Dziwna rozmowa. To jedyna myśl, jaka przychodzi mi do głowy po przeczytaniu wywiadu z Marią Peszek, którym z rozmachem chwali się „Tygodnik Powszechny”. „To spotkanie, zdaniem najgłośniejszych uczestników polskiej debaty publicznej, nie powinno się odbyć. Katolicki ksiądz nie powinien rozmawiać z osobą, która publicznie zadeklarowała swój ateizm, ateista nie powinien rozmawiać z katolickim księdzem. Granice sporu powinny być jasno wytyczone, barykad nie wolno opuszczać. Niemożliwe? Nie w „Tygodniku Powszechnym” - tak gazeta anonsuje rozmowę pomiędzy Marią Peszek, ks. Andrzejem Dragułą i Andrzejem Franaszkiem. Sam wstęp do tego wywiadu jest dla mnie zastanawiający. Bo niby kto powiedział, że ateista nie może rozmawiać z księdzem? Przez skórę czuję, że to złośliwostka pod adresem tzw. Kościoła zamkniętego (czyli na przykład takich ultrasów jak my z Frondy, na jakich wychodzimy zapewne w zestawieniu z redakcją „TP”). Pewnie, że może rozmawiać! Ileż to razy mnie samej zdarzało się szczerze gadać z deklarującymi się ateistami! Sęk w tym, że taka rozmowa – przynajmniej w moim odczuciu – winna czemuś służyć. Nie być taką gadką-szmatką na zasadzie poklepania ateisty po pleckach w geście utwierdzenia go w przekonaniu, że dobrze robi. Oczywiście, nie twierdzę także, że my katolicy mamy niewierzących na siłę nawracać, krzewić wiarę ogniem i mieczem. Niemniej, naszym zadaniem, a nawet obowiązkiem, jest dawanie świadectwa o Jezusie Chrystusie wszędzie tam, gdzie się znajdziemy. Głoszenie Dobrej Nowiny o każdej porze.

 

Kilka dni temu wielkie zamieszanie wywołało spotkanie (a może raczej nie tyle samo spotkanie, co zamieszczone w sieci zdjęcie) Nergala z ks. Bonieckim. Ot, niewinna fotka, za którą Wojciech Cejrowski ekskominikowałby marianina. Zbulwersowany zdjęciem był także o. Aleksander Posacki SJ: „Czy Ksiądz katolicki może popierać bluźniercę i satanistę? Bo to właśnie wyraża owo skandaliczne zdjęcie. Podobnie jak żadanie dedykacji na bluźnierczej książce. To nie jest tylko szacunek do osoby, co jest cechą chrześcijańskiej postawy, ale także afirmacja poglądów czy postaw Nergala, w których Boniecki nie widzi żadnej profanacji, żadnego przekraczania granic. Czy nie jest zgorszenie i swoista propaganda czy zielone światło dla satanizmu?”.

 

Daleka jestem od odżegnywania ks. Bonieckiego od czci i wiary, podobnie, jak daleka jestem od nazywania Nergala satanistą (to co robi, w moim odczuciu, jest w dużej mierze zwykłym pozerstwem). Nie twierdzę również, że ks. Boniecki nie powinien podawać Nergalowi ręki. Całą sytuację nadzwyczaj trafnie skomentował mój redakcyjny kolega Łukasz Adamski, którego zdaniem fotografia byłaby uzasadniona, gdyby ks. Boniecki choć w minimalnym stopniu starał się nawrócić grzesznika. „Czy jednak kapłan nie powinien wyciągać ręki do najtwardszych grzeszników? Czy nie powinien iść między wilki i kopać im po tarantinowsku zadki miłosierdziem i zrozumieniem? Oczywiście, że tak. Czy ks. Boniecki w tym celu zrobił sobie zdjęcie z Nergalem i doprowadził do realnego zgorszenia wiernych? Tego nie wiemy. Wcześniejsze niepoważne traktowanie niebezpiecznego popkulturowego wroga Jezusa przez ks. Bonieckiego, nie pozwala jednak na optymistyczną ocenę. Istnieje jednak (minimalna) szansa, że ks. Boniecki ma plan nawrócenie Nergala, i robi to w sposób oryginalny i niezrozumiały dla wielu katolików. To jedyne wytłumaczenie skandalicznego zdjęcia. Na razie niestety jedynym beneficjentem tego zdjęcia jest Nergal, który wrzucił go na Facebooka. Znów udało mu się poróżnić katolików. Niestety nie bez udziału kapłana” - napisał Łukasz na portalu Wpolityce.pl.

 

Po lekturze wywiadu z Marią Peszek w najnowszym „TP” mam podobne wrażenia. Zastanawiam się, po co ta cała, 3-stronicowa rozmowa? To znaczy, nie neguję oczywiście rozmawiania z – delikatnie mówiąc -kontrowersyjną piosenkarką. Wręcz przeciwnie! To świetnie, że „TP” udało się namówić Peszek na rozmowę! To świetnie, że ks. Draguła znalazł wspólny język z ateistką! Zastanawia mnie raczej, czemu miała służyć ta rozmowa.

 

Na początek „Tygodnik” serwuje nam obszerne wywody Peszek na temat jej pierwotnej religijności (jest opowieść o niani ze wsi, o obrzędach religijnych wiejskich kobiet, o spotkaniach w kapliczkach). Tą przydługą refleksję ks. Draguła podsumowuje postawieniem diagnozy, że religijność bazująca na doświadczeniach magicznych wieku dziecięcego pryska jak mydlana bańka, kiedy człowiek wchodzi w wiek używania rozumu. I tu właściwie zaczyna się najciekawszy wątek rozmowy księdza i ateistki – Peszek opowiada o swoim cierpieniu, okresie bólu i niepogodzenia się ze sobą, który stał się kanwą dla decyzji o odejściu od Pana Boga. Piosenkarka mówi o swojej wizji Pana Boga, ks. Draguła o swojej. Dwa różne światy. Ona mówi o idei Boga, w którego nie chce wierzyć, on o Bogu, w którego wierzy. Na tym polu nie dojdą do porozumienia, dlatego dość szybko zmieniają kierunek rozmowy i przechodzą do refleksji nad sensem cierpienia. „Nie możesz mi odpowiedzieć na pytanie, po co człowiekowi jest Bóg. Możesz mi tylko powiedzieć, po co On jest Tobie” - mówi Peszek. „Oczywiście, że tak, ale Ty też odpowiadasz z własnej perspektywy: dlaczego Tobie Bóg jest niepotrzebny” - ripostuje ks. Draguła.

 

Rozmowa duchownego z ateistką kończy się niezwykle smutno. „Dlaczego zainteresowało mnie to, o czym śpiewa Maria? Dlatego, że dla mnie samego jest bardzo niepokojącym pytanie, czemu jedni ludzie wierzą, a inni nie. Wiara jest łaską, nad którą nie mamy przecież stuprocentowego panowania. Ale czy rzeczywiście zależy ona tylko od Boga? Co my możemy zrobić, żeby wierzyć albo nie stracić wiary? Jeżeli czytam o doświadczeniach Teresy od Dzieciątka Jezus czy wyznania Matki Teresy, które piszą o nocy ciemnej, a nawet o doświadczeniach nieobecności Boga, kiedy słucham Twojej płyty, na której śpiewasz, że Bóg Cię opuścił, nie mogę uciec od świadomości, że wiara jest czymś, co można stracić. Więc i mnie może to spotkać...” - konstatuje ks. Draguła.

 

Hm... nie chciałabym się żadną miarą stawiać w pozycji osoby pouczającej księdza doktora habilitowanego teologii, kierownika Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki, ale... Ameryki nie odkrył. Pewnie, że wiarę można stracić! Pewnie, że nie zależy ona tylko od Pana Boga! Nie jest tylko efektem otrzymania tzw. łaski wiary! Wiara jest także w jakiejś mierze decyzją. Czy chcesz? - pytał za każdym razem Pan Jezus, zanim kogokolwiek uzdrowił. Czy chcesz? A jeśli chcesz, to postępuj tak i tak, pielęgnuj swoją wiarę.

 

Peszek zdecydowała najzupełniej świadomie, że nie chce. Ks. Draguła nawet nie próbuje jej delikatnie zasugerować, że jej decyzja może mieć straszliwe konsekwencje...

 

Marta Brzezińska