Portal Fronda.pl: Na czym polega dialog między religiami?
Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Słowo „dialog” pojawiło się Soborze Watykańskim II. Wypracowano je przede wszystkim ze względu na kontakty Kościoła katolickiego ze światem zewnętrznym. Pojęcie dialogu dotyczyło zatem relacji z kulturą, współczesnymi sposobami organizowania się społeczności. Chodziło również o dialog wewnątrzkościelny, międzypokoleniowy, między różnymi rzeczywistościami w samym Kościele, między hierarchią a charyzmatem, a także między wyznawcami Chrystusa. Kategorię dialogu zastosowano również w kontekście spotkania różnych religii.
Co jest sednem takiego dialogu międzyreligijnego?
Jak wielokrotnie podkreślał Jan Paweł II, w Kościele katolickim chodzi o taki dialog, który nigdy nie zwolni nas z naszej misji głoszenia Chrystusa i wzywania do nawrócenia. Dialog, który nie zakładałby pragnienia zaproponowania czy głoszenia w imię Chrystusa drugiemu człowiekowi, byłby dialogiem płonnym, bezcelowym. Dialog dla samego dialogowania to czysta formułka.
Wczoraj w Kościele w Polsce obchodzono XV Dzień Islamu. Jak powinien wyglądać dialog pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami? Czy jest on w ogóle możliwy?
W tym przypadku mówienie o dialogu staje się dziś coraz bardziej skomplikowane i trudne ze względu na postawę, którą przejawiają wyznawcy Mahometa. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zostały doszczętnie spalone 42 kościoły w Nigerii, zniszczone misje, ochronki, szpitale tylko dlatego, że są prowadzone przez chrześcijan... Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w większości krajów islamskich odbywa się właśnie „czyszczenie” tych terytoriów z wyznawców Chrystusa, to o jakim dialogu możemy mówić? Dialog, który będzie hipokryzją, nie interesuje nas. A jak dialogować z przedstawicielami muzułmanów, którzy twierdzą, że islam nie ma nic wspólnego z terroryzmem, jest religią miłości? Wiemy przecież, że w tym samym czasie chrześcijanie są wrzucani do rozgrzanego pieca a dziewczynki porywane po to, żeby je zislamizować, wydać za mąż za muzułmanów. Mamy świadomość nieustannych gróźb, jakie muzułmanie kierują pod naszym adresem, choćby takich, jak z ubiegłej soboty, kiedy cała Turcja krzyczała, że albo Zachód przyjmie Mahometa, albo zostaną nam poderżnięte gardła... W takiej sytuacji trudno mówić o dialogu. 14 września, podczas Mszy świętej, upamiętniającej ofiary I wojny światowej papież Franciszek jasno powiedział, że mamy do czynienia z już rozpoczętą III wojną światową, ale jest to wojna, która odbywa się w kawałkach.
W Polsce widać dużą popularność takich dni dialogu, być może dlatego, że nie doświadczamy tego, czego doświadczają chrześcijanie w zachodniej Europie.
Być może w Polsce nasza uwaga jest skupiona bardziej na tym, co dzieje się na Ukrainie, przejmujemy się konfliktem rosyjsko-ukraińskim. To się przecież dzieje bliżej naszych granic. Mniej zdajemy sobie sprawę z tego, co dzieje się na zachodzie Europy. A wystarczy pojechać do wielkich miast, jak Wiedeń, Marsylia, Paryż, Mediolan, aby zdać sobie sprawę, że miasta te są w większości skolonizowane islamem. Większość dzielnic, punktów usługowych, sklepów jest w rękach muzułmanów. Polki, mieszkające w Wiedniu, skarżyły mi się, że nie czują się bezpiecznie na ulicach. Niewiele trzeba, by jakiś muzułmanin podszedł i zerwał, wiszący na szyi łańcuszek z krzyżykiem. Europejczycy po prostu boją się muzułmanów, których mamy w Europie 19 milionów. Niemcy są przestraszeni muzułmanami, co widać choćby w sposobie reagowania na obcesowe zachowanie muzułmańskich rodzin w przestrzeni publicznej, sklepach, centrach nauki języków, etc. Nikt właściwie nie reaguje na panoszenie się islamskich rodzin, ani policja, ani służby porządkowe. Dlaczego? Bo się boją. Islam budzi strach, to jest elementem ich ofensywy.
Co ta ofensywa ma na celu?
Jestem szczerze zmartwiony tym, że większość faktów, jakie dziś do nas docierają, świadczy o jednym – islam już dawno rozpoczął swoją ofensywę. Miała rację Oriana Fallaci, która przestrzegała Europę przed jej własna głupotą. Dziś ugrzecznione frazy zachodnich Europejczyków na niewiele się zdadzą. Mamy do czynienia z próbą ofensywy świata zachodniego, która odbywa się zarówno od dołu, jak i od góry. Od dołu, czyli poprzez emigrację, pewną kolonizację głównych europejskich miast i od góry – poprzez zastraszanie Europejczyków filmikami z podcinaniem gardeł w internecie i nieustanymi groźbami, że to samo prędzej czy później zrobią zresztą Europejczyków. Imamowie w meczetach europejskich czy w Jerozolimie głoszą, że nadchodzi dzień gniewu i kto nie wyzna natychmiast wiary w Allaha i Mahometa, ten będzie zgładzony. Trudno w takiej sytuacji mówić o dialogu.
Jeśli nie dialog, to co?
Powinniśmy obchodzić w Kościele raczej dzień wielkiej modlitwy do Boga o to, aby ustrzegł nas przed tą niedolą albo bożym biczem, karą, która może spaść na głupich, uśpionych, naiwnych, bezrefleksyjnych eks-chrześcijan z Europy Zachodniej, którzy wolą koncentrować się na obronie bluźnierczego, obscenicznego pisemka, niż wziąć w obronę wystawionego na pośmiewisko papieża. Wystawiają na pośmiewisko także swoje symbole religijne, lekceważą własne korzenie. Nawet w zeszłym tygodniu Angela Merkel zwróciła się do Niemców z apelem, by dbali o swoje chrześcijańskie korzenie i wrócili do pielęgnowania swoich symboli, jeśli naprawdę zależy im na pielęgnowaniu postaw obrony w stosunku do własnego dziedzictwa i tożsamości. To mnie pozytywnie zaskoczyło. Jak powiedziałem, dziś powinniśmy obchodzić nie dzień dialog z islamem (bo to określenie efemeryczne), ale raczej dzień modlitw o pokój na świecie, przeciwko wojnie, pladze, aberracji wirusa religijnego pod postacią „combat islam”. Trudno rozmawiać z osobami, które deklarują, że islam to religia pokoju i miłości, a jednocześnie wyłapują ludzi, pytając czy są za „Allahu akbar” czy za „Alleluja”. Jeśli wybiorą to drugie, będzie to ostatnie słowo, jakie wypowiedzieli na tym świecie.
Może nadal Europejczycy wierzą w to, że nie każdy muzułmanin kryje bombę pod tuniką?
Jeden z profesorów, zajmujących się Biblią, franciszkanin opowiadał, że w Jerozolimie, w klasztorze, gdzie mieszka w braćmi i zajmuje się studiowaniem Pisma Świętego, od lat mają przyjaciela muzułmanina, z którym współpracują. Wspaniale układała się między nimi nie tylko współpraca, ale także szczera przyjaźń. On pomaga im w edycji, redakcji, ich badaniach naukowych. Któregoś razu ich muzułmański przyjaciel wrócił z meczetu z wyraźnie zmienioną twarzą, był zasmucony. Kiedy zapytali go, co się stało, wreszcie przełamał się i powiedział, że w meczecie od jakiegoś czasu słucha kazań imama, który głosi, że nadchodzi dzień sprawiedliwości i niebawem zatriumfuje Allah i jego prorok Mahomet. Ci wszyscy, którzy natychmiast nie wyznają wiary w Allaha, zostaną zgładzeni. Dodał jednak, by jego przyjaciele franciszkanie nie obawiali się, bo on ich bardzo kocha, jest do nich przywiązany. Nawet jeśli przyjdzie konieczność zgładzenia ich, zrobi to tak, aby nie czuli bólu.
To niewiarygodne!
...ale prawdziwe. My, Polacy patrzymy na ten problem z pewnego dystansu, bo w Polsce nie ma takiego nasycenia emigracją arabską i islamską, jak w innych krajach. Znamy muzułmanów o tradycji tatarskiej, którzy są bardziej zasymilowani i nastawieni pokojowo. To prawda. Z drugiej jednak strony, nie możemy żyć bez niepokoju, jeśli z wielkim rozmachem na warszawskiej Woli budowane jest centrum muzułmańskie. Budowa jest finansowana przez Arabię Saudyjską, a dobrze wiemy, że to kraj islamu sunnickiego w jego najbardziej radykalnym odłamie - wahabickim, który być może wybrał kolejną stolicę europejską, żeby zapuszczać korzenie.
Co musiałaby zrobić strona islamska, aby ten dialog z chrześcijaństwem miał sens?
Chciałbym usłyszeć od braci muzułmanów, którzy wierzą w jednego Boga, który każe się kochać i nie pozwala targnąć się na życie niczego, co Bóg stworzył, przynajmniej słowa potępienia wobec tych wszystkich, którzy mordują w imię Allaha. To będzie dla nas wiarygodna podstawa do dialogu. Nie udawajmy, że dialogujemy po to, aby wyciągnąć jakąś wspólną wypadkową różnych wyznań. Jesteśmy po to, żeby z bojaźnią Bożą w sercu naprawdę modlić się o pokój na świecie i wyciszenie w sercu ludzkim diabelskiej pokusy rozwiązywania problemów tego świata przy pomocy karabinów i maczety.
Rozm. MaR