Portal Fronda.pl: Sąd Okręgowy w Rzeszowie nakazał przeprosić szpital Pro-Familia za rzekome naruszenie jego dobrego imienia. Panowie Jacek Kotula i Przemysław Sycz podczas demonstracji pro-life mówili, że w szpitalu tym zabijane są dzieci. Dlaczego sąd nie chce, by nazywać aborcję po imieniu – zabijaniem?
Ks. Tomasz Kancelarczyk: Stwierdzenie o zabijaniu musiałoby pociągnąć za sobą dalsze konsekwencje w prawodawstwie. Dlatego sąd będzie trzymał się tej aborcyjnej retoryki: o terminacji, usunięciu, aborcji – ale nie o zabijaniu. Niestety, jest dzisiaj tak, że środowiska aborcyjne na wszelkie sposoby bronią się przed tym, by nazywać rzeczy po imieniu. Z wyroku Sądu Okręgowego w Rzeszowie wynika, że jako obrońcy życia wszyscy jesteśmy przestępcami. Bo przecież nikt z nas nie powie o aborcji inaczej niż zabicie nienarodzonego człowieka. Sąd boi się prawdy, bo ta – w oczy kole. Sąd nie wypowie się językiem prawdy, ale takim, który tkwi w aborcyjnym zakłamaniu.
Mam nadzieję, że nie zabraknie takich ludzi jak panowie Jacek Kotula i Przemysław Sycz, którzy będą aborcję nazywać po imieniu: zabicie nienarodzonego człowieka. Inne określenia to wyłącznie eufemizmy, które fałszują rzeczywistość.
Jeżeli państwo będzie dalej forsować aborcyjną retorykę i penalizować mówienie o zabijaniu bez ogródek, to jak mają postępować środowiska broniące życia?
Są dwie drogi dalszego rozwoju wydarzeń. Może to postępować – oby tak nie było- w kierunku naszej rezygnacji z walki o prawdę. Będzie tak, jak przewiduje Mary Wagner: jeżeli nie staniemy w obronie życia, to w Polsce będzie jak w Kanadzie. A tam dziecko do momentu urodzenia nie ma prawa nawet do słowa „dziecko”. Mówi się tylko o masie czy tkance ciążowej, płodzie, embrionie. Z drugiej strony może to też pójść w kierunku wzmożenia naszej walki i zmianie obecnego stanu rzeczy. Jeżeli ma tak być, to walka ta musi być powszechna. Zacytuję tu Jana Pawła II: „Potrzebna jest powszechna mobilizacja sumień i wspólny wysiłek etyczny, aby wprowadzić w czyn wielką strategię obrony życia”. Każde słowo z tego ustępu Evangelium Vitae jest niezwykle mocne i dobitne, mówi o czymś więcej, niż tylko o rzucaniu sloganów „jestem za życiem”. Te słowa domagają się działania. Takie osoby jak Mary Wagner doświadczają tragedii związanej z zabijaniem nienarodzonych. Co można w tym świecie zrobić, jak nie rzucić się pod pociąg cywilizacji z kartką z napisem: „nie zabijaj”? Ten pociąg gniecie obrońców życia, którzy trafiają do więzienia. Każdy powinien się liczyć z taką ewentualnością, że po prostu przyjdzie nam siedzieć.
Czy Watykan jest w stanie wywierać w kwestii prawa do protestu przeciwko zabijaniu nienarodzonych jakieś naciski na rządy państw zachodnich?
Nie. Moim zdaniem nie tędy droga, to nie ma takiej siły przebicia. Kościół działa zupełnie inaczej. Odwołam się do marszu życia w Berlinie. Wyjście w pokorze z krzyżem, pomimo tego, że naokoło z prawa i z lewa ciskane są wyzwiska, są obraźliwe gesty, profanacje krzyża… A my jednak idziemy, w taki sposób, by demonstrować dobro i prawdę. Poza takim działaniem nie mamy siły nacisku. Jezus od 2000 lat wzywa, żebyśmy walczyli krzyżem, ale w znaczeniu głęboko duchowym.
A jak ocenić retorykę, siłę wyrazu Ojca Świętego Franciszka, gdy mówi o aborcji? To wystarczająco mocny język?
Nie ma wystarczająco mocnego języka w sprawie aborcji. Żaden nie wystarczy by opisać to, co się dzieje. To musiałby być język krzyku, płaczu, bólu, które przeżywa zabijane dziecko. Myślę, że próbujemy na różne sposoby docierać do współczesnego świata. Nie należy dzielić języka na lepszy i gorszy: może być inny. Jest bardzo ważne, by mówić na różne sposoby, w różnym ujęciu. Jan Paweł II mówił o cywilizacji śmierci. Papież Franciszek powiedział o kulturze wyrzucania na śmietnik. To inny język, ale chodzi o to samo: o walkę o wartość życia człowieka. Cieszę się zarówno gdy słyszę osoby wypowiadające się językiem dosadnym i radykalnym, jak i te mówiące językiem łagodnym.
W świecie Zachodu życie dziecka jest zagrożone już nie tylko podczas ciąży. W Belgii zalegalizowano eutanazję dzieci; pojawiły się już też, jeszcze odosobnione, propozycje przeniesienia tego rozwiązania na grunt niemiecki, wcześniej mówiono o tym też między innymi w Kanadzie i Australii.
To dalszy krok współczesności w stronę barbarzyństwa, fatalny znak dla dalszego rozwoju świata. Możemy przewidywać, czym się to skończy. To droga w kierunku samozagłady, odczłowieczenia. Człowieczeństwo skończy się najpierw w nas, a potem w wymiarze fizycznym.
Wspomniałbym tu też o tym, co dzieje się na Ukrainie. Od dawna otrzymywałem informacje, jak wiele dokonuje się tam aborcji. Opowiada o tym dużo kobiet, które przyjeżdżają do Polski. Jedna z nich, która urodziła już sześć czy siedem dzieci mówiła, że byłą namawiana do zabicia kolejnego dziecka. Uznano ją wręcz za jakiegoś dziwoląga, no bo po co tyle dzieci, dlaczego nie dokonać aborcji? Wiele kobiet traktuje to jako formę antykoncepcji. Gdy wybuchła na Ukrainie wojna to mówiłem od początku: nie dziwię się temu. Krew była przelewana tam już dawno. Ta wojna to odpowiedź na to, co działo się tam wcześniej. Współczesna cywilizacja gotuje sobie taki los. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz na nas przyszły jakieś straszne rzeczy. Przecież zło już się dzieje. Jeżeli mamy trochę poczucia tego, co dzieje się względem nienarodzonych… To jest przedsmak piekła.
Musimy podjąć wysiłek i nazywać sprawy po imieniu. Nie bądźmy jak mafia i przestępcy, którzy nie przyznają się do zabijania, tylko do „sprzątania”. Tymczasem sąd mówi językiem przestępców. Sąd okazał się sądem mafii aborcyjnej. Nie nazywa rzeczy po imieniu. Tymczasem aborcja to, owszem, usankcjonowane prawnie, ale to po prostu zabicie nienarodzonego człowieka. Wyrok, o którym mówiliśmy na początku, będzie albo jakimś otrzeźwieniem, albo krokiem w stronę całkowitego zakłamania.
Rozm. Paweł Chmielewski