Nie wierzę ludziom, którzy mówią, ze brednie tego, czy owego osobnika są im całkowicie obojętne, to tylko taka naturalna próba odreagowania. Brednie Tomasza Lisa opublikowane w Gazecie Wyborczej z całą pewnością angażują emocjonalnie wielu odbiorców, ale na szczęście bilans dla Lisa jest poniżej zera, czego jeszcze kilka lat temu nie udałoby się osiągnąć. Jedna z moich ulubionych dewiz brzmi: wydumana oryginalność to wróg rzetelnej oceny. Poszukiwanie wyjaśnień dla poszczególnych zjawisk tylko wtedy ma sens, gdy ostateczną diagnozą staje się zbiór faktów, a nie forma ubrana w puste ornamenty. Lisa, jak wszystkich pozostałych „właścicieli tego kraju” zabił Internet. Czytelnik czuje się rozczarowany i znudzony po pierwszy akapicie? Jeśli tak, to niestety nic nie poradzę, ponieważ nigdy nie poświęcę faktów dla blichtru, natomiast postaram się poukładać wszystko w treść, która odczyta się sama i nie nadużywa Internetu. Ciarki przechodzą po plecach na samą myśl, że jedynym źródłem informacji, a właściwie kreacji mogłaby być w Polsce tylko i wyłącznie media głównego nurtu. Rzecz w tym, że taki stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo. Po 1989 roku Trybunę Ludu zastąpiła Gazeta Wyborcza, TVP pozostała taka sama. Pierwszym wielkim portalem internetowym był Onet, później WP, obie witryny należały do spuścizny PRL. Jeśli powstawały jakieś nowe telewizje, radia, prasa o zasięgu ogólnopolskim, to zawsze właścicielem byli odpowiedni ludzie. Ten patologiczny model rozciągał się niemal na każdą dziedzinę życia i tworzył znany podział.
Po jednej stronie królowie życie, którzy nigdy nie wykazywali się szczególnym talentem, czy inteligencją, ale mieli odpowiedni glejt nadany jeszcze w czasach ludowej ojczyzny lub odziedziczony w nowym realnie socjalistycznym rozdaniu. Po drugiej stronie żebracy, jednak ich wykluczanie nie wynikało z ułomności intelektualnej, czy moralnej. Żebracy zachowując godność nie zgodzili się na udział w wyścigu szczurów. Ponieważ relacje te utrzymywały się przez ćwierć wieku w sposób naturalny królowie życia obrośli w tłuszcz, natomiast u żebraków frustracja narastała i w końcu osiągnęła poziom rewolucyjny. Nastroje rewolucyjne wywołał dyktator Internet. Zarządzanie „tym krajem” to była przemyślana robota według znanego scenariusza chleba i igrzysk. Zawsze pasztet z Biedronki się znalazł, zawsze babcia pomogła z renty spłacać raty za telewizor, zawsze jakiś samochód z Niemiec dało się ściągnąć. Ogólnie taki zmodernizowany Gierek, czyli „Polska nie w ruinie”. To podglebie pozwalało hodować tanią siłę roboczą, która czuła się częścią Zachodu, bo przecież miała dostęp do tych samych dobór konsumpcyjnych, wprawdzie używanych i na raty 0%, ale wystarczało. Internet pokazał, że ktoś nam się do stolika dosiadł, bo my tyle tego masła nie żremy. I tak od nitki do kłębka nagle naród zrozumiał, że nieliczni królowie życia służąc zachodnim i też wschodnim magnatom, uczynili żebrakami większość Polaków.
Lisowi wcale się nie wyrwało „mogą wygrać wybory, ale nie mogą nam zabrać Polski”, Lis i pozostali królowie życia rzeczywiście czuli się właścicielami Polski, a co najmniej zarządcami. Bogu dziękować mleko się rozlało i obie strony już wiedzą, że Matrix istnieje. Nastąpił nieodwracalny proces, który nazywa się świadomość tego, w jakiej rzeczywistości przyszło nam żyć. „Salon” wyleciał z Matrixu i poza nim nie jest w stanie funkcjonować. Lis nie zbuduje autorskiego medium, bo on nigdy tego nie robił i nie potrafi robić. Lis poza Matrixem nie istnieje, spala się jak wampir o poranku, przy odsłoniętej rolecie i dlatego wyje w konwulsjach. Królowie życia giną w oczach, są żywymi trupami, skrapianymi święconą wodą i częstowanymi czosnkiem. Słyszą też, że żebracy ostrzą osinowy kołek i wszystko to składa się na jedną wielka torturę. Oni konają tak jak żyli, w konwulsjach, z łbem zanurzonym w drinkach, „działkach”, oparach cygar i perfum, pośród swoich drogo upudrowanych, zwiotczałych żon, pośród towarzyszy, którzy sprzedawali w czasach rozkwitu, a teraz wbiją nóż w plecy. Tomasz Lis na łamach Gazety Wyborczej zamieścił nekrolog, własny, Gazety Wyborczej i wszystkich królów życia. Całość opublikowano na koszt wykopanych z Matrixu, ku radości żebraków uśmiechniętych online.
Matka Kurka
Źródło: kontrowersje,net