Niemcy chcą przewodzić i przewodzą Europie. Robią to czasem na tyle inteligentnie i zakulisowo, że trudno ten fakt zauważyć. Jednak niekiedy wypowiedziami niektórych polityków odsłaniają swoje podbrzusze. Niemcy bez skrupułów stosują mentalność Kalego! Ostatnio tak właśnie zrobił przewodniczący Parlamentu Europejskiego – Martin Schulz.
Powiedział, że jeśli jakiś kraj nie chce przyjąć uchodźców, to zostanie do tego zmuszony. Liczby, czy jak kto woli limity, zostaną wszystkim narzucone i bez dyskusji. „Morda w kubeł”. To typowy dla Niemców sposób stawiania innych na baczność do raportu. Uzasadniając swoje poglądy i stanowisko Parlamentu Europejskiego mówił, że nie można problemów globalnych leczyć poprzez nacjonalizmy. Tak ma być w przypadku uchodźców! A jak w innych kwestiach?
Gdy Polska podnosiła kwestię solidarności energetycznej Unii Europejskiej, Niemcy ustami kanclerza Schroedera dogadywały się z putinowską Rosją w sprawie gazociągu Nord- Stream, wytyczając jego trasę pod naszym nosem, na dnie Bałtyku. Niemcy arbitralnie wykluczyły z gry Polskę, lojalnego sąsiada i jednego z członków unijnej wspólnoty. Utraciliśmy status kraju tranzytowego. W konsekwencji musimy kupować najdroższy gaz w Europie. Wtedy nikt nie mówił, że problemu globalnego nie załatwia się nacjonalizmami.
Gdy wybuchła wojna na Ukrainie i popierani przez Rosję separatyści naruszyli integralność terytorialną naszego sąsiada, znów zabrakło myślenia globalnego. Francja i Niemcy dały sobie prawo do rozmów z Rosją. Nikt nie pyta, dlaczego akurat te kraje próbują zaradzić nieszczęściu. Gdzie jest unia i duch wspólnoty? Co robi dyplomacja unijna? Usiłuje nie przeszkadzać rozmówcom. W końcu niemieckie koncerny mają podpisane lukratywne kontrakty na wykonanie infrastruktury w Rosji, zaś Francja chce sprzedać zamówione przez Rosję mistrale. Najwyraźniej kieruje się wskazaniami b. prezydenta III Republiki J. Chiraca, który mówił: „Nie należy wiązać inicjatyw moralnych z gospodarczymi. To są dwie zupełnie inne sfery”. („Forum”, 27 XI 2006).
Teraz też nikt nie mówi o rozwiązaniach globalnych. Sprawa zostaje zmielona między młyńskimi kołami trzech nacjonalizmów.
Co na to przewodniczący Parlamentu Europejskiego? Milczy jak zaklęty! Podział ról jest rozpisany. Porządek musi być, najlepiej pruski! Jednym się płaci za to, co mówią, innym za zmowę milczenia. Przypomina mi się uwaga, którą zrobił kiedyś francuski prezydent J. Chirac: „Stracili dobrą okazję, aby siedzieć cicho. Kiedy jest się członkiem rodziny, ma się więcej praw, niż gdy prosi się o przyjęcie i puka do drzwi. Kraje te postąpiły infantylnie i lekkomyślnie”.
Był to komentarz na wiadomość, że Polska i inne kraje Europy środkowo-wschodniej dołączyły do grupy państw popierających wojnę w Iraku. Sens wypowiedzi był taki: Polska powinna siedzieć cicho niczym mysz pod miotłą, z pokorą i respektem przysłuchując się rozmowie mocarstw. Można jeszcze przeboleć ton tej wypowiedzi, gdy byliśmy petentami u bram do europejskich salonów. Teraz, po akcesji, jesteśmy domownikami Unii jak Francja i Niemcy, dalej mamy siedzieć cicho? Po co więc jest tzw. Trójkąt weimarski Polska - Niemcy- Francja (od 1991), skoro wszyscy powinni wiedzieć, że trójkąt zawsze oznacza zdradę!
Podobnie jest w przypadku nakładanych na Rosję sankcji. Znów zwyciężają nacjonalizmy. Unijna polityka klimatyczna też je ujawnia. Nie inaczej było z ratowaniem systemu bankowego i strefy euro. Irlandczykom, Grekom i Hiszpanom wmówiono, że Europejski Bank Centralny z siedzibą we Frankfurcie, ratuje ich banki, których, jak się okazuje, większościowym udziałowcem jest kapitał z Niemiec. Opinia publiczna jest manipulowana, ponieważ podatników niemieckich przedstawia się jako tych, którzy najwięcej wyłożyli, by stworzyć fundusz stabilizacyjny. W rzeczywistości to biedne społeczeństwa krajów, którym zajrzało w oczy widmo bankructwa, zadłużają się na przyszłość lub mówiąc bardziej po ludzku: pokolenie dziadków zadłuża nie tylko swoje dzieci, ale również wnuków, a może i prawnuków. Unia coraz bardziej przypomina klub gangsterów. Jeśli któryś z nich nieopatrznie odwróci się plecami, eliminuje się go bez skrupułów.
Najgorszy scenariusz, jaki przychodzi mi do głowy, to taki, że Unia się rozpadnie w najbardziej niekorzystnym momencie, tzn. kiedy Państwo Islamskie (ISIS) okrzepnie i zdobędzie trwałe przyczółki w Europie. Wtedy, w dowolnym miejscu Europy, możemy usłyszeć: Allah akbar i poczuć na plecach oddech goniącego nas „szarego wilka” albo innego fanatyka, który bardziej jest gotowy umrzeć dla Allaha, niż my gotowi żyć dla Chrystusa.
Krzysztof Drogowy