Tym bardziej, że to nie kto inny, ale właśnie Janusz Palikot, który usilnie stara się być symbolem postępowej elity sam korzysta z metod godnych krwawego dyktatora z kretyńskim wąsikiem. Idea wodzowska, składanie przysięgi na wiecu, podniesione w górę dłonie, klimat sekciarskiego misterium podczas wieczoru wyborczego Palikota sprawiały wrażenie narodzin różowego führera, którego działania – jak słusznie powiedział Ryszard Kalisz (sic!) – przypominają słynne „pięć piw”.
Nic dziwnego, że wieczór wyborczy, zorganizowany przez Ruch Palikota, wzbudził takie, a nie inne skojarzenia. Polityk, który wzywa ze sceny podwładnych do powtarzania za nim słów przyrzeczenia („My, ludzie Ruchu Palikota, zobowiązujemy się być wierni idei nowoczesnego państwa, państwa świeckiego, społecznego, obywatelskiego i przyjaznego. Tej nadziei nie zawiedziemy!”) bardziej przypomina wodza fanatycznej bojówki niż parlamentarzystę.
Jak widać, pan poseł ma krótką pamięć. I to nie kto inny, ale również Janusz Palikot ma swojego Goebbelsa. Goebbelsa stanu wojennego.
Aleksander Majewski