Spektakl "Golgota Picnic" po raz kolejny w najnowszej historii Polski wzbudził konieczną i ciągle aktualną dyskusję na temat granic wolności sztuki. Z jednej strony mamy zwolenników opcji, która głosi, iż wolność sztuki jest wartością nadrzędną i nigdy, w żadnej sytuacji nie może być blokowana ani cenzurowana. Jest to zrozumiałe o tyle, że dotyczy to kraju, w którym komunistyczne władze skutecznie blokowały artystom przez długie lata swobodę wypowiedzi. Paradoksalnie to właśnie w tych trudnych warunkach sztuka potrafiła wydawać najbardziej wartościowe i poruszające dzieła i najbardziej służyła człowiekowi. Po drugiej stronie barykady mamy ludzi, dla których niektóre "wyroby" współczesnej kultury są swoistym podeptaniem ich człowieczeństwa, obrazą ich uczuć molarnych i religijnych. Trzeba także jasno powiedzieć, że chroni ich Konstytucja i Prawo Karne, które wyraźnie stwierdza w artykule 257 – „kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Wolność - w ogóle - nie jest wartością absolutną, ma swoje granice, a granicą mojej wolności jest drugi człowiek. Wartością nadrzędną ma być człowiek i jego godność. W Polsce istnieje wolność słowa, ale za znieważanie drugiego człowieka grożą nam kary. Czy ktokolwiek kto kieruje się zdrowym rozsądkiem krytykuje polskie prawo za to, że poddaje pod sąd osoby które np. znieważają prezydenta? Czy twierdzimy, że karanie osób, które nas znieważają, to ograniczanie wolności słowa? Oczywiście że nie. To nie wolność sama w sobie jest miarą dojrzałości cywilizacyjnej i kulturowej, ale zdolność stawiania granic wolności oraz uczciwe rozpoznanie potrzeby ochrony godności człowieka.
Wolność, która nie liczy się z drugim człowiekiem, zamiast służyć człowiekowi, w istocie go zniewala i niszczy. Źle rozumiana wolność staje się także anarchią. XX wiek wydał niezliczoną ilość "dzieł" sztuki, które zniszczyły i umniejszyły człowieka, zdemoralizowały pokolenia. Kulturoznawcy i krytycy sztuki tony papieru poświęcili badaniom nad tym zjawiskiem. Wiele tzw. dzieł sztuki nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, gdyż przyczyniły się do szerzenia nienawiści, zbrodni ludobójstwa. Badania nad rozwojem człowieka już kilka dekad temu potwierdziły wpływ kultury masowej na rozwój człowieka, na kształtowanie się jego psychiki. Jest nieporozumieniem upierać się, że wszystko, co dotyczy sfery kultury można swobodnie produkować, finansować, przedstawiać i promować - w imię źle pojętego prawa do swobody wypowiedzi artystycznej. Nie ma sztuki moralnie obojętnej. Sztuka albo służy człowiekowi, albo go niszczy, rani, upadla.
Protesty skierowane przeciwko "Golgota Picnic" nie pochodzą od jednostek, ale możemy mówić o masowym sprzeciwie wielu środowisk. To są ludzie, dla których sprawa Męki i śmierci Jezusa Chrystusa jest najwyższą świętością i z tego tytułu domaga się traktowania w godny i wyważnony sposób. Artysta, który mieszając z błotem największe tajemnice zbawienia chrześcijan równocześnie twierdzi, że pomaga im odnaleźć głębszy sens ich wiary, zgłębić tajniki ludzkiej egzystencji albo nie rozumie chrześcijaństwa, albo celowo dokonuje prowokacji.
Irytujący jest argument, że na temat sztuki nie powinny wypowiadać się osoby, które go nie oglądały. To tak jakby twierdzić, że lekarz nie ma prawa wypowiadać się o chorobie, na którą sam nie chorował. W internecie są dostępne zdjęcia tego spektaklu i fragmenty nagrania video, które są wystarczające, aby oddać charakter tej sztuki. Przeciwnik pornografii nie musi oglądać takich filmów, aby móc zaprotestować przeciwko filmom tego rodzaju.
Traktowanie o sprawach wiary (bez względu na religię) wymaga od artystów szczególnego szacunku. Nie jest to przestrzeń, gdzie można swobodnie eksperymentować. Potrzeba minimum empatii, by zrozumieć, że ludzie poważnie traktujący swoją wiarę nie pozwolą na opluwanie tego , co dla nich święte. Tak na marginesie, ciekaw jestem, czy twórca "Golgota Picnic" pozwoliłby sobie na podobne eksperymenty twórcze z materią Koranu... Część mediów okazuje się nie mniejszą obłudą. Niektórzy redaktorzy np. "Gazety Wyborczej" sporo miejsca poświęcili krytyce osób sprzeciwiających się inscenizacji "Golgota Picnic" w Polsce. Ciekaw jestem, co by napisali, gdyby jakiś artysta w Polsce stworzył spektakl, w którym Holocaust potraktowano by jak Mękę Chrystusa w "Golgota Picnic" - na sposób rynsztokowy i pornograficzny.
Sądy w Polsce są zadziwiająco wyrozumiałe dla tych, którzy pod płaszczykiem sztuki profanują najbardziej święte znaki wiary katolickiej (procesy przeciw Nergalowi, Dorocie Nieznalskiej, sprawa przeciwko filmowi Jacka Markiewicza "Adoracja Chrystusa" emitowanego w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie). Rodzi to coraz większe niezadowolenie społeczne i oczywiste wnioski, że państwo polskie nie broni swoich obywateli wyznających wiarę katolicką, że traktuje ich jak obywateli trzeciej kategorii, a zapisy prawa pozostają martwą literą. Osobiście nie dziwię się ludziom, którzy nie ufają wymiarowi sprawiedliwości, nie wierzą w to, że państwo w uczciwy sposób obroni swoich obywateli i zaczynają organizować protesty przeciw kolejnym aktom profanacji i szyderstw z naszej wiary. Ufam jednak, że formy tych sprzeciwów pozostaną chrześcijańskie.
Podam przykład: wyobraźmy sobie, że jakiś artysta wystawi w teatrze sztukę o tobie, gdzie przedstawi ciebie jako skończonego drania, a twoją żonę, którą bardzo kochasz, jako skończoną dziwkę. Co jest uzasadnione: bronić swojego dobrego imienia i własnej żony czy milczeć, szanując prawo artysty do swobodnej wypowiedzi? Gdy atakują to, co jest dla ciebie ważne, święte, co kochasz, masz prawo tego bronić i zrobić wszystko, co w twojej mocy - oczywiście cywilizowanymi, chrześcijańskimi środkami - aby zachować swoją cześć i honor.
Chrześcijanin nie może być fujarą, który pozwala się "prać po pysku", bo komuś się tak podoba. Chrześcijanin ma prawo protestować i bronić się, ma prawo kształtować przestrzeń publiczną w taki sposób, aby była to przestrzeń przyjazna dla niego i dla wartości, które uznaje za ważne.
ks. Sławomir Kostrzewa
(ur. 1979) - absolwent kulturoznawstwa i teologii, kapłan archidiecezji poznańskiej.