produktach, które nigdy nie powinny znaleźć się w kręgu zainteresowania dzieci. Mam tu na myśli przedmioty z branży porno. Internet aż roi się od takich gadżetów. Wisienką na torcie kontrowersji związanych z producentem Hello Kitty jest decyzja, by produkować piwo Hello Kitty o obniżonej zawartości alkoholu w kilku atrakcyjnych, owocowych smakach. Jestem przekonany, że dzieciak, widząc ulubionego kotka na etykiecie butelki, zrobi wszystko, by spróbować tego napoju. Firma, która podejmuje tak szkodliwe dla dzieci decyzje, powinna być przez rodziców solidarnie bojkotowana, a produkowane przez nią zabawki nie powinny znaleźć się w rękach dzieci.
Zresztą wiele bajek i zabawek to estetyczne potworki, które nigdy nie powinny znaleźć się w orbicie zainteresowań dzieci. Szczególnie mocno promuje się dziś nekro-estetykę. Dla wrażliwości dziecka to jest po prostu ruina. Takie dziecko nigdy nie wykształci w sobie zdolności tworzenia przestrzeni piękna i harmonii, bo świat współczesnych bajek to świat ciemności, zniszczenia, śmierci i chaosu. Jak ktoś kiedyś słusznie powiedział: z brzydkich zabawek wyrosną brzydkie dzieci.
Negatywnie ocenia Ksiądz także kreskówki i zabawki My Little Pony
O ile do 2010 roku kreskówki z konikami były przyjazne dzieciom, od pewnego czasu są bardzo agresywne: koniki krzyczą, biją się, walczą ze sobą, pojawiają się brzydkie postaci, ciemność, strach i dużo negatywnych emocji. Zatem opinie o przyjaznym dziecku świecie My Little Pony włóżmy między bajki. Uwagę wielu badaczy fenomenu My Little Pony zwraca fakt, że z jakichś przyczyn ta bajka w minimalnym stopniu trafia w grupę docelową, jaką są małe dziewczynki. Koniki Pony mają niezliczoną masę czcicieli wśród mężczyzn w wieku 20-35 lat, zwanymi Bronies. W opinii niektórych obserwatorów tej subkultury, część z nich to homoseksualiści i transwestyci. Z kolei dorosłe kobiety – fanki kucyków to Pegasisters. Ci dorośli ludzie kupują wszystko, co związane z My Little Pony, mają swoje zloty i imprezy - tzw. ponymeety. Ktoś powie, że to takie niewinne wariactwo. Pewnie tak, ale żaden rodzic nie chciałby, by jego dziecko jako dorosły mężczyzna lub kobieta wciąż tkwiło na poziomie zabawek dla przedszkolaków. Sprawa staje się jednak bardziej skomplikowana, gdy dowiemy się, że wśród fanów My Little Pony są tzw. cloppersi, czyli fetyszyści, którzy czerpią satysfakcję seksualną z kontaktu ze wszystkim, co ma związek z My Little Pony. Produkują niezliczoną masę obrazków pornograficznych, oczywiście z kucykami w tle. Poważne niebezpieczeństwo pojawia się, gdy twoje dziecko, zakochane w kucykach, pozna przez Internet cloppersa podającego się za rówieśnika…
Zgodnie ze standardami obowiązującymi w polityce krajów europejskich, ogromny nacisk kładzie się dziś na ochronę dzieci przed przemocą fizyczną (że niekiedy dochodzi do odbierania dzieci rodzicom z kuriozalnych powodów). Z Księdza wypowiedzi wynika, że kwestia przemocy symbolicznej w naszej kulturze jest jakby zupełnie bagatelizowana. Decyduje o tym przyzwolenie społeczne na propagowanie tego rodzaju treści czy raczej brak świadomości tych, którzy powinni chronić dzieci przed negatywnymi wpływami?
Zjawisko, o które Pani pyta, ukazuje nam, jak silne i bezkarne dziś są różne środowiska, które walczą o dusze dzieci, np. organizacje gender. Rodzic za wymierzenie dziecku klapsa może iść do więzienia, a edukator gender za demoralizowanie dzieci dostaje od państwa pieniądze. Podobnie rzecz ma się z lobbystami, reprezentującymi interesy wielu firm. Im zależy nie tylko na duszach konsumentów, ale przede wszystkim na ich portfelach. Przy współpracy z politykami potrafią skutecznie wprowadzać na rynek nawet najbardziej szkodliwe produkty tworząc monopol na swoje towary. To świadczy o dzisiejszej potędze reklamy. Choć wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że reklama mija się często z prawdą, to jednak dajemy sobie wciskać najbardziej szkodliwe produkty, „bo taka jest dziś moda, bo wszyscy to mają”. Uważam jednak, że jeśli rodzice czynią zło lub wybierają to, co szkodliwe dla swojego dziecka, czynią to raczej z niewiedzy, niż robią to świadomie. Czasem po prostu dają się łatwo zmanipulować, albo pewnych rzeczy nie potrafią jednoznacznie ocenić jako dobrych czy złych. Tu działa też mechanizm przyzwyczajenia. Pamiętajmy o tym, że zanim jakaś firma produkująca zabawki dla dzieci wypuści na rynek kolejne straszydło, najpierw przeprowadza szereg badań wśród dzieci i dorosłych. Z reguły stara się przyzwyczajać konsumentów do zmiany estetyki metodą drobnych kroczków. Gdyby dziewczynka żyjąca dwadzieścia lat temu otrzymała lalki Monster High, prawdopodobnie przestraszyłaby się ich zgniłozielonych twarzyczek i kłów, a lalka wylądowałaby tam gdzie jej miejsce, czyli w koszu na śmieci. Bezkarność zła to po części także owoc apatii i marazmu wielu środowisk, które zaniedbały czynienie dobra i uznały, że sprzeciw nie ma sensu.
Coraz częściej obserwujemy, że zwolennicy filozofii gender próbują zaszczepić swoje przekonania już wśród najmłodszych dzieci.
Gender uderza bezpośrednio w samego człowieka, a dokładniej – opiera się na fałszywej antropologii człowieka. Kreowana przez nich wizja człowieka jest całkowicie sprzeczna w chrześcijańską wizją. Odziera go z godności, a na miejsce duszy wprowadza najbardziej prymitywne instynkty, szczególnie seksualne. Dla ideologów gender najważniejsza jest orientacja seksualna - „Jesteś człowiekiem, o ile realizujesz się seksualnie zgodnie ze swoimi zachciankami”. Młody człowiek, który chce i potrafi panować nad swoimi popędami seksualnymi nie mieści się w ramach ich chorych teorii! Dlatego robią wszystko, by rozseksualizować dzieci i młodzież. I chcą to czynić już na poziomie edukacji przedszkolnej! Pojawiają się w Polsce seks-poradniki dla najmłodszych typu „Wielka księga siusiaków”, „Wielka księga cipek”, w przedszkolach urządza się warsztaty równościowe, które obdzierają dzieci z godności, każąc pod przymusem przebierać się im i zachowywać jak płeć przeciwna. Prezentowane projekty edukacyjne zakładają uczenie przedszkolaków masturbacji, a w szkołach podstawowych „czerpania radości z doświadczeń seksualnych”. Niestety, to się już w polskich przedszkolach i szkołach dokonuje. Dzieje się tak, gdyż rodzice nie mają elementarnej wiedzy o skutkach takich pomysłów i bezkrytycznie posyłają swoje dzieci na takie zajęcia. Często te projekty mają niewinne nazwy typu „warsztaty równościowe, tolerancji”. Realia są takie, że dokonuje się tam najgorszego poniżania i deprawacji dzieci!
Co w konsekwencji grozi naszym dzieciom?
Genderyści chcą uczynić z dzieci seksualnych maniaków, niezdolnych do wierności, do kontrolowania swoich pobudzeń seksualnych. Dzieci wychowane według pomysłów gender cierpią na rozchwianie tożsamości płciowej, są rozseksualizowane, nie wiedzą, jak sobie radzić z własną seksualnością, nie potrafią podjąć swoich ról społecznych, nie potrafią cieszyć się własną płcią. Ideolodzy gender pragną wyhodować pokolenie dewiantów, zboczeńców, osób, których smutna egzystencja podporządkowana będzie szukaniem nowych, seksualnych doznań. Biografie osób skazanych za przestępstwa seksualne, uczą, że taki człowiek w pewnym momencie dochodzi do „punktu zero”, gdzie kończy się jakakolwiek satysfakcja z podejmowanych działań seksualnych, a zaczynają się przestępstwa, gwałty i mordy. To jest oczywiście najczarniejszy scenariusz, ale jednak całkiem realny. Najbardziej odczuwalnym skutkiem popularyzacji ideologii gender będzie rozpad tradycyjnych rodzin, co uderzy bezpośrednio w dzieci. Już teraz w Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo. To także efekt działań środowisk gender, które tworzą, głównie przez media, w społecznej świadomości „mentalność rozwodową”: jeśli masz problem z mężem lub żoną, po prostu się rozwiedź. Tradycyjna rodzina jest bardzo niebezpieczna dla ideologów gender. To właśnie ona najbardziej skutecznie przekazuje wartości i chroni człowieka przed deprawacją i manipulacją. Niepokoi więc przychylność niedoinformowanej i zmanipulowanej części społeczeństwa wobec tych pomysłów oraz aktywność obecnych władz naszego kraju wobec promowania idei gender, szczególnie pomysłów edukacyjno-wychowawczych.
Powszechny dostęp do pornografii np. w internecie poszerza pole działania pedofilów. Niektóre wpływowe grupy interesów domagają się nawet legalizacji pedofilii. Czy akceptując założenia filozofii gender otwieramy furtkę na działania pedofilów?
To oczywiste. Na Zachodzie już od wielu lat, w środowiskach lewaków mówi się o tzw. „dobrej pedofilii”, dowodząc, że seks dorosłej osoby z dzieckiem pozytywnie wpływa na jego rozwój. Prof. Mirkin w pracy opublikowanej w „Journal of Homosexuality” napisał: "Organizacje pedofilskie były początkowo częścią koalicji gejowsko-lesbijskiej". Wg niego społeczna akceptacja pedofilii nastąpi w ten sam sposób jak nastąpiła akceptacja homoseksualizmu. Znaczna część członków Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego coraz silniejszym głosem domaga się debaty nad usunięciem pedofilii z listy zaburzeń psychicznych, aby „nie stygmatyzować pedofilii”. Takie działania nazywają „normalizacją pedofilii”. Warto zauważyć, że podobna retoryka pojawiała się 1973 roku, tuż przed głosowaniem w sprawie usunięcia homoseksualizmu ze spisu chorób psychicznych. Choć na Zachodzie seks osoby dorosłej z nieletnią jest nielegalny, to od kilku lat podejmowane są, szczególnie w Kanadzie i USA, systematyczne próby obniżania wieku, w którym uprawianie seksu jest legalne. Usunięcie pedofilii z listy zaburzeń przyspieszy ten proces i stanie się argumentem do obniżania barier wiekowych, w imię wolności uprawiania seksu. Zresztą i w Polsce wielu aktywistów gender nie ukrywa swoich pedofilskich preferencji. Współpracujący z Uniwersytetem Warszawskim Mariusz Drozdowski, lider środowisk LGBT napisał niedawno na swoim blogu, że jest pedofilem. Mainstreamowe media solidarnie przemilczały ten fakt. (Ciekawe, jak zareagowałaby te same media, gdyby jakiś ksiądz napisał to na swoim blogu?).
Warto wiedzieć, że najbardziej zaangażowani genderowcy to osoby o skłonnościach homoseksualnych. Ks. prof. Dariusz Oko podaje kapitalny przykład dający wyobrażenie o skali problemu: na 1000 pedofilów 400 to geje. To nie są wyssane z palca cyfry, tylko liczby poparte badaniami naukowymi. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że środowiskom homoseksualnym będzie bardzo zależało na legalizacji pedofilii. Aby to się dokonało, musi zaistnieć społeczne przyzwolenie wobec takich zachowań. Choć dziś wydaje się nam to mało prawdopodobne, zauważmy, że jeszcze parę dekad temu ludziom wydawało się niemożliwe, że osoby homoseksualne będą adoptowały dzieci. W jaki sposób dokona się społeczna akceptacja dla wszelkich dewiacji, zdradził kilka lat temu Charles Silverstein, znany w Polsce z książki „Radość seksu gejowskiego” . W jednym ze swoich artykułów napisał: "Można założyć, że wiele dzieci i nastolatków ogląda pornografię. Nadzór rodziców nigdy nie był bardziej mizerny. Podejrzewam, że w momencie, gdy te dzieci dorosną, nasz cel długoterminowy – wyeliminowanie parafilii (czyli także pedofilii – przyp.SK.) z DSM (listy zaburzeń psychicznych tworzonej przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne) zostanie zrealizowany. Najprawdopodobniej będą się zastanawiać, o co było tyle zamieszania, tak jak dziś wielu młodych ludzi zastanawia się, dlaczego ktoś mógł mieć cokolwiek przeciw homoseksualistom w ubiegłym wieku". Zatem w interesie środowisk gender jest seksualizacja dzieci, które, dla rozładowania napięcia seksualnego, będą sięgały po pornografię. Niestety, już dziś spory odsetek dzieci (nawet 8-letnich) jest uzależnionych od pornografii. Liczba ta rośnie wraz z wiekiem i zatrważa skalą rocznego przyrostu oraz tragedią osobistą tych biednych ludzi.
W swoim doświadczeniu duszpasterskim spotkał się Ksiądz z takimi przypadkami?
Przyznam, że szczególnie w pracy z młodzieżą, jeszcze nigdy nie spotkałem bardziej poranionych i nieszczęśliwych osób niż uzależnionych od pornografii i, co często idzie w parze, od masturbacji. To wszystko zaczyna się od „niewinnych kliknięć” w Internecie. Powszechny dostęp do Internetu stwarza niewyobrażalne niebezpieczeństwo dla dzieci i młodzieży, którzy z ciekawości włażą w najgorsze porno i szybko się uzależniając, rujnują na długie lata. Zaniepokoiło mnie szczególnie pewne wydarzenie. Podszedł do mnie w kościele taki mały, 8-letni szkrab. Spojrzał na mnie dużymi, smutnymi oczkami i powiedział cicho: „Proszę mi pomóc”. Zapytałem, czy coś zgubił, a on powiedział smutno: „Nie mogę przestać myśleć o seksie”. Mało nie przewróciłem się: „A gdzie to widziałeś, skąd to znasz?” Odpowiedział: „z telewizji, z komputera”. I jeszcze raz, błagalnym tonem poprosił: „Proszę mi pomóc”… Ta prośba do dziś chodzi mi po głowie. To co robię, uświadamiając wychowawców o zagrożeniach dziecięcych obecnych w popkulturze, to w pewnym sensie jest spełnienie obietnicy, jaką złożyłem temu chłopcu.
Czy możemy się skutecznie przeciwstawić próbom deprywacji dzieci w popkulturze?
Przede wszystkim, istnieje pilna potrzeba „powrotu rodziców do dzieci”. Przekonanie, że da się pogodzić karierę zawodową z wychowaniem dziecka jest błędne. Współczesny kryzys wychowania dzieci to kryzys obecności rodziców przy dzieciach. Rodzice muszą uważniej obserwować swoje dzieci, więcej z nimi rozmawiać. Statystyczny Polak rozmawia ze swoim dzieckiem 7,5 minuty dziennie. To o wiele za mało, aby rozpoznać zmiany w zachowaniu dziecka. Jednocześnie powinni dokonywać surowej selekcji treści, które usiłuje wcisnąć dziecku pop-kultura i media. Warto stosować dozwolone formy nacisku na producentów i dystrybutorów zabawek, zwłaszcza tych firm, które podejmują działania szkodliwe dla dzieci. Istnieje dziś ogromna potrzeba tworzenia katolickich stowarzyszeń monitorujących treść przekazu medialnego i edukacyjnego kierowanego do dzieci oraz tworzenia katolickich szkół i ośrodków wychowawczych. Warto także, aby powstawały katolickie stowarzyszenia nauczycieli. Potrzeba ożywić przyparafialne duszpasterstwo dzieci oraz podjąć cenne dla rozwoju duchowego dziecka inicjatywy jak wczesna Komunia Święta czy Wczesne Bierzmowanie. Jak najwcześniejsze udzielenie dzieciom i młodzieży Sakramentów, łask i darów Ducha Świętego, jeszcze zanim staną się ofiarami grzechów i zniewoleń, pomoże im bezpiecznie przejść przez trudny czas dzieciństwa i dorastania. Dzisiaj dzieci dojrzewają szybciej niż 20 lat temu, dlatego wcześniej potrzebują pomocy, jakiej udziela Jezus Chrystus obecny w Sakramentach.
Potrzeba także promować wspólnoty małżeńskie typu Domowy Kościół, przez które małżonkowie będą mieli szansę coraz silniej zakorzeniać się w Bogu. Aby rodzice mogli skutecznie chronić dzieci, muszą być blisko Boga, powinni walczyć o trwałoś małżeństwa i jego świętoś, która jest gwarantem zdrowia moralnego rodziny. Bardzo ważna jest wspólna modlitwa w rodzinach. Gdy człowiek odchodzi od Boga, przestaje się modlić, wybiera życie w grzechach, przestaje odróżniać dobro od zła, a często nawet zło nazywa dobrem. Jeśli na nowo postawimy na Jezusa Chrystusa i postawimy Go w centrum naszego życia, działanie Bożej łaski będzie skutecznie uwrażliwiać i wyostrzać nasze zmysły i rozum. Człowiek, który jest blisko Boga, w sposób naturalny szuka tego, co czyste, dobre, harmonijne i piękne. Intuicyjnie odczuwa wstręt do tego co odciąga od Boga, co ma związek z tzw. kulturą śmierci. Przestrzeń grzechu, w której żyje niestety wielu rodziców, to przestrzeń odłączenia od Boga, a wtedy trudno o wrażliwość na to, co rzeczywiście szkodzi dzieciom.
Ks. Sławomir Kostrzewa – ur. 1979 r., absolwent kulturoznawstwa i teologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się tematyką zagrożeń duchowych pojawiających się w mediach i przemyśle rozrywkowo-edukacyjnym. Prowadzi konferencje dla rodziców i wychowawców nt. zagrożeń duchowych dzieci obecnych w popkulturze. Autor słynnej prezentacji internetowej pt. „Odebrać dzieciom niewinność?”.