Coraz częściej spotykam się z postawą, gdy osoby wierzące negują posługę psychologa czy psychiatry, stawiając ją jako przeciwstawną religii. Konfrontacyjna postawa jest jednak bardziej charakterystyczna dla freudyzmu i marksizmu, a nie dla podejścia chrześcijańskiego.
Zarówno wyznawcy klasycznej psychoanalizy jak i materialiści dowodzili sprzeczności religii i psychologii. Następnie starali się podporządkować wszystkie aspekty wiedzy, włącznie z religią, nauce o psychice człowieka. Tymczasem relacja teologiczne i psychologiczne mogą dobrze funkcjonować obok siebie i współpracować.
Wiara i rozum
Pisał o tym św. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio dowodząc, że nie powinno rozdzielać się wiary i rozumu, bowiem ich współdziałanie pozwala człowiekowi poznać siebie, świat i Boga. Innymi słowy poznanie człowieka może być ubogacone osiągnięciami psychologii i psychiatrii, jednak nie może być zdominowane przez te gałęzie nauki.
Księża Jezuici, Mieczysław Kożuch SJ i Jacek Poznański SJ, uważają nawet, że psychologia pozwala, zarówno wiernym jak i kapłanom, stanąć w prawdzie przed Bogiem oraz przyczynić się do zwiększenia wolności wewnętrznej i odpowiedzialności za własne wybory. Negowanie dorobku psychologii byłoby zmarnowaniem i zlekceważeniem tej ważnej posługi, wzbudzonej przez Boga.
Niemniej należy pamiętać, że moc uzdrawiania, także w aspekcie psychicznym czy psychologicznym należy do Chrystusa. Liczne świadectwa dowodzą, że można osiągnąć ten sam efekt terapeutyczny, nie tylko przez lata pracy z wykwalifikowanym terapeutą, ale w jednej chwili, dzięki wierze i działaniu łaski Jezusa Chrystusa.
Dlaczego się tak dzieje? W mojej opinii wynika to z faktu, że współczesna psychologia zbytnio skupia się na wyrażaniu emocji pacjenta, jako drodze do jego ozdrowienia, a zbyt mało uwagi poświęca kluczowemu elementowi ostatecznego uzdrowienia – procesowi przebaczenia i pogodzenia się z własnym losem.
Dialog, nie walka
Znany rekolekcjonista i zarazem psycholog dr Marek Dziewiecki – przypomina, że dokumenty soborowe i posoborowe zachęcają do interdyscyplinarnego podejścia do osoby człowieka, w tym do korzystania z osiągnięć psychologii i socjologii. Tego samego zdania był św. Jan Paweł II, pisząc:
„Należy docenić dorobek współczesnej psychologii w zakresie wyjaśniania świadomych i nieświadomych procesów psychicznych w człowieku. Nie budzi wątpliwości twierdzenie, że pogłębiona znajomość teorii psychologicznych ułatwia ocenę ludzkiej odpowiedzi na Boże powołanie w sposób bardziej precyzyjny i zróżnicowany niż w płaszczyźnie filozoficznej czy teologicznej”.
Zdaniem ks. Dziewieckiego warunkiem dobrej współpracy między psychologią a chrześcijaństwem jest uznanie, że powołanie człowieka przekracza jego subiektywizm i skupianie się wyłącznie na sobie. Osoba ludzka musi mieć świadomość chrześcijańskiego rozumienia miłości jako daru z siebie, natomiast ostatecznym celem ludzkiego życia musi być Bóg.
Z powyższego wynikają kolejne elementy: powiązanie wolności z odpowiedzialnością, łącznie z jej ograniczeniami, akceptacja cierpienia i krzyża, jako nieodłącznych aspektów ludzkiego życia oraz nadzieja i ufność w miłości Bożej. Jeśli tego typu przesłanki są negowane przez psychologa to rzeczywiście dobra współpraca jest niemożliwa w takim samym zakresie jak wówczas, gdy chrześcijanin neguje osiągnięcia psychologii.
Mieszanie pojęć
Ogólnie wzajemna niechęć między chrześcijaństwem a psychologią może wynikać z niezrozumienia dziedzin, które mieszczą się w obydwu obszarach. Może się też zdarzać, że psychologia wkracza w tematy zarezerwowane dla chrześcijaństwa, jak i odwrotnie. Przykładowo chrześcijaństwo sprowadza się do sfery emocji, np. spontanicznego reagowania na znaki, czy do innych aspektów świadczących o emocjonalnej niedojrzałości wyznawcy. Psychologia może natomiast nie tyle negować religijność człowieka, co pretendować do wszechnauki, znającej odpowiedzi na wszelkie pytania, co już zakrawa na śmieszność.
Generalnie w środowisku rodzimych terapeutów widać niepokojącą tendencję, że na rynku funkcjonuje mnóstwo psychologów klinicznych, czy terapeutów skoncentrowanych na pracy z emocjami, a ze świecą szukać specjalistów, którzy pracują z pacjentami mającymi np. problemy poznawcze.
Innymi słowy psychologowie chętniej zajmują się poprawianiem komfortu życia swoich pacjentów, a brakuje specjalistów, którzy rehabilitowaliby pacjentów po wypadkach, udarach czy wylewach. Nie wiem, czy to syndrom naszych czasów, czy po prostu łatwiej zajmować się cudzymi emocjami, niż brać udział w ślamazarnym i z pewnością mniej atrakcyjnym poznawczo przywracaniu ludzi do dawnej sprawności.
Tomasz Teluk