Marta Brzezińska: Dziennikarze „Nowego Państwa” ujawnili w najnowszym numerze magazynu notatkę, zawierającą pierwszy opis terenu, na którym znajduje się sławna pancerna brzoza, a który obala tezę o tym, jakoby właśnie zahaczenie przez skrzydło tupolewa o drzewa było przyczyną katastrofy. Jak Pan ocenia ten dokument?

 

Antoni Macierewicz: To dokument sensacyjny, przede wszystkim dlatego, że robi wrażenie niezwykle wiarygodnego. Mamy do czynienia z pierwszym tak dokładnym, bardzo szczegółowym opisem miejsca katastrofy. Pierwszym, bo dokonanym już o godz. 15:00, czyli cztery godziny po katastrofie. To dokument urzędowy. Metr po metrze urzędnicy rosyjskiego komitetu śledczego, idąc po terenie, opisują każdy fragment zmiany, jaka na nim nastąpiła. Opisują każde drzewo, każdy fragment samolotu, który napotkają, każdą ścieżkę. Ich opis jest niesłychanie szczegółowy i precyzyjny. Jak powiedziałem, dokument jest urzędowy, podpisany przez funkcjonariuszy komitetu śledczego i dwóch świadków. Oczywiście, musimy mieć świadomość, że są to świadkowie rosyjscy, urzędnicy to także Rosjanie i niestety, obecni tam prokuratorzy polscy z niewiadomych powodów, chociaż mieli taką możliwość, nie uczestniczyli w oględzinach miejsca zdarzenia. Mamy więc bardzo szczegółowy ogląd zdarzenia, krok po kroku śledczy dokładnie opisują wszystkie zmiany poszycia, wyglądu napotykanych budynków, terenu. Jak wspomniałem, trzeba mieć na uwadze to, że dokument sporządzili rosyjscy śledczych. Jednak eksperci, po porównaniu notatki ze znanymi mapami miejsca zdarzenia, nie zauważyli zasadniczych odstępstw. Rewelacyjne jest to, że dokument pokazuje zupełnie inny przebieg wydarzeń, inny kształt terenu niż to, co trzy dni później przedstawił fotoamator pan Anielin, a czym się posługuje MAK i komisja Millera. Okazuje się, że słynna pancerna brzoza (nota bene, analogiczne drzewo jest wzmiankowane w notatce tyle, że złamane zostało zaledwie na wysokości jednego metra od góry brzozy). To oznacza, że brzoza w żaden sposób nie mogła być „pancerną” i nie mogła doprowadzić do zniszczenia samolotu. Innej brzozy, która by taką funkcję mogła spełnić, w opisie Rosjan nie ma. Mamy bezpośredni dowód na to, że to nie brzoza była przyczyną tragedii samolotu. To nie brzoza zabiła polskiego prezydenta i polską elitę.

 

Jakie jeszcze nowe fakty wychodzą na jaw przy okazji ujawnienia notatki?

 

To, co także uderza w opisie, z którym mamy do czynienia w dokumencie, to fakt olbrzymiej ilości szczątków, wszędzie porozrzucanych. Mniejszych, większych, a nawet wiszących na drzewie, czy wręcz na dachach niższych budynków, które mijają śledczy. To robi wrażenie, jakby grad odłamków spadał na drzewa, budynki, miejsce wydarzeń, niszcząc zresztą okoliczny drzewostan. Śledczy opisują też zarówno gałęzie, jak i odłamki drzew, które są na dachach. A zatem, musiały one odrywać się z olbrzymią siłą od rozpadającego się samolotu. To bardzo realistyczny opis, przesądzający o tym, że raporty pana Millera i pani Anodiny oparte są na sfałszowanym obrazie wydarzeń. Trudno zresztą się temu dziwić, jeżeli nigdy polscy śledczy nie dokonali oglądu miejsca zdarzenia, nie badali wraku i bazowali na pracy fotoamatorów. Ich zdjęcia zostały zrobione dopiero trzy dni po katastrofie, a tu mamy do czynienia z dokumentem z godz. 15 10.04.2010. Różnica materiału dowodowego jednoznacznie przesądza o wiarygodności obu wersji wydarzeń.

 

Przeciwko tezie o pancernej brzozie przemawiał także dokument Anity Gargas „Anatomia upadku”, w którym jasno powiedziano, że gdyby tupolew faktycznie zszedł na taką wysokość, by ściąć skrzydłem brzozę, to musiałby także pościnać rosnące wokół drzewa. Logicznie myśląc – nie mógł przecież wybiórczo zahaczyć tylko o jedno drzewo.

 

To absolutna prawda, zwłaszcza, że w dokumencie, o który mnie pani pyta, opisane są bardzo dokładnie zniszczenia drzewostanu i widać, że nie ma większej liczby takich drzew, które poprowadziłyby po ścieżce, którą rysuje zarówno pan Miller, jak i pani Anodina na podstawie zdjęć fotoamatora Anielina. Wyraźnie widać więc, że mamy do czynienia z jakąś sztuczną kreacją. Niewiarygodną.

 

Notatka opublikowana przez „Nowe Państwo” to kolejny dowód, który obala tezy forsowane przez MAK i komisję Millera. Czy jesteśmy zatem bliżej prawdy o tym, co się wydarzyło w Smoleńsku?

 

Ten dokument wyklucza całkowicie podawaną przez Millera wersję. To fakt bezsporny. Za to inne badania, które przeprowadzili profesorowie Szuladziński, Binienda i Nowaczyk wskazują na to, że hipoteza eksplozji, i co za tym idzie, udziału osób trzecich jest najlepiej tłumaczącą to, co się wydarzyło w Smoleńsku. W tym sensie jesteśmy bliżej prawdy. Myślę, że podczas debaty, która odbędzie się 5 lutego zostaną przedstawione najnowsze badania prof. Biniendy i pozostałych naukowców, a które przybliżą nas do bardzo dokładnego oglądu tego, jak przebiegał sam rozpad samolotu. My już w tej sprawie bardzo dużo wiemy, a wiele nowych faktów zostanie zaprezentowanych podczas debaty 5 lutego. Zapewne zapoznamy się wtedy z nowymi dowodami, dotyczącymi przebiegu rozpadu samolotu.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska


fot. Fakt.pl