- W oczach umierającego za mnie człowieka nie było nienawiści ani żalu. […] W tym spojrzeniu zobaczyłem tylko spokojne poddanie się, niemalże zgodę, welon miłości i troski o mnie, mój mizerny stan” – Pietro Sarubbi wspomina spojrzenie Jezusa, granego przez Jamesa Caviezela podczas kręcenia „Pasji”.
Pietro Sarubbi zaczął karierę jako 18-latek. Na początku grywał w teatrze, ale w niedługim czasie zadebiutował we włoskim kabarecie Zelling, a następnie przez rok grał w znanych sitcomach Casa Vianello i Camera Caffe. Pomimo tego, jak wspomina, ciągle towarzyszyło mu poczucie niespełnienia: „Być może gdybym wreszcie zagrał u jakiegoś wielkiego reżysera, ta dziwna frustracja zniknęłaby?”- po wielokroć zadawał sobie to pytanie. W swoim życiu po latach świetności przechodził także bolesny okres w którym na własnej skórze doświadczył, że „fortuna kołem się toczy”, kiedy przyszło mu pracować w firmie przewozowej jako pracownikowi fizycznemu. Przyczyną było nagłe zrywanie bez żadnej konkretnej przyczyny kontaktów przez producentów filmowych. Później pracował w różnych zawodach i co pomniejszych produkcjach, wciąż po trochu czując się jak „tygrys bengalski zamknięty w cyrkowej klatce do pokazu”.
Milczący Barabasz
I pewnego dnia zadzwonił do niego telefon z propozycja współpracy w filmie Mela Gibsona. – Robiłem film z Philipem Maddenem „Kapitan Corelli”, a Mel Gibson zobaczył mnie grającego w nim i powiedział, że chciałbym, abym zagrał także w jego produkcji. Zawsze w poprzednich filmach grałem ciemne role, więc pomyślałem, że to będzie kolejny film akcji typu „Naga broń 5”. Zdziwienie Pietra było ogromne, gdy okazało się, że nie będzie to żaden kryminał, ale film… o śmierci Jezusa. – Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym zagrać w filmie o Męce Chrystusa, ponieważ wtedy byłem bardzo daleko od kościoła – wspomina Pietro w jednym z wywiadów. Żył w związku niesakramentalnym, z którego miał troje nieochrzczonych dzieci, a sam nawet nie przystąpił do sakramentu bierzmowania. Kiedy ponadto dowiedział się, że będzie to rola Barabasza nie potrafił ukryć rozczarowania. – Kiedy dowiedziałem się od Mela, że mam zagrać w filmie o Męce Pańskiej zacząłem pytać się w rodzinie, kto mógłby być tam znaczącą postacią. Na to mój syn stwierdził, że Maryja – wspomina ze śmiechem Pietro. – A moja żona stwierdziła, że na pewno będzie to rola św. Piotr, ponieważ pasuję do niego z postury. A tutaj wypadła mu rola Barabasza…. który na dodatek nie mówił w filmie ani jednego słowa. To natomiast znaczyło, że i zyski z udziału w produkcji będą niewielkie. Mel Gibson widząc, że Pietro jest niezbyt usatysfakcjonowany zaproponowaną mu rolą wyjaśnił, że nie ma znaczenia to, że Barabasz nic nie mówi, ponieważ to, co będzie najważniejsze w filmie będzie działo się „pomiędzy spojrzeniami postaci”. I rzeczywiście Pietro w swojej scenie miał tylko na krótką chwilę odpowiedzieć spojrzeniem na spojrzenie Jezusa.
Barabasz z piwem w ręku
- Normalny film jest nakręcany w 5, 6 tygodni, a „Pasja” była kręcona przez cały rok. Każda scena była realizowana ze szczególną uwagą. Tak więc scena Barabasza, która trwa trzy minuty była kręcona przez trzy tygodnie - wspomina Pietro. – W pierwszym tygodniu zachowywałem się tak, jak normalny aktor na planie filmowym. Byłem Barabaszem z papierosami, Barabaszem z kawą, Barabaszem z piwem w ręku. Jednak w pewnym momencie przyszedł na plan filmowy James Caviezel, grający Jezusa – wspomina w swojej książce Sarubbi. Pietro od pierwszej chwili był pod jego wielkim wrażeniem. Akor grający Jezusa przed przyjazdem na plan filmowy odbył pielgrzymkę do Medjugorie. Cały czas bardzo dużo się modlił, a ponadto codziennie rano uczestniczył we Mszy Świętej. – Wyjaśnił mi później, że bez Komunii, bez codziennego przyjmowania Ciała Chrystusa , nie zdołałby się utożsamić z rolą Jezusa – dopowiada Pietro. Od tego momentu także Sarubbi chciał jak najgłębiej wejść w swoja rolę. Do tego stopnia, że liny , którymi powiązali mu żołnierze ręce tak mocno wbijały mu się w skórę, że płynęła z nadgarstków prawdziwa krew. Sarubbi miał popatrzeć na Jezusa dopiero w momencie, kiedy poczuje się „ogarnięty Jego spojrzeniem”. – W tym byłem mu całkowicie posłuszny [Gibsonowi ]. Kiedy schodziłem ze schodów, uwolniony już przez Piłata, poczułem, że Jezus na mnie patrzy”.
„W Jego spojrzeniu była troska o mnie”
Pietro Sarubbi, który jako Barabasz został uwolniony zamiast Jezusa spodziewał się zobaczyć w Jego oczach złość, agresję, gniew, nienawiść… - Jednak nie znalazłem w tym spojrzeniu nic z tego, czego oczekiwałem. W oczach umierającego za mnie człowieka nie było nienawiści ani żalu. Głębia tego spojrzenia powaliła mnie z nóg. Spodziewałem się cierpienia, złości, rozczarowania, lęku, goryczy, oskarżenia i wielu innych uczuć, które były właściwe dla osoby tak doświadczonej, skazanej na śmierć zamiast mnie, ale nie dostrzegłem nic takiego. W tym spojrzeniu zobaczyłem tylko spokojne poddanie się, niemalże zgodę, welon miłości i troski o mnie, o mój mizerny stan – wspomina Sarubbi. – Przeżyłem tysiące przygód, zwiedziłem pół świata i nigdy się nie zgubiłem, ale teraz naprawdę gubię się w tym nieogarniętym i łagodnym spojrzeniu.
„Teraz dopiero jestem szczęśliwy”
Potem wielokrotnie zastanawiał się, co było w tym spojrzeniu, które zawładnęło jego sercem w tak nieodgadniony sposób. Przecież to był tylko aktor… Jak więc mógł zobaczyć w jego spojrzeniu spojrzenie Boga? – Pierwsze ujecie trwało minutę. To bardzo długo. Za długo na planie filmowym. Wynikało to z tego, że zatopiłem się w tym pierwszym spojrzeniu Jezusa – opowie aktor w wywiadzie dla Radiowej Czwórki. – Mel Gibson prosił, abyśmy powtórzyli tę scenę 50, 60 razy, ale nigdy więcej nie zobaczyłem tej siły i głębi spojrzenia Jezusa, które zobaczyłem podczas pierwszego ujęcia. Było spojrzenie wspaniałego aktora, ale nie mogłem zrozumieć jaka była różnica pomiędzy tym spojrzeniem, a kolejnymi spojrzeniami. I w ogóle po tym wydarzeniu bałem się spać, bałem się ciemności, co było dla mnie nie do pomyślenia. Pomyślałem: „Co mi się stało?”.
Niesamowite było także to wszystko, co działo się podczas pierwszej premiery „Pasji”, która wypadła w Środę Popielcową w 2004 r. Pietro w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Niedziela” opowiadał, że taka uroczystość jest normalnie świetną okazją do zaprezentowania się przez aktorów, aby uzyskać kolejne atrakcyjne propozycje. Tym razem jednak było inaczej. – Nikt z nas nie miał ochoty po filmie rozmawiać z dziennikarzami. Każdy z nas miał ściśnięte serce. Warto dodać, że nikt z nas wcześniej nie widział całego filmu […]. Po filmie zamarliśmy. Pomyślałem, że chyba ucieknę z sali filmowej, bo nie chciałem z nikim rozmawiać. Aktorzy albo płakali albo się obejmowali. Potem w zupełnej ciszy po prostu wyszliśmy z sali.
Co później działo się z Pietro? Coś przełamało się w jego sercu. Zaczął czytać Pismo Św. , nieśmiało przychodził do kościoła i siadał w ostatniej ławce. – Czułem, ze Chrystus nieustannie na mnie patrzy; patrzy z wielką miłością. Mijały tygodnie, miesiące, a ja byłem z tym sam i nie miałem pojęcia, co robić – wspomina Pierto.
Udzielał licznych wywiadów dziennikarzom, ponieważ byli jedynymi osobami, które chciały słuchać o jego dziwnym doświadczeniu. Jednak wciąż dręczyło go wiele pytań. Wiedział, że nie może żyć nadal tak, jak dotąd. I wtedy na jego drodze stanął ksiądz Gabriele Mangiarotti, który bardzo zainteresował się jednym z udzielonych przez niego wywiadów. Po krótkiej rozmowie zaprosił go na spotkanie w gronie przyjaciół. Zgromadziły się osoby w różnym wieku, a Pietro był honorowym gościem. To, co go od samego początku uderzyło to otwartość i życzliwość jaka promieniowała od zebranych. Potem takie spotkania były wielokrotnie organizowane. Czasami wypadały, jak wspomina Pietro, w bardzo brzydkich miejscach, a na dodatek potrawy były tam wprost niejadalne. – Niemniej atmosfera była cudowna, a uczestnicy spotkania szczęśliwi. Pomyślałem sobie wtedy, że wielu moich bogatych znajomych z branży chadza do wykwintnych restauracji […] i jedzą te homary czy trufle zdegustowani. Nigdy nie są nawet w jednej dziesiątej tak szczęśliwi, jak ci tutaj, koło mnie, w tym okropnym pomieszczeniu, przy stole zastawionym niejadalnym jedzeniem – wspomina Pietro. Na pytanie, co daje im taką ogromną radość otrzymywał tylko jedną odpowiedź: „Miłość Chrystusa”. To było jego pierwsze spotkanie z żywym Kościołem. – Od tamtego dnia moje życie zmieniło się diametralnie. Przed moim spotkaniem z Melem Gibsonem wydawało mi się, że żyję w świecie ze złota, świecie gwiazd, luksusu, bogactwa, pięknych kobiet itd. Dziś widzę, że to nie był żaden świat ze złota, tylko złota klatka. Teraz dopiero jestem szczęśliwy” – wyznaje Pietro.
Uczęszczał już do kościoła, czytał Pismo Święte, ale ciągle brakowało mu jednego – Komunii. Nie mógł przyjmować Ciała Pańskiego, ponieważ od piętnastu lat żył w związku niesakramentalnym. I w końcu, po tak długim czasie postanowił to zmienić. Wcześniej bał się ślubu, a dodatkowo tłumaczył sobie, że Maria także go nie chce. Kiedy o swojej decyzji powiedział ukochanej okazało się, że ta ma już wybraną suknię ślubną i tylko czekała na jego decyzję. Kiedy teraz opowiada o swoim nawróceniu podkreśla, że wzięło się ono z pragnienia serca, a nie zewnętrznego przymusu. – To nie jest tak, że musisz zmienić swoje życie, ale czujesz, że chcesz zmienić swoje życie. Podobnie jak jesteśmy zakochani i nieraz robimy rzeczy całkiem dziwne. Ale nie ciążą nam te rzeczy, robimy je z przyjemnością.
Natalia Podosek
Sarubbi Pietro, „Od Barabasza do Jezusa”, Wydawnictwo /salezjańskie , 2012.
Aleksandra Polwska, „Bozy wariaci”, Rafael 2013.