Podpisanie konwencji o statusie prawnym Morza Kaspijskiego kończy wieloletnie spory państw leżących nad tym akwenem o sposób jego podziału. Problem rozwiązano w oryginalny sposób: nie uznając M. Kaspijskiego od strony prawnej ani za morze, ani za jezioro. Porozumienie z Aktau usuwa przeszkody dla budowy transkaspijskich rurociągów, którymi można eksportować na zachód węglowodory z Azji Centralnej (przede wszystkim chodzi o Gazociąg Transkaspijski) omijając Rosję. Dlaczego więc Moskwa się na to zgodziła?
Na szczycie państw nadkaspijskich (Rosja, Iran, Azerbejdżan, Turkmenistan, Kazachstan) w kazachskim Aktau 12 sierpnia podpisano konwencję o statusie prawnym Morza Kaspijskiego. Akwen ten zyskuje szczególny status prawny. W świetle porozumienia jest to teraz „wewnątrzkontynentalny akwen”. Nie znajdują więc zastosowania zapisy międzynarodowego prawa odnośnie morza i jeziora transgranicznego. Szczegółowa delimitacja jeszcze nastąpi, ale już wiadomo, że inaczej będzie podzielone dno, a inaczej powierzchnia wody. Zgodnie z konwencją państwa przybrzeżne otrzymują pełną jurysdykcję nad surowcami pod swoim dnem, ale status prawny wód nad nim będzie inny.
Nad dokumentem pracowano od 1996 roku. Dlaczego udało się dojść do porozumienia właśnie teraz? Główna linia sporu przebiegała między Moskwą a Teheranem i dotyczyła sposobu podziału akwenu i zasobów energetycznych. Ostatnio kwestie bezpieczeństwa odsunęły w cień sprawy energetyczne – zarówno w optyce Moskwy, jak i Teheranu. Rosji i Iranowi zależało na prawnym zablokowaniu możliwości pojawienia się na akwenie obcych sił wojskowych. Moskwa i Teheran z niepokojem patrzą na używanie terytorium Azerbejdżanu i Kazachstanu przez Amerykanów do tranzytu dostaw do Afganistanu. Prezydent Hassan Rowhani w Aktau wskazał, że jeden z punktów konwencji przewiduje zakaz stacjonowania na Morzu Kaspijskim sił zbrojnych krajów spoza kaspijskiej piątki.
Akwen ma bogate złoża węglowodorów i stanowi naturalną barierę między ogromnymi złożami turkmeńskiego gazu ziemnego a Europą. W 2012 roku kaspijskie rezerwy szacowano na 48 mld baryłek ropy i 292 bln m³ gazu. Porozumienie ułatwi rozwój eksploatacji i eksportu surowców. Konwencja przewiduje, że np. Rosja nie może ingerować w realizację projektu Gazociągu Transkaspijskiego (TCP) łączącego Turkmenistan z Azerbejdżanem. TCP dałby Turkmenom bezpośredni punkt dostępu do biegnącej do Europy infrastruktury transportowej znanej jako Południowy Korytarz Gazowy. Gazociąg Transkaspijski byłby przykładem zachęcającym innych. Na przykład większość idącego obecnie na zachód eksportu ropy z Kazachstanu idzie lądem, poprzez rurociągi rosyjskie, lub tankowcami przez M. Kaspijskie. Pojawienie się Gazociągu Transkaspijskiego otwierałoby możliwość poprowadzenia wzdłuż tej samej trasy ropociągu.
Dlaczego Rosjanie odblokowali możliwość budowy omijającego Rosję TCP? Moskwa może też w ten sposób zyskać argument w rozmowach w Brukseli, wskazując, że nie blokuje konkurencji dla Nord Stream 2. Problem w tym, że wielkiego zapotrzebowania na gaz turkmeński w Europie nie ma. Z jednej strony konsumpcja nie wzrośnie znacząco w najbliższym czasie, a i tak jest zaspokajana przez Rosję. Z drugiej strony pojawiają się konkurenci, w rodzaju Egiptu. Zmieniła się sytuacja. Kiedyś Moskwa mogła się obawiać, że kaspijski surowiec będzie liczącym się rywalem dla Gazpromu, dziś dostawy turkmeńskie prędzej rywalizowałyby z amerykańskim LNG. Jest też inny możliwy motyw działania Rosjan. Otóż TCP oznaczałby dywersyfikację eksportu turkmeńskiego gazu. Obecnie kraj ten, posiadając czwarte na świecie rezerwy gazu, niemal wszystko sprzedaje do Chin. Duże ilości turkmeńskiego gazu na rynku chińskim negatywnie wpłyną zaś na cenę i wielkość eksportu rosyjskiego gazu do Chin przez budowany obecnie gazociąg Siła Syberii. Moskwa może zresztą łatwo uśmiercić ideę TCP – wystarczy, że wznowi import gazu z Turkmenistanu (wstrzymany w styczniu 2016). Takie sygnały płyną już z rosyjskiego ministerstwa energii. Rosjanie mogą kupować turkmeński surowiec lub zaoferować jego tranzyt do Europy swoimi gazociągami.