Wielka spuścizna św. Jana Pawła II jest dziś fundamentalną przeszkodą dla progresistów dążących do zbudowania nowego Kościoła. Nauczanie papieża-Polaka jawi się jako zapóźniony ciężar, relikt minionej epoki, który trzeba przezwyciężyć, by pójść szybko naprzód i dostosować kościelny przekaz do wymagań dnia współczesnego. Choć prawdziwym przeciwnikiem rewolucjonistów jest samo Magisterium i Tradycja, to atak skupia się w praktyce właśnie na papieżu Wojtyle. To jego nauczanie jest najświeższym i najszerszym wykładem niezmiennej prawdy Ewangelii.

 

Rozwodnicy w nowych związkach

Bezpardonowa ofensywa przeciwko nauczaniu św. Jana Pawła II zaczęła się wraz z konsystorzem w 2014 roku, który poprzedził zwołanie nadzwyczajnego synodu biskupów o rodzinie. Na zaproszenie papieża Franciszka przemówienie na temat miłosierdzia w kontekście duszpasterstwa rodzinnego wygłosił wtedy kardynał Walter Kasper. Niemiec przedstawił swój z dawna głoszony postulat dopuszczania do Komunii rozwodników w nowych związkach – nawet, jeżeli są aktywni seksualnie. Kościół tego wszakże nie dopuszcza; jasną wykładnię problemu zaprezentował św. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej Familiaris consortio z 1981 roku.

Za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI zwolennicy zmiany nauczania natrafiali na Watykanie na zdecydowany opór. Stąd już sam gest powierzenia Kasperowi wygłoszenia programowego przemówienia na konsystorzu był prawdziwie rewolucyjny.

Przebieg dwóch synodów, nadzwyczajnego i zwyczajnego, potwierdził, że Franciszek w sprawie rozwodników popiera zmiany. Rzecz rozstrzygnęła adhortacja apostolska Amoris laetitia z 2016 roku. Sam tekst wprawdzie niczego nie mówi wprost, ale toruje progresistom drogę do wprowadzania zmian. Co więcej cytuje adhortację św. Jana Pawła II wybiórczo, pomijając „niewygodne” dla nowego ujęcia passusy. Wkrótce biskupi Buenos Aires przesłali Ojcu Świętemu list, w którym przedstawili własną wykładnię adhortacji, sprzeczną z Familiaris consortioi pytali, czy jest słuszna. Papież odpowiedział im listownie, stwierdzając, że nie ma innej interpretacji. Następnie wpisał wymianę listów do Akt Stolicy Apostolskiej. W ten sposób, nieco po kryjomu, przypieczętowano zmianę nauczania.

 

Komunia dla protestantów

Wkrótce spadł następny cios, tym razem dotyczący Komunii świętej dla protestantów. Zimą 2018 roku Konferencja Episkopatu Niemiec ogłosiła, że stworzyła roboczy dokument, w którym dopuszczono do Eucharystii protestantów żyjących w małżeństwie z katolikiem.

Okazało się, że tekst nie ma w Niemczech pełnego poparcia; siedmiu biskupów poprosiło papieża Franciszka o interwencję, bo ich zdaniem sprawa ma znaczenie dla całego Kościoła, więc nie mogą zapadać tu żadne decyzje na poziomie narodowym. Nawiązany został dialog. Po kilku miesiącach ustalono, że dokument może zostać opublikowany – choć nie jako oficjalny dokument episkopatu. Papież wydał osobistą zgodę na ogłoszenie tekstu jako „porad duszpasterskich”, które poszczególni biskupi będą lub nie wcielać w życie w swoich diecezjach. Franciszek zapewniał przy tym, że tekst Niemców przeczytał i uznał go za teologicznie doskonale skonstruowany.

Tymczasem do doskonałej konstrukcji brakuje mu naprawdę wiele. W dokumencie cytuje się dwie encykliki św. Jana Pawła II, Ut unum sint i Ecclesia de Eucharistia, ale… wybiórczo, tak, by, wyciągnąć z nich nieuprawnione wnioski i uzasadnić autorytetem papieża Polaka sprzeczne z nauczaniem Kościoła zmiany. W obu encyklikach Karol Wojtyła w sprawie Eucharystii dla protestantów odwołał się do szczegółowych przepisów zawartych w Kodeksie Prawa Kanonicznego i Kodeksie Kanonów Kościołów Wschodnich. Oba stanowią, że jedyną możliwością, w której protestant może przyjąć Komunię, jest… wyjątkowa sytuacja zagrożenia życia, prześladowania, katastrofy – i to tylko wówczas, gdy nie mają oni dostępu do szafarza własnej wspólnoty. W Niemczech oczywiście taka sytuacja nigdy nie zachodzi; nie ma tym bardziej mowy o regularnym przyjmowaniu Komunii przez protestantów. Mimo tego z Magisterium zerwano, znowu manipulując św. Janem Pawłem II.

 

Przeciwko Veritatis splendor

6. sierpnia 2018 roku przypadła 25. rocznica ogłoszenia encykliki Veritatis splendor św. Jana Pawła II. Tekst ten w duchu Tradycji zwalcza heretyckie twierdzenie, jakoby nie było żadnych czynów złych samych w sobie.

Według promotorów tego błędu każde ludzkie działanie miałoby być w swojej ocenie moralnej zależne od okoliczności. Temu towarzyszy nowe ujęcie ludzkiego sumienia, zakorzenione nie w katolicyzmie, ale w protestanckiej z ducha filozofii Immanuela Kanta. Zgodnie z tym ujęciem, tak zwaną autonomią moralną, każdy człowiek miałby sam stanowić dla siebie prawa; normy, które wskazuje Kościół, byłyby tylko orientacyjne i musiałby być dopiero dostosowywane do konkretnego życia. Na bazie tego błędnego przekonania możliwe stało się choćby dopuszczenie rozwodników w nowych związkach do Komunii.

Niestety, papieska adhortacja Amoris laetitia wprost sprzeciwia się ujęciu Veritatis splendor. Jeden z kluczowych passusów dokumentu Franciszka brzmi: „Sumienie może jednak uznać nie tylko to, że dana sytuacja nie odpowiada obiektywnie ogólnym postanowieniom Ewangelii. Może także szczerze i uczciwie uznać to, co w danej chwili jest odpowiedzią wielkoduszną, jaką można dać Bogu i odkryć z jakąś pewnością moralną, że jest to dar, jakiego wymaga sam Bóg pośród konkretnej złożoności ograniczeń, chociaż nie jest to jeszcze w pełni obiektywny ideał” (par. 303). Co tymczasem czytamy w Veritatis splendor? Że błędne ujęcie sumienia „mogłoby dostarczać uzasadnień dla wyjątków od reguły ogólnej i tym samym pozwalać w praktyce na dokonywanie z czystym sumieniem czynów, które prawo moralne uznaje za wewnętrznie złe” (par. 53).

Niezgodność jest oczywista. W innym ważnym miejscu, chętnie wykorzystywanym przez progresistów, Franciszek pisze, że… Kościół „nie jest powołany do tego, by zastępować sumienia wiernych, ale je kształtować” (par. 37).

Znajdujemy tu właśnie ten fundamentalny błąd: to ostatecznie sumienie wiernego ma decydować, norma głoszona przez Kościół nie musi być zawsze wiernie przestrzegana, bo czasami okoliczności – rzekomo – usprawiedliwiają grzech. A więc także Veritatis splendor św. Jana Pawła II jest przez Franciszka marginalizowane.

 

Kres celibatu

W 1992 roku św. Jan Paweł II opublikował posynodalną adhortację apostolską Pastores dabo vobis, w której podjął między innymi temat celibatu. Pisał tam między innymi o „niezmiennej woli Kościoła, by utrzymać prawo, zgodnie z którym od kandydatów do święceń kapłańskich w obrządku łacińskim wymaga się dozgonnego i dobrowolnego celibatu”. Ta „niezmienność” dziś zdaje się już nie obowiązywać. Na jesień tego roku papież Franciszek zwołał Synod Biskupów zwany Amazońskim. Jednym z jego tematów będzie wyświęcanie na księży mężczyzn, którzy żyją w związki małżeńskim – tak zwanych viri probati. Mają być to ludzie o sprawdzonej opinii, po wielu latach małżeństwa. Papież Franciszek przyznał publicznie, że popiera ten pomysł; chciałby go ograniczyć do pewnych „trudnych” rejonów świata, jak Amazonia właśnie czy Pacyfik, ale w wielu krajach Zachodu już mówi się, że viri probati sprawdziliby się także w Europie; otwarcie głoszą to między innymi biskupi z Niemiec. By wprowadzić zmiany w celibacie oczywiście znowu trzeba będzie w niezwykle „kreatywny” sposób zająć się dokumentem św. Jana Pawła II.

 

Kobiety na kapłanki

W roku 1994 papież Wojtyła ogłosił list apostolski Ordinatio sacerdotalis, w którym wykluczył możliwość udzielania kobietom święceń kapłańskich. „Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne” - napisał.

Mimo tego już w 2016 roku papież Franciszek powołał w Watykanie specjalną komisję, która miała zbadać na kanwie historycznej kwestię posługi diakonis w Kościele katolickim. Wiadomo, że komisja ta zakończyła prace jesienią 2018 roku i przekazała wyniki swoich ustaleń na ręce Ojca Świętego. Nie są one publicznie znane, ale… dziwnym trafem od kilku miesięcy coraz głośniej rozbrzmiewają wołania o dopuszczenie kobiet do święceń diakonatu, zwłaszcza w krajach niemieckojęzycznych. Ostatnio wprost poparł taką zmianę sam kardynał Christoph Schönborn, arcybiskup Wiednia.

O diakonacie kobiet mówią też swobodnie kolejni biskupi na świecie. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badanie, w którym większość biskupów przyznała, że udzielałaby święceń diakonatu kobietom, o ile tylko dopuściłby taki krok Watykan. Temat jest niezwykle złożony; jeszcze w 2018 roku na łamach „L’Osservatore Romano” ukazał się artykuł prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Luisa Ladarii Ferrera, w którym ten przypomniał, iż kwestii święceń dla kobiet nie powinno się w ogóle rozważać, bo została już autorytatywnie rozstrzygnięta. Mimo tego dyskusja nadal trwa; zakaz Jana Pawła II dla progresistów nie ma żadnej wartości.

 

Reforma Kurii Rzymskiej

Ile może Rzym, a ile Kościół lokalny? Jesteśmy dziś w trakcie przebudowywania modelu funkcjonowania Kościoła katolickiego. Papież Franciszek w tym roku ma opublikować konstytucję apostolską, która na nowo określi strukturę i zadania Kurii Rzymskiej i określi relacje między Stolicą Apostolską a poszczególnymi konferencjami episkopatów. Kilka miesięcy temu mówił o tym kard. Oscar Maradiaga, Koordynator Rady Kardynałów, która wespół z papieżem opracowywała reformę Kurii. Hierarcha ten powiedział, że do lamusa odchodzi piramidalna struktura Kościoła z papieżem na wierzchołku; dużo większe niż dotąd kompetencje mają spoczywać na niższych szczeblach władzy, zwłaszcza w konferencjach episkopatów; te gremia mają otrzymać nawet pewne kompetencje doktrynalne. Celem przeprowadzenia takiej „decentralizacji” trzeba będzie wszakże odwołać… konstytucję apostolską św. Jana Pawła II, Pastor bonus, która wprowadziła obecne zasady funkcjonowania Kurii Rzymskiej.

 

Progejowskość to już nie wada

Od kilkunastu miesięcy Kościołem katolickim wstrząsają bezprzykładne skandale seksualne. Dymisja całego episkopatu Chile, laicyzacja kardynała Theodore’a McCarricka, list abp. Carla Marii Viganò po nazwiskach wymieniający homoseksualistów w Kurii Rzymskiej… Rok 2018 dla papieża Franciszka to prawdziwy annus horribilis. W Watykanie odbył się niedawno szczyt poświęcony problemowi nadużyć popełnianych przez ludzi Kościoła na dzieciach; za główną przyczynę problemu uznano klerykalizm, częściowo zresztą słusznie.

Całkowicie pominięto jednak kwestię homoseksualizmu; promowaniu tej dewiacji w ciągu ostatnich dziesięcioleci św. Jan Paweł II poświęcił tymczasem bardzo wiele uwagi. Za jego pontyfikatu zwłaszcza Kongregacja Nauki Wiary wydała bardzo liczne dokumenty piętnujące jednopłciowe związki. O tym się dziś już nie pamięta. Co więcej od drugiej połowy lat 90. opracowywano zasady w sprawie przyjmowania do seminariów kandydatów homoseksualnych; ogłosił je w roku 2005 dopiero Benedykt XVI, ale ta fundamentalna kwestia opracowana została za pontyfikatu jego poprzednika.

Wiemy, że nawet 80 proc. ofiar nadużyć to mężczyźni, a w Kurii Rzymskiej wprost roi się od homoseksualistów, stąd sprawa ta jest najwyższej wagi – bez jej uregulowania, bez wykluczenia mężczyzn o skłonnościach do własnej płci z szeregów kapłańskich, nigdy nie uda się rozwiązać ostatecznie problemu nadużyć. Franciszek nie kładzie na to nacisku. Za jego pontyfikatu promowani są prohomoseksualni biskupi; otwarte wyrażanie sympatii dla środowisk LGBT nie jest już wadą, ale raczej pomocą w kościelnej karierze. To rażące zerwanie z praktyką poprzednich papieży.

A nie dość na tym, bo papież Franciszek przyłączył się do niedawno do chóru potępiającego Jana Pawła II w sprawie nadużyć seksualnych. Podczas konferencji prasowej pokładzie samolotu wracającego 5. lutego z Emiratów Arabskich papież przytoczył bez większego wyjaśnienia historię o bezkarności zbrodniarza Marciala Maciela Degollado za pontyfikatu papieża-Polaka. Ta bezkarność jest faktem, ale ma swoje bardzo złożone przyczyny, związane częściowo z wojną przeciw komunizmowi, częściowo z hipnotyczną osobowością Maciela; krótka wypowiedź Franciszka rzuciła tymczasem cień na Jana Pawła II, stała się wodą na młyn tych, którzy uważają jego pontyfikat za tragedię dla Kościoła. Zapomniano też, że to Jan Paweł II w roku 2001 ogłosił list apostolski motu proprio Sacramentorum sanctitatis tutela, ustalający surowe normy postępowania w przypadkach nadużyć seksualnych.

 

Duszpasterstwo zamiast doktryny

Progresywne episkopaty prowadzą ofensywę przeciwko tradycyjnej teologii. Przodują w tym Niemcy i Austriacy, część biskupów USA i Ameryki Łacińskiej; zwolennicy „nowego paradygmatu” są jednak obecni wszędzie. Także w Polsce nie brakuje środowisk „otwartych” katolików, które z radością powitałyby negację istnienia czynów złych samych w sobie czy zmianę oceny homoseksualizmu. Św. Jan Paweł II jest przeszkodzą, bo przeszkodą jest po prostu katolicyzm. Kościół składa się z grzesznych ludzi; wymownych przykładów tej grzeszności ostatnie dziesięciolecia dostarczyły aż nadto. Jest prawdą, że wielu kardynałów i biskupów broniących bardzo zdecydowanie kościelnej doktryny okazywało się ludźmi prowadzącymi głębokie podwójne życie, nierzadko nawet i przestępcze, by wymienić tylko kardynała Hansa Hermanna Gröera. Można się spodziewać, że z biegiem lat na jaw wyjdzie więcej takich przypadków; mówi się coraz głośniej o kolejnych wielkich figurach Kościoła, za którymi ciągnie się prawdziwie mroczny cień. Nie można jednak wylewać dziecka z kąpielą. Problemem nie jest doktryna; tę Kościół katolicki zbudował w ciągu wieków na mocnym fundamencie Pisma Świętego i Tradycji Apostolskiej. Jan Paweł II nigdy nie głosił niczego nowego. Był jedynie strażnikiem chrystusowej wiary. Miejmy nadzieję, że w Polsce znajdziemy siłę, by przeciwstawić się rewolucyjnym dążeniom do zbudowania miękkiego Kościoła, wyzutego z tożsamości i prawdy o grzechu.

Paweł Chmielewski


***


„To publicystyczny alarm. Mam nadzieję, że pozwoli nie tylko przybliżyć Czytelnikowi drogę, którą Kościół w Niemczech kroczy konsekwentnie od lat, ale sprowokuje też, do postawienia pytania: czy chcemy tego samego?

 

Jeżeli odpowiedź będzie twierdząca, nie trzeba nic robić. Wystarczy płynąć z głównym nurtem europejskiego katolicyzmu. Modernistyczny model sam do nas przyjdzie. Jeżeli jednak chcemy zachować skarb wiary w takiej formie, w jakiej został nam przekazany, nie możemy dłużej stać z boku ogólnoświatowej debaty o przyszłości Kościoła. Nie próbuję tu dać całościowego obrazu Kościoła katolickiego w Niemczech. Wiele szczegółowych spraw zupełnie pomijam. Pochylam się przede wszystkim nad tymi przemianami i zjawiskami, które - dotykając wykładni wiary - wykraczają zdecydowanie poza niemieckie granice. Wspominam często o Kościele katolickim w Austrii, niekiedy także w Szwajcarii; pod względem progresywnego kierunku przebudowywania katolickiej wiary kraje niemieckojęzyczne w wielu punktach stanowią jedność.” (Paweł Chmielewski, fragment wstępu) 

Treściwy i wciągający raport o stanie Kościoła w Niemczech – i nie tylko. A równocześnie, przekrojowa analiza najbardziej dziś palących problemów teologicznych i ich konsekwencji: od buntu wobec encykliki Humanae vitae, przez błędne pojmowanie sumienia, aż po próby przedefiniowania katolickiej etyki i dyscypliny sakramentalnej. Warto przeczytać!