W przypadku oświadczeń, działań i dowolnych zachowań Tuska prawie wszystko jest jasne i dokładnie odwrotne niż wygląda. Tak się złożyło, że w tym samym tygodniu o bankrucie politycznym znów się zrobiło głośno. Najpierw ojczysta dla Donalda prasa, czyli niemiecki dziennik, napisał, że należy mu się druga kadencja „prezydenta” Europy, potem zaczęto cytować słowa „nie przyjeżdżajcie do nas”. Wystarczy sobie głośno powtórzyć to zdanie, aby od razu rozpoznać klasykę propagandową, którą znamy z czasów Ostachowicza.
Ile takich akcji para propagandzistów, uczeń i mistrz, przeprowadziła, tego nie policzy komputer Pentagonu. Nie ma za to żadnego problemu z rozpoznaniem autora. Czym się różni nagłe i brawurowe „nie przyjeżdżajcie do nas” od „wojny wypowiedzianej dopalaczom”, „walki z kibolami” i „wypalania korupcji gorącym żelazem”? Zupełnie niczym, taki sam bełkot, za którym nie idą żadne konkrety. Tym bardziej zastanawiające jest w jakim celu Donald się wychyla i kto mu kazał. Zacznijmy od kontrastu. Podobnych słów w życiu nie wypowiedziałby enerdowska kanclerz Andżela Merkel. Ona, jak każdy polityk, po własnej kompromitacji trzyma się z oślim uporem błędnych diagnoz. Merkel już na zawsze będzie kojarzona z tą głupotą, która nawoływała „uchodźców” do nawiedzania Europy. Gdyby sama Andżela dokonała zwrotu i zaprzeczyła wcześniejszym słowom., stałaby się pośmiewiskiem nie tylko w NRD, ale w całych Niemczech. Z drugiej strony ona o niczym tak nie marzy, jak o głośnym apelu „nie przyjeżdżajcie do nas”, bo doskonale wie, że przelicytowała i wpędziła nie tylko siebie w potężne kłopoty.
Z klasycznej sytuacji chciałabym, ale się boję, pani Andżela wyszła też bardzo klasycznie. Od czego ma się pachołka? Donald najpierw dostał ochłap w postaci artykułu w ojczystej prasie, który oczywiście należy czytać jako błogosławieństwo Merkel, a zaraz potem został przesunięty na front walki z „uchodźcami”. Gdzie panu się nie chce, tam sługę pośle. Merkel zrobiła sobie z Donalda megafon, wgrała mu przekaz, którego sama nie jest w stanie odtworzyć i nakazała wykonać zadanie. Pomijając taśmy wszelakie, od Smoleńska po „Sowę”, pani kanclerz wystarczy, że sam materiał genetyczny podwładnego. Tusk wchodzi w zadek Niemcom, dla czystej przyjemności, nie ze strachu czy konieczności. Zupełnie odwrotnie Donald zachowuje się w przypadku Polski, której szczerze nienawidzi i którą gardzi. Między innymi ta postawa nakazuje zadąć pytanie, czy poświęcanie czasu pachołkowi nie jest grzech śmiertelnym. Z pewnością jest i grzechem i byłoby upokorzeniem, ale tutaj nie o Donalda chodzi, którego los przede wszystkim leży w rękach PiS nie Andżeli z NRD. Druga kadencja? Rozważyłbym taką ewentualność, ale pod bardzo rygorystycznymi warunkami. Po pierwsze PiS powinien pachołka odbić i przestawiać go według własnego uznania. Innymi słowy, niemiecki wyrobnik pod groźbami rozmaitymi ma zacząć pracować dla Polski.
Form nacisku jest sporo, a najsilniejsza to prokurator Zbigniew Ziobro. Po drugie kandydowanie na prezydenta Polski należy Tuskowi wybić z głowy zanim piśnie na ten temat choćby słowo. Wszystkie te i wiele, wiele innych rzeczy da się z Donaldem załatwić jednym posunięciem, które na pewno do niego dotrze. Będziesz Tusku grzeczny albo wylecisz ze stołka europejskiego i pójdziesz siedzieć. Pozostaje do rozstrzygnięcia ostatnia kwestia. Miliony Polaków zapytają co z rozliczeniem i wyrokiem dla niemiecko-ruskiego pachołka? A co ma być? Co przeszkadza ustalać z Tuskiem jedno, by w odpowiednim czasie zrobić z Tuskiem drugie? Podstawowa właściwość pachołka jest taka, że można go podrzucać w dowolne miejsca i kiedy się ma na to ochotę. Kto z pachołkiem będzie prowadził poważne rozmowy? Polityka nienawidzi sentymentów, dodatkowo mamy do czynienia z wyjątkowo odrażającą postacią, nawet jak na polityka. Wobec zaistniałej sytuacji wypada się zachować adekwatnie. Tresować, wykorzystać i na końcu Donalda wsadzić albo przynajmniej postawić przed wymiarem sprawiedliwości. Nadarza się dobra okazja, żeby wejść do gry i ugrać swoje, Tusk sam zaprasza i wręcz się prosi.
Matka Kurka/Kontrowersje.net