Fronda.pl: Jak ocenia Pan działania ABW ws. kolejnego „polskiego Breivika”?

 

Nadkom. Dariusz Loranty (wieloletni pracownik Wydziału ds. Terroru Kryminalnego i Zabójstw KSP): Nie wydaje mi się, aby miał cokolwiek wspólnego z Breivikiem, zresztą to kolejny „polski Breivik”, ale tamten już zniknął z mediów (chodzi o sprawę Artura Ł. o którym pisał m.in. portal Fronda.pl – przyp. red.).  Oryginalny  Breivik w syjonizmie widział raczej przykład radzenia sobie z tzw. multikulturowością, natomiast Brunonowi K. chodziło chyba o coś zupełnie innego. Bo, gdy media podają, że mówił o „obcych”, natychmiast dodaje się „antysemityzm". Raczej dopatrywałbym się analogii do ostatnio ujawnionego zamachowca w USA, gdzie służby „wszystko przygotowały”. Gdy znalazł się człowiek to i wynik  już był.

 


Ważny organ bezpieczeństwa państwa już wcześnie rano poinformował o tym wydarzeniu….

 

Ogłoszenie wczoraj o godz. 7 rano z całą pewnością jest elementem jakiejś gry, wyłapywania osoby o jakichś zaburzeniach. Nie ulega wątpliwości, że zamierzał coś zrobić, ale przebieg całej sytuacji był przewidywalny do bólu. Tyle, że chyba jako pierwszy w mediach zwróciłem uwagę, że nie należy wierzyć w ciemno i, że są inne scenariusze. Jeszcze przed godz. 8, w TVP Info przedstawiłem trzy możliwe przesłanki tej informacji, podpierając się przykładem z USA. Jazgot, jaki wywołała moja wypowiedź był donośny (śmiech).  Dopiero na konferencji o godz. 10 ujawniono coś więcej i powstawały kolejne wątpliwości. Przed 11-tą przedstawiłem wersję, która wtedy wydawała mi się tylko prawdopodobna. Później okazało się, że jest jednak właściwa. Tyle, że w telewizjach zaczęły się nasiadówki ekspertów od bezpieczeństwa uwiarygodniających informację medialną. Moja wersja była głosem wołającego na pustyni. Później pojawili się eksperci społeczno-moralni, pomijam już politycznych…

 


Czy jest Pan zaskoczony, że tylko Brunon K. jest zatrzymany?

 

Tak. Gdyby rzeczywiście potwierdziły się rewelacje medialne, to co z pozostałymi sprawcami? Jeżeli uciekli, są nieuchwytni, to nikt nie pozwoliłby na to, aby taka informacja przeciekła do przestrzeni publicznej! Za czasów prezydenta Kwaśniewskiego, za jakieś wypowiedzi na forach norweskich dotyczące Rzeczypospolitej ogłaszano alerty, stany podwyższonego zagrożenia państwa. Gdy tu było jakiekolwiek realne zagrożenie, nie pozwolonoby prezydentowi na maszerowanie 11 listopada. Choć, swoją drogą, w prezydenckim przemarszu uczestniczyła nadzwyczaj duża ilość żołnierzy. Nie wiem tylko, czy dla bezpieczeństwa czy podbicia liczby maszerujących (śmiech). W przypadku eksplozji sugerowanej ilości materiałów, byłaby to rzecz bez znaczenia dla bezpieczeństwa głowy państwa.

 

 

Czy prezentowanie przez ABW efektów swojej codziennej pracy w świetle fleszy jest dobrym rozwiązaniem?

 

Jes to kolejne irracjonalne zachowanie. Przy okazji sprawy Katarzyny W. z Sosnowca mieliśmy do czynienia z czymś podobnym. Prokuratura organizowała konferencje, informowała o szczegółach, itd. A teraz? 7 rano i już informacja o udaremnieniu zamachu na życie prezydenta. Robiło to wrażenie, ale nie rozumiem na jakiej zasadzie wielu ekspertów podtrzymywało taką wersję! Przecież wiedzieli dokładnie tyle, ile przeciętny Kowalski... Tym bardziej, że z czasem mieliśmy do czynienia z kolejnymi elementami układanki, które nie zgadzały się ze sobą. Np. 4 tony, jakie miał zgromadzić Brunon K, to nieznany dotąd przypadek na kontynencie. No, chyba, że Hamas ma tu swoje rezerwowe siły (śmiech). Na takie wystąpienia może sobie pozwolić Izrael, gdzie mamy do czynienia z realnym zagrożeniem terrorystycznym czy Stany Zjednoczone, bo jest tam zupełnie inna struktura państwa i mechanizm ochrony bezpieczeństwa.

 


A przedmioty zaprezentowane na konferencji?

 

Zapewniam, że policjanci dużo ciekawsze okazy znajdują podczas cyklicznych  przeszukań w środowisku kolekcjonerów (śmiech). Co ciekawe, były one bardzo często zwracane właścicielom.

 

 


Co w takim razie z zarzutami?

 

To wzbudziło moje kolejne wątpliwości, bo padły sformułowania, które pozostają ze sobą w sprzeczności. Jeżeli rzeczywiście planował zamach i podjął działania przeciwko legalnej władzy, to dlaczego dostaje taki śmieszny zarzut? Na ile znam się na technice działań operacyjnych, to mogę stwierdzić, że najprawdopodobniej wpuszczono go w jakiś kanał.

 


Co to oznacza?

 

Nie wykluczam jakiejś wpadki w trakcie tej operacji. Może coś poczuł, a może któryś z agentów zapytał go, ile potrzeba materiałów wybuchowych, aby wysadzić Sejm? On strzelił, że 4 tony i gotowe! Mógł to puknąć w mailu lub powiedzieć i już nagrane. A pamiętajmy, że nikt nie jest w stanie wytworzyć 4 tony takich materiałów w warunkach domowych! Ta sprawa wyjątkowo śmierdzi. Być może służby przygrały w sposób ewidentny, chcąc wskazać potrzebę ich istnienia i spreparowały całe wydarzenie. Nie oznacza to jednak, że twierdzę, iż Brunon K. nie dokonał przestępstwa czy pochwalam cokolwiek z jego wypowiedzi. Ten człowiek podpisywał się pod swoją działalnością, wskazywał miejsce swojego pobytu, z niczym się nie krył. Są dwie opcje: albo jest chory psychicznie albo ktoś nim bardzo starannie kierował.

 


Jaka jest zatem Pańska wersja przebiegu tej operacji?

 

Był sobie człowiek o specyficznych zainteresowaniach i zaburzeniach emocjonalnych. Ktoś doniósł na policję, oni trochę obrobili, czyli uwiarygodnili informację. Następnie sprawę przejęły służby, może któryś z policjantów przechodząc do ABW, może za bardzo się chwalili. Służby zaś zrobiły z tego operacje specjalną. Czyli podstawiono mu osoby, przykrywkowców lub agentów zadaniowych i nakręcono faceta. Być może jeszcze udało się kogoś z otoczenia zwerbować lub znaleźć kolejnego jelenia. Jest grupa i trzeba z prokurować jakąś akcję… Wydaje mi się, że facet nie był typem,  który mógłby się zamachnąć na kogokolwiek, więc chyba zgłosili się ochotnicy. W jego obecności mogli mówić, co zrobią, jak będą działali, on słuchał, a może się nawet odezwał. Przedstawiony w mediach pomysł jest irracjonalny. Tak na rozgłos, pod publiczkę. Zamach na wszystkich jednocześnie jest wzorowany na pewnym kandydacie z Białegostoku, który mówił, że „niczego nie będzie” (śmiech) . Prowadzono go jak jelenia na odstrzał. W rzeczywistości  mógł - co najwyżej - o czymś poinstruować, no i… zawsze miał jakieś materiały wybuchowe. W sumie spełnił znamiona ustawowe przestępstwa i jest wynik. Podkreślam, że nie twierdzę, iż takie operacje są niepotrzebne. Tak się pracuje, tak się robi i tak być powinno, ale efekty mogą być różne szczególnie polityczne. Prawdopodobnie ten człowiek wpadł w sidła, które sprowokowały jego następne zachowania, ale szczerze wątpię w informacje o zorganizowanej grupie już istniejącej, realnym zagrożeniu terrorystycznym.

 

 

Czyli jednak hucpa służb?

 

Raczej walka. Ale znowu niezawodne „wiewiórki na mieście” powiedziały mi, śmiejąc się z rzekomych prób ograniczenia kompetencji służb, że rośnie nam nowa instytucja i to instytucja cywilna, bo służby są zbyt drogie. Nie widzę, aby im zabierano jakieś uprawnienia. Chyba chodzi o jakiś obszar pracy operacyjnej. Obawiam się, że powstanie w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji i będzie kontrolowała treści internetowe. Wprowadzą „coś”, tyle, że nie drzwiami, a oknem kuchennym. Zabawię się w proroka: w najbliższym czasie zaczną się poważne zmiany organizacyjne w jednostkach straży pożarnej na stanowiskach dyżurnych, oczywiście z inicjatywy „cyfrantów”.

 

Nie należy wykluczać jakichś celów politycznych, odwrócenia uwagi lub skierowania jakiegoś problemu na boczny tor. W końcu świat dowiedział się, że w Polsce miało dojść do prawdziwego zamachu…

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Aleksander Majewski