W jednej z opowieści Kodeksu Bushido jest historia samuraja, który wyhodował węża na własnej piersi. Zrobił tak, by go do siebie przyzwyczaić, wąż miał kąsać jego wrogów, nie jego. Niestety, gdy gad dorósł ukąsił śmiertelnie samuraja.
Ta sytuacja przypomina podejście europejskiej lewicy do muzułmanów. Mieli być antidotum na "dominujący, patriarchalny dyskurs chrześcijański", a stali się śmiertelnym wrogiem lewicowego postępu. Ściąganie gastarbeiterów z Maghrebu, Bliskiego Wschodu i Turcji było nie tylko zwykłą kalkulacją ekonomiczną, ale też szerszym cywilizacyjnym projektem nowej lewicy z tzw. szkoły frankfurckiej. Chodziło o to, żeby po hekatombie II wojny światowej nie dopuścić nigdy do powstania ideologii wyższości jednego narodu nad drugim. Szczepionką miało być wg. marksistów zniszczenie dominującej kultury chrześcijańskiej poprzez zastąpienie jej kulturami alternatywnymi.
Tak narodziła się idea multi-kulti. Ważnym jej składnikiem jest "inny", czyli ktoś spoza dominującego kręgu kulturowego. "Inny" zasługujący w mniemaniu marksistów na szczególny szacunek, to ateista, gej, lewicowiec, żyd (choć tutaj zastrzeżenie, bo to często burżuj i finansista), Afrykańczyk, transseksualista, muzułmanin. Ten ostatni „inny” miał w oczach europejskich liberalno-lewicowych elit status szczególny, ponieważ islam to absolutne przeciwieństwo kultury zachodniej. Czy istnieje ktoś bardziej niezachodni od wyznawcy Allaha? Czy istnieje ktoś bardziej kontestujący chrześcijańską Europę od prawowiernego muzułmanina?
Problem w tym, że dla dla muzułmanów Europa nie jest miejscem neutralnym, gdzie można godnie żyć i zarabiać. Wrogość islamu do nas wpisana jest w dwa najświętsze źródła ich religii: w Koran i w hadisy opisujące historię życia Mahometa. Islam zrodził się w kontrze do chrześcijan i żydów. Treścią Koranu jest opis wojowania Mahometa z niewiernymi na Półwyspie Arabskim. A jeśli tak, to i nakazy postępowania względem chrześcijan są ciągle aktualne. I nieważne, że Europejczycy odżegnują się od korzeni chrześcijańskich, dla wyznawców Allaha w najlepszym razie pozostaną niewiernymi, których tradycja nakazuje zwalczać.
W surze 4, werset 89 Koran wprost nakazuje, jak postępować z chrześcijanami i żydami: "Oni by chcieli, abyście byli niewiernymi, tak jak oni są niewiernymi, abyście więc byli równi. Przeto nie bierzcie sobie opiekunów spośród nich, dopóki oni nie wywędrują razem na drodze Boga. A jeśli się odwrócą, to chwytajcie i zabijajcie ich, gdziekolwiek ich znajdziecie! I nie bierzcie sobie spośród nich ani opiekuna, ani pomocnika!". W surze 16 wers 75 "Allah uważa niewiernych (nie-muzułmanów) za niewolników w rękach muzułmanów". W innym miejscu (sura 59:6-7) Koran wprost pokazuje, skąd czerpać źródła utrzymania i bogactwa: "Łup Mahometa jest łupem Allaha, i to w ten sposób Allah uczynił Mahometa bogatym".
Z kolei w jednym z sześć głównych hadisów Sahih al-Bukhari, który w niektórych kręgach uznawany jest za najważniejszy po Koranie można przeczytać m.in. "Allah uczynił Mahometa bogatym poprzez podboje" (Sahih Bukhari, 3.37.495). "Głównym źródłem utrzymania Mahometa były pieniądze uzyskane z podatku jizya nałożonego na niewiernych" (Sahih Bukhari 5.59.351).
Czy inżynierowie dusz spod znaku nowej lewicy naprawdę nie czytali świętych ksiąg przybyszów, którym już na starcie dali szczególne prawa? A może byli przekonani, że muzułmanie podobnie jak ponowocześni Europejczycy porzucą swoje dziedzictwo w zetknięciu z nowoczesnym państwem dobrobytu. Ta zgubna naiwność to wg. mieszkańców m.in. Niemiec, Holandii i Belgii największy błąd od czasu zakończenia II wojny światowej.
Głównym źródłem utrzymania muzułmanów żyjących w Europie w XX i XXI wieku są zasiłki socjalne traktowane przez nich jako inna forma podatku jizya. W lutym tego roku radykalny brytyjski islamista Anjem Choudary mówił do swoich zwolenników :"Branie pieniędzy od niemuzułmanów, czyli ludzi kaffir, jest całkowicie w porządku. Bierzemy po prostu zasiłek dla „poszukujących dżihadu”. Potrzebujemy przecież wsparcia” i naśmiewał się z Brytyjczyków, którzy "pracują całe swoje życie od 9 do 17".
Pasożytowanie na europejskim socjalu nie jest dla muzułmanów zwykłym lenistwem czy problemami z przystosowaniem się. Ta wygodna forma życia stanowi dla nich wypełnienie konkretnego nakazu religijnego. Z około trzech milionów mieszkających w Niemczech Turków 2,5 nie ma obywatelstwa, stałą pracę ma jedynie 20 proc. z nich, pozostałe 80 proc. żyje ze świadczeń socjalnych, tzw. Hartz IV. 70 proc. młodych Turków nie ma matury.
Norweski urząd statystyczny SSB (Statistisk sentralbyrå) wyliczył, że każdy imigrant spoza Zachodu (chodzi głównie o muzułmanów) to przyszłe zobowiązania finansowe w wysokości 4,1 miliona koron netto. W 2012 roku do Norwegii przybyło około15 400 niezachodnich imigrantów. Wydatki poniesione z ich przyjęciem wyniosą 63 miliardów koron netto. Jeśli imigracja z krajów niezachodnich utrzyma się na poziomie roku 2012, to Norwedzy będą musieli wydać łącznie 2900 miliardów koron na imigrantów latach 2015-2100.
SSB dzieli imigrantów na „grupy sukcesu” i „grupy problematyczne”. W pierwszej grupie znajdują się przybysze ze Sri Lanki, Chile, Indii, Bośni-Hercegowiny, Wietnamu, Tajlandii i Rosji. Odsetek osób czynnych zawodowo wynosi w niej 64 proc. W grupie problematycznej prym wiodą imigranci z Somalii, Erytrei, Iraku, Afganistanu, Pakistanu i Maroka. Odsetek pracujących utrzymuje się na poziomie 41 proc.
Ogromnym obciążeniem budżetów Wielkiej Brytanii, Francji i wspomniany już Niemiec stają się małżeństwa poligamiczne. Muzułmanin mający w oficjalnych dokumentach tylko jedną żonę, posiada często kilka dodatkowych partnerek, z którymi zawarł nierejestrowany w urzędzie związek przed imamem. Kobiety te są w świetle europejskiego prawa matkami samotnie wychowującymi dzieci. Według różnych szacunków (dokładnej liczby nie da się ustalić) dochody rodziny składające się ojca, kilku żon i kilkunastu dzieci mogą sięgać kilku milionów euro rocznie.
Darmowe daniny na rzecz muzułmanów sprzyjają ich ogromnemu przyrostowi naturalnemu. W takich miastach jak Londyn, Paryż i Bruksela imieniem najczęściej dawanym chłopcom jest Mahomet. Znamienne, że Francja od kilku lat nie chwali się już dodatnim przyrostem naturalnym wiedząc, że dotyczy on głównie muzułmanów, którzy w znakomitej większości powiększą klientelę pomocy społecznej.
W wiedeńskich szkołach podstawowych niemiecki jest językiem ojczystym jedynie dla około 10 proc. uczniów. We wszystkich austriackich podstawówkach odsetek dzieci imigrantów uległ podwojeniu zaledwie w przeciągu 10 lat. Podobne statystyki odnotowują Dania, Belgia i największe miasta Francji. W stolicy Norwegii, Oslo w 16 szkołach podstawowych uczą się już wyłącznie dzieci imigrantów. W innych placówkach odsetek rdzennych Norwegów rzadko przekracza 50 proc.
Obciążenia budżetowe wynikające z obsługi muzułmanów, którzy nie zamierzają się integrować również są gigantyczne. Niemieckie, belgijskie, francuskie i holenderskie urzędy zatrudniają dziesiątki tysięcy tłumaczy języka tureckiego i arabskiego, ponieważ tylko w ten sposób istnieje możliwość porozumienia się z nimi.
W wielu europejskich więzieniach ponad 80 proc. skazanych stanowią muzułmanie. Ze względu na nich zmianie ulega cała polityka penitencjarna. Wiele zakładów karnych np. we Francji czy Belgii to dziś wylęgarnie fundamentalistów, którzy mają specjalne żądania, każą sobie np. serwować specjalną kuchnię halal, która jest droższa od zwykłego żywienia i chcą stałego kontaktu z imamem, którego musi opłacać służba więzienna.
Mimo, iż islamscy imigranci w oczywisty sposób zagrażają europejskim społeczeństwom, lewicowe elity milczą na ten temat. Wynika to z ich tchórzostwa, krytykując islam musiałyby obalić promowany przez siebie mit wielokulturowości i dogmat lewicowego postępu, wg. którego w miarę bogacenia się społeczeństw i postępu nauki, wygasa zapotrzebowanie na Boga i religię. Muzułmanie po przyjeździe do Europy nie poszli na kompromis ze świecką republiką, nie zintegrowali się z pluralistycznym społeczeństwem, nie przyjęli „wolnego rynku idei i religii”, nie porzucili Allaha, a odpowiedzi na otaczający ich świat ciągle szukają we własnej religii.
Jakub Pacan