Swego czasu głośno było o tekście Tuska „Polskość to nienormalność” i jako człowiek pracujący ze słowem patrzyłem na ten esej zupełnie inaczej niż większość zbulwersowanych Polaków. Przyjmując pewien klucz, nakładając na tę treść odpowiednią matrycę da się go wręcz odczytać jako zgorzkniały, ale jednak manifest patriotyczny. Piszę całkiem poważnie, bo wyobrażam sobie na przykład bohaterskiego dowódcę jazdy w XVII wieku, którego pułk zdradził i przeszedł na stronę Szweda. Czy w takim kontekście słowa spisane przez Tuska nie brzmią zupełnie inaczej, niż są odbierane? Z całą pewnością tak jest, ale nie ma co nakładać matryc i szukać klucza, ponieważ mamy do czynienia z zupełnie inną i niestety brutalnie prostą sytuacją. Tusk nie jest dzielnym dowódca, ale sprzedajnym żołdakiem, zakompleksionym i cynicznym poza granice ludzkich możliwości. Wiedząc kim jest Tusk nie sposób odebrać jego manifestu inaczej, niż jako głębokiej pogardy do wszystkiego co polskie, z Polakami na czele. Psychologicznie ciężko się to tłumaczy w końcu teoretycznie Tusk jest Polakiem, a to zawsze tkwi w podświadomości i powinno wywoływać naturalną skłonność do identyfikacji plemiennej. No właśnie, teoretycznie. W praktyce Tusk bardzo chętnie podkreśla, że jest Kaszubem, z kolei podświadomie to on czuje tylko jedną wspólnotę plemienną – niemiecką i o akceptację Niemców rozpaczliwie walczy. Porównałbym to zachowanie do gracza polskiej ligi, nawet gwiazdy z czołówki tabeli, która coś tam na krajowych boiskach kopie i trochę się stara, ale tylko dlatego, żeby trafić do II ligi niemieckiej, gdzie lepiej płacą i można szpanować przed kolegami na przygotowaniach do meczu reprezentacji.
Widać gołym okiem, że ten Tusk, który w Polsce brylował i sprzedawał te swoje wyuczone propagandowe powiedzonka, na salonach europejskich zachowuje się jak ubogi krewny dalekiej niemieckiej ciotki. A jednak z drugiej strony to całkowicie mu odpowiada. Przyglądałem się gestykulacji i zachowaniu Tuska na spotkaniu Merkel z Putinem, gdzie Donald robił za kelnera. Wyglądał na takiego, który doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo nic nie znaczy i być może wychodzi na idiotę, ale za nic nie opuściłby spotkania, bo jednocześnie duma go rozpierała, że podaje serwetki takim władcom mocarnym. Wszystko, co napisałem nie jest żadnym psychologizowaniem, to są po prostu fakty, w szkole nazywało się takie opisy charakterystyką postaci. Targowica w przypadku Tuska nie jest przesadą lecz wiernym oddaniem mentalności, która jest typowa dla wielu kolegów Donalda. Identycznie zachowuje się w Europie Lewandowski, Bieńkowska, może trochę lepiej Buzek, ale już usiłujący się przebić Schetyna prezentuje się jeszcze biedniej od swojego wroga. Oni zdradzają Polskę, bo po pierwsze z tego żyją i to dosłownie, mam na myśli ochłapy jakie są im rzucane za sprzedaż polskiego majątku i budowanie taniego rynku pracy. Po drugie kompleksy prowincjuszy pchają ich tam, gdzie można się ogrzać w blasku światowych mocarzy.
Tak, jak Szczęsny-Potocki sprzedałby najbliższą rodzinę, za chwilę spędzoną na Kremlu z carycą Katarzyną, tak współczesne sprzedawczyki gardzą Polską, szczerze uważają Polskę za nienormalność i stąd to całe poniewieranie wszystkim, co polskie, bo dla nich nasze nie znaczy nic, oni zrobią wszystko dla cudzego. Jeśli Targowica miałaby być przesadą, to w drugą stronę. Pamiętać trzeba, że ta właściwa Targowica to jednak była szlachta i po części magnateria. Współczesnych idealnie określił Jarosław Kaczyński, to lumpenproletariat. Mało, że zakompleksieni, gorzej, że wszyscy byli gołodupcami latającymi po polskim podwórku za poniemiecką fajerką. Zostało im z dzieciństwa na całe życie, to co robili wszyscy chłopcy widząc Mercedesa. W człowieku rosła taka siła, że potrafił przebiec trzy przecznice, aby pooglądać cudo z każdej strony, a komu się udało zobaczyć „ile pojedzie”, czyli zajrzeć do środka i odczytać licznik, ten był hersztem podwórka na długie miesiące. Targowica przesadą? W drugą stronę, bo to są gówniarze, w krótkich majtkach, którzy sprzedadzą Polskę nie za skrzynie złota, ale kawałek świństwa wyjętego z morza i obsmażonego na teflonowej patelni. Kukiz bratem mi nie jest, ale powtórzę za nim – brzydzę się zdrajcami.
Matka Kurka
kontrowersje.net