- Jeśli wezwania sygnatariuszy Listu do przemocy, będące formą szczucia, spowodują jakąkolwiek krzywdę pracownikom mojego biura i mnie osobiście, będzie to obciążało moralnie każdego z tych sygnatariuszy z osobna – mówi Krystyna Pawłowicz. - List osób z lewicowych i genderowych środowisk naukowych jest nadużyciem prestiżu i statusu pracownika naukowego. Posługuje się insynuacjami, jest wzorowym przykładem nawoływania do nienawiści i aktów agresji ze względu na przekonania - didahe.

Jej zdaniem sygnatariusze zarzucają jej wymyślone przez siebie zdarzenia i sytuacje (np. „porównanie człowieka do małpy”), bezpodstawnie i absurdalnie pomawiają o antysemityzm, o "sprzeniewierzenie się prawdzie" czy "wielokrotne obrażanie posłanki Anny Grodzkiej". - Celem autorów, którzy w swym liście jaskrawie mijają się z prawdą i łatwo sprawdzalnymi faktami, jest sterroryzowanie i zastraszenie mnie, jak też innych osób chcących rozmawiać o regulacji prawnej związków homoseksualnych. Celem autorów listu jest też uniemożliwienie nam korzystania z konstytucyjnej wolności wypowiedzi - dodaje.

TPT/Tokfm.pl