Mało tego. Informuje, że „Osoby współpracujące z suspendowanym ks. Piotrem Natankiem przyczyniają się do rozłamu wspólnoty wierzących”, a „Współdziałając w niszczeniu jedności Kościoła, popełniają grzech”… Grzech, z którego mogą być rozgrzeszeni pod warunkiem „odstąpienia od wspierania rozłamu w Kościele i gotowości naprawienia wyrządzonego zła”.

 

Chętnie bym się dowiedział z wiarygodnych źródeł, ilu „zwolenników” ma suspendowany doktor habilitowany jednej z katolickich uczelni. Z równą chęcią dowiedziałbym się, dlaczego właśnie przed nim tak drżą polscy biskupi katoliccy. Drżą zresztą nie od dziś. Już w czasie wakacji ze zdumieniem wykryłem, że w niejednym biskupie posługujący się sprawnie internetem mieszkaniec małopolskiej (w sensie województwa) pustelni, budzi szczery lęk. Nie chce mi się zgłębiać przesłania, które głosi suspendowany duchowny, ale być może będę musiał, aby dowiedzieć się, co tak atrakcyjnego dla powierzonych sobie duszyczek widzą w nim nasi hierarchowie, że wydają dość alarmistyczne w tonie enuncjacje.

 

Jeden wielce zacny zakonnik i doktor teologii komentując na Facebooku link do episkopalnego oświadczenia napisał: „a teraz poproszę jeszcze o listę diecezji i parafii, które do niedawna zapraszały ks. dr hab. Piotra Natanka i zezwalały na jego kaznodziejskie występy… Zapraszam też do ujawnienia zwolenników intronizacji, różańcowej krucjaty w obronie ojczyzny, Stowarzyszenie ks. Piotra Skargi oraz innych sekt funkcjonujących z placet swoich proboszczów… Natanek to tylko czubek góry lodowej”.

 

Brzmi to jeszcze bardziej przerażająco niż oświadczenie Rady Stałej, z którego dla mnie przebija przede wszystkim pełna obawy bezradność. No bo na dziś sprawa wygląda tak, że nie tylko Rada Stała, ale cały episkopat nie jest w stanie nic wobec takich zjawisk, jak pustelnia w pobliżu słowackiej granicy i zwolennicy jej założyciela, zrobić (w wymiarze doczesnym). Tak naprawdę może albo udawać, że nie dostrzega, albo wydawać oświadczenia, z dużym prawdopodobieństwem oczekując, że zostaną przez najbardziej zainteresowanych w najlepszym razie zlekceważone, jeśli nie publicznie obśmiane i wyszydzone.

 

No bo przecież trudno się spodziewać, że jakiś proboszcz zostanie odwołany za to, że pomógł swoim parafianom wynająć busa na wyprawę w okolice takiego czy innego Beskidu…

 

eMBe/Stukam.pl