Portal Fronda.pl: Jaka jest przyszłość Europy wobec zagrożenia islamskiego, któremu nie potrafi się przeciwstawić lewacki paradygmat polityczny w Europie Zachodniej?
Marian Piłka, Prawica Rzeczypospolitej: Mamy do czynienia z podbojem Europy przez islam. Elity polityczne Europy Zachodniej nie chcą przyjąć do wiadomości tej prawdy. Już dzisiaj w Brukseli ponad 40 proc. młodzieży szkolnej to młodzież muzułmańska. Nawet jeżeli nie mielibyśmy do czynienia z zamachami, to w ciągu dwudziestu kilku Belgia może stać się krajem o większości muzułmańskiej. W dłuższej perspektywie czasowej podobnie może być w innych krajach zachodnich.
Obecna fala migracji ma na celu przyspieszenie procesu islamizacji Europy. Względy humanitarne i społeczne mają w tej sprawie drugorzędne znaczenie. Dopóki Europa Zachodnia nie uzna, że jest w stanie wojny, to tę wojnę będzie przegrywać. Polityka multikulturalizmu doprowadziła do powstania dużych muzułmańskich grup społecznych w krajach Europy Zachodniej. Walka z islamizacją jest dzisiaj znacznie trudniejsza, bo muzułmanie nie są już tylko czynnikiem zewnętrznym, ale i wewnętrznym. Są obywatelami państw Europy Zachodniej. Polityka multikulturalizmu była wstępem do islamizacji Europy. Jedynym czynnikiem mogącym powstrzymać islamizację jest chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo jednak jest bardzo skutecznie wypychane z kultury i życia społecznego krajów zachodnich. Nie ma zatem żadnego czynnika mogącego powstrzymać islamizację zachodniej części kontynentu. Jeżeli Europa nie odrodzi się religijnie, to nie obroni własnej cywilizacji.
Co mogą zrobić kraje Europy Środkowo-Wschodniej?
Polska jest na uboczu tego procesu. Jesteśmy krajem biednym, imigranci nie chcą więc do nas przyjeżdżać. Mamy wciąż szanse na uchronienie się przed islamizacją, musimy jednak zakwestionować te fundamenty polityki europejskiej, które doprowadziły do obecnych problemów. Oznacza to rezygnację z polityki multikulturalizmu oraz, niestety, z otwartych granic, bo także to oznacza zagrożenie dla naszego kraju. Trzeba skutecznie się odgrodzić. Należy odejść od Schengen, wprowadzając na powrót kontrole graniczne - a także wizy dla obywateli państw zachodnich. To jedyna metoda mogąca uchronić Polskę przed zagrożeniem muzułmańskim. Polska nie może ulegać samorozpadowym tendencjom w Europie zachodniej. Odwrócenie tych tendencji jest bardzo trudne, bez przywrócenia chrześcijaństwa wręcz niemożliwe. Unia Europejska prowadzi jednak politykę destrukcji chrześcijaństwa. Wszelkie administracyjne próby powstrzymania islamizacji są ograniczone i nie będą skuteczne. Zresztą i do tego nie ma woli politycznej: Trzeba byłoby przecież deportacji środowisk muzułmańskich, które nie chcą szanować naszej cywilizacji, wartości i wolności.
Przewiduje pan, że w krajach Europy zachodniej muzułmanie będą stopniowo przejmować władze?
To proces właściwie nieuchronny. Jeżeli nie będzie zdecydowanego oporu, co oznacza także opór w wymiarze duchowo-cywilizacyjnym, to przejęcie władzy przez muzułmanów jest tylko kwestią czasu. Pojawią się umiarkowane środowiska muzułmańskie, które będą twierdziły, że tylko one są gwarantem zapobieżenia narastającemu chaosowi i terrorystycznym atakom. Partie te będą wzywać także niemuzułmanów do oddawania na nie głosy, przekonując, że zapewnią spokój. Przejęcie władzy przez umiarkowanych islamistów stanie się jednak wstępem co poddania się całkowitej kontroli radykalnego islamu.
W wielu krajach zachodnich zyskują popularność partie antyimigracyjne i przedstawiające się jako konserwatywne. Nie proponują jednak polityki prawdziwe chrześcijańskiej. Czy mimo wszystko jest to jakiś promyk nadziei, czy nie?
Myślę, te popularność tych partii jest przejawem społecznego rozkładu. Bez odwołania się do chrześcijaństw jako jedynego zasobu sił duchowych nie ma szans na skuteczne przeciwstawienie się islamizacji. Nie chodzi przecież tylko o powstrzymanie imigracji. Mamy do czynienia ze starciem cywilizacyjnym. Nawet jeżeli imigracja zostanie zatrzymana, to przy dynamice demograficznej muzułmanów islamizacja i tak będzie postępować naprzód. W tym starciu potrzeba cywilizacyjnej odpowiedzi, najpierw w wymiarze duchowym, a później społeczno-politycznym.
Wspominał pan wcześniej o odejściu od strefy Schengen. To osłabiłoby jednak gospodarczo Unię Europejską, wzmacniając zarazem pozycję Rosji.
George Soros postawił tezę, że trwa wyścig: Kto pierwszy się rozpadnie, Unia Europejska czy Federacja Rosyjska? Chociaż Rosja jest mocarstwem atomowym, to ma bardzo słabe podstawy społeczne i ekonomiczne. Nie ulega wątpliwości, że Rosji zależy na osłabieniu UE i Zachodu. Natomiast wcale nie oznacza to, że Rosja nie ulega tym samym procesom. W Rosji jest obecnie kilkanaście procent muzułmanów, w rosyjskiej armii – już ponad 30 procent. Także Rosja podlega islamizacji, nawet, jeżeli na mniejszą skalę niż niektóre kraje europejskie. Głęboki kryzys demograficzny będzie w Rosji przyspieszał te tendencje, co może stać się źródłem głębokich konfliktów i podziałów. Jeżeli UE rozpadnie się pierwsza, to stworzy to poważne zagrożenie geopolityczne dla Polski. Jeżeli natomiast UE przeciwstawi się islamizacji, to rozkład może wcześniej dotknąć Rosję.
Wygląda więc na to, że kraje Europy Środkowo-Wschodniej to jedyne kraje, które mogą nie ulec islamizacji.
To zależy, czy kraje w tym regionie będą chciały przeciwstawić się unijnym próbom pozbawienia ich podmiotowości. Nie ulega wątpliwości, że kwestia współpracy państw Europy Środkowo-Wschodniej ma dla Polski fundamentalne znaczenie.
Jak zatem ocenia pan działania polskiego rządu, który z jednej strony nie chce przyjmować imigrantów, a z drugiej aktywnie działa w Grupie Wyszehradzkiej?
Myślę, że gdy idzie o imigrację to rząd ulega raczej opinii publicznej, niż działa z własnej inicjatywy. Raz zgadza się na przyjęcie muzułmańskich migrantów, innym razem się z tego wycofuje. Opinia publiczna ma jednoznaczne stanowisko w tej kwestii, więc rząd czuje się zmuszony do konkretnych działań. Jeśli idzie o Grupę Wyszehradzką, to zasadniczym liderem jest Wiktor Orban. To on wyznacza agendę polityczną. Myślę, że to wiele ułatwia obecnemu rządowi. Nie było do tej pory działań inicjowanych przez Polskę, podąża się raczej za Węgrami. Polityka rządu jest, oczywiście, o wiele lepsza od polityki poprzedników. Wciąż jednak to nie Polska wyznacza kierunek działania Europie Środkowo-Wschodniej.