Święta, święta i po świętach, czas najwyższy wziąć się za robotę, zwłaszcza, że taki TVN na przykład w ogóle nie świętował, tylko z połowy głównego serwisu zrobił afisz „Białoruś faszystowska nas zlewa”. W tytule zawarłem kwintesencję prawdziwego zagrożenia dla Polski, które można czytać wprost, wspak, metaforycznie i dosłownie. Rzeczywiście uważam, że to demokratyczna szczerość Jarosława Kaczyńskiego stanowi olbrzymią przeszkodę na drodze do normalnego państwa i kochanej Ojczyzny. W polityce psychologizowanie najczęściej objawia się pustosłowiem, nomen omen w przypadku Kaczyńskiego, szczególnie rażącym, ale to nie znaczy, że osobowość polityka nie decyduje o losach narodu, a nawet świata. Wejdźmy zatem w duszę Kaczyńskiego nie z buciorami, tylko z głową.
Człowiek stracił wszystko, rodzinę, przyjaciół, prywatne ambicje, wszak ojcem raczej nie zostanie i przed ołtarzem też się nie zamelduje. Żyje sam, jego jedyną pasją jest polityka i wizja wielkiej Polski. Co do swoich wrogów nie ma złudzeń, dodatkowo jest święcie przekonany, że ta patologia, która zabiła mu brata, bratową, kolegów i matkę chyba też, zasługuje na „czapę”. Nieważne ile znajdziemy prawdy w tej ocenie, czy odniesiemy ją wprost do katastrofy smoleńskiej jako planowanego zamachu, czy do przemysłu pogardy, który wywołał tak tragiczne skutki. Jedno trzeba przyjąć za pewnik, człowiek tak skatowany życiowo ma prawo zwariować i strzelać na oślep, ale nic podobnego poza medialnym bzikiem się nie dzieje i dziać się nie będzie. Nie chciałbym być na miejscu Jarosława Kaczyńskiego, najprawdopodobniej nie przeżyłbym połowy tego, co On musiał przeżyć, ale wiem co bym zrobił na jego miejscu.
Żadnej litości, wykorzystałbym każdy środek, aby sprawiedliwości stało się zadość. Szedłbym po trupach i to dosłownie, wiedząc, że pewnych ludzi nigdy się nie uda pociągnąć do odpowiedzialności. Do wybranych bandziorów posłałbym seryjnego samobójcę, z krytykami rozprawiałbym się jak Tusk i Komorowski. Prowokacja, za prowokacją, ustawione procesy, lincz medialny, mściłbym się straszliwie. Słowem postąpiłbym dokładnie tak, jak się od dwudziestu paru lat konfabuluje i łże na temat osobowości i psychozy Kaczyńskiego. Tak się niestety nie stanie, będzie mdło, demokratycznie i jak zawsze rozpłyną się po świecie paszkwile o „dyktatorze”. Wierzącym wrogom Kaczora radzę podziękować Bogu, że trafili właśnie na niego, niewierzący niech ścisną kamień zielony w dłoni i chuchają na swoje szczęście. Nie potrzeba despoty, psychopaty, tyrana, wystarczy głęboko zraniony i skrzywdzony człowiek, aby wokół niego zrobiło się bardzo gorąco. Kaczyński przeszedł piekło i gdy w końcu spełniły się jego marzenia o przejęciu władzy, zachowuje się jak szczery demokrata. Przy otwartej przyłbicy z wykorzystaniem demokratycznych procedur, co najwyżej ośmiesza swoich wrogów. Minęły dwa miesiące, w Wiśle nie znaleziono żadnej obciętej głowy, w niewyjaśnionych okolicznościach nie zginął funkcjonariusz służb specjalnych, nie popełnił samobójstwa wiceminister.
Oczyma wyobraźni widzę wykrzywione w ironii miny i komentarze: „Jaki łaskawca, jeszcze nie morduje”. Głupi będą się śmiać, ale ja nie wymyśliłem sobie tych metod walki politycznej, tylko przypomniałem, co się działo za czasów Tuska i Komorowskiego. Pomijając ekstremalne przypadki, czyli tajemnicze zgony wysokich urzędników państwowych, dość wspomnieć „Donald matole” – za to ludzie poszli siedzieć z zamianą na prace społeczne. Tusk z Komorowskim wyrżnęli w pień swoich oponentów, metodami zaczerpniętymi z kanonów ochrony, Kaczyński ma zupełnie inny charakter i jestem pewien, że wcześniej odda władzę, niż zejdzie do poziomu poprzedników. Ten „medialny despota” płaci wysoką cenę za swoje karykatury, a tak naprawdę nikt się go nie boi, bo On nie przyjdzie i nie zabije, nie wsadzi do więzienia za darmo. Boją się Jarka jedynie tacy, którzy wiedzą, że w normalnym, demokratycznym kraju dawno by siedzieli lub w najlepszym razie czyścili kible na dyżurze w Orlen.
Lękami marginesu się nie przejmuję, ale też się boję Kaczyńskiego, ściślej boję się Jego demokratycznej, niemal naiwnej, natury. Jestem pewien, że jeśli w Polsce dokonają się zmiany, cały proces zostanie przeprowadzony przy otwartej kurtynie, w ramach demokracji i z użyciem demokratycznych narzędzi albo Kaczyński odda władzę jak w 2005 roku. Doskonale wiedzą to śmiertelni wrogowie „państwa policyjnego” i dlatego ich panika dotyczy wyłącznie utraty przywilejów, stąd też te wygłupy, spektakle sejmowe i medialne. Gdyby oni wszyscy rzeczywiście obawiali się, że „kurdupel bez prawa jazdy” będzie Tuskiem, czy Komorowskim, żaden nie pisnąłby jedynym głupim dowcipem, wszyscy zaczęliby się łasić i prosić o litość. Masz szczęście patologio RPIII, że nie trafiłaś na takiego wariata jak Matka Kurka. Przez te dwa miesiące byłoby już po was, pomódlcie się za zdrowie Kaczora, bo pod rządami Tuska i Komorowskiego zostałby po was tylko list pożegnalny.
Matka Kurka/kontrowersje.net