Biorę taksówkę, żeby dostać się na duży bazar, położony przy naturalnie żyjącej Odrze. Pytam taksówkarza, czy ma kursy do Frankfurtu i czy wiózł imigrantów. – Jeżdżę do Frankfurtu. Panie, co tam się dzieje! We Frankfurcie i okolicach jest około 4000 tych uchodźców. Dali im jeden hotel, nazwali go Ramadan i już jest cały zrujnowany. Tak samo dostali kilka wieżowców w centrum Frankfurtu, i nędza. Chodzą po okolicznych osiedlach, kradną, słyszałem, że do mieszkań się wpychają. Na klatkach schodowych już gwałcą. Niemcy, sterroryzowani, w domach siedzą. Nie zostawiają swoich mieszkań pustych, bo się boją – relacjonował taryfiarz.
Zadaszone pasaże handlowe osłaniają handlarzy i towar przed mżawką. Wśród asortymentu dominują papierosy, mięso, nabiał, odzież i …płyty CD i DVD. Z niedowierzaniem podchodzę do sprzedawcy płyt, albowiem tego w centrum kraju nie widziałem z 10 lat. Odkąd Internet trafił pod strzechy, już nie wydaje się pieniędzy na muzykę czy film. Wszystko jest online i dostępne, legalnie bądź nie. – Wie pan, że w Niemczech Internet mają całkowicie ocenzurowany? – informuje mnie sprzedawca. – Tam nie ma nic dostępnego na youtubie ani takich portali, jak u nas, że możesz obejrzeć film w sieci. Mój znajomy, jak raz obszedł ich zabezpieczenia, dostał rachunek na 1800 euro. Niemiec grzecznie maszeruje do sklepu lub przyjeżdża do nas. A my mamy same nowości – objaśniał.
I na co te wszystkie echelony, inwigilacje i etaty w specsłużbach, jak byle kto może wedrzeć się do kraju i bezkarnie terroryzować okolicę? Spacerując po bazarze, zastanawiałem się, czy cenzura w sieci nie ma też podłoża politycznego, bo permanentna inwigilacja niby-zwalczająca piractwo eliminuje też treści politycznie niepoprawne, tak jak to miało miejsce z kilkudniową ciszą wobec wydarzeń sylwestrowych w Niemczech.
Jedna z bocznych alejek ryneczku zdominowana jest przez zakłady fryzjerskie, obok znajduje się pasaż gastronomiczny, w którym Hans może zjeść sznycel, kiedy fryzjerki czeszą jego żonę. Przy jednym z wejść dostrzegam pistolety gazowe, wiatrówki, spraye pieprzowe, kabury itd. Podchodzę do sprzedawcy, pytam, czy ten towar przygotował na zbliżające się ciężkie czasy.
– Niemcy to kupują, nasi jeszcze nie. Chociaż słyszał pan, co tu w niedzielę się stało? Podskoczył taki jeden do bułgarskiego sprzedawcy i mu bekhendem z kastetem w twarz przymierzył. Bułgarzy, ale i nasze chłopaki, chcieli go dorwać, to się schronił na stacji benzynowej i policja musiała go w kordonie stamtąd wyciągać. U nas jeszcze jest spokój, ale co się u Niemców dzieje! Merkelowa oszalała! Wie pan, jak teraz nazywają Berlin i te wszystkie miejsca, gdzie ona umieściła Arabów? Sralnie! Wchodzą tacy do sklepu czy do marketu, wynoszą towar i jeszcze srają, gdzie popadnie! Widzę po ludziach na bazarze, że mniej ich przychodzi, bo pilnują swoich domów. A Niemcy to zupełnie nieporadni życiowo, jak jest zmiana czasu, przychodzą do mnie, żebym im zegarki przestawiał. Zupełne galarety. Tutaj na bazarze jakiś czas temu dwóch Arabów podeszło do Niemców, jak jedli w barze. Jeden wsadził Niemce palec do zupy, a drugi rozpinał sobie rozporek. Właściciel tego baru z chłopakami od razu ich wyj…ł z bazaru.
– Polaków nie zaczepiają? – pytam. – Jak się tylko pojawili, od razu Straż Graniczną na moście postawili i ich wyłapuje. Ale niektórzy już mają pobyt i policja nic nie może zrobić. Na razie nie przychodzą licznie, bo dostali prosty komunikat od naszych chłopaków, żeby tu się nie pojawiali. Oni się nas boją. Tak samo jak Ukraińców, gdy coś tam któryś próbował, to od razu reakcja. Nie tak jak u Niemców. Oni zupełnie nie wiedzą, co trzeba robić w takiej sytuacji. Dlatego oni na Niemców polują.
Dopytuję się, o jakich „naszych chłopaków” chodzi. – No, z klubów sportowych, kibice, narodowcy i inni, którzy zadeklarowali chęć pomocy. Sam, chociaż jestem po pięćdziesiątce, też bym poszedł. – Czyli to prawda, co się słyszy, że wzdłuż granicy po jednej stronie będą imigranci, a po drugiej komitety samoobrony? – Merkelowa chce zasiedlić nimi całe NRD, bo tam jest pusto. Nie ma ludzi, bo wyjechali, a my ich tutaj nie chcemy. Panie, to jest dzicz, mówią, że uchodźcy, a tak naprawdę nie wiadomo, a widać, jak się zachowują. I ja widzę to po Niemcach. Są przerażeni. U siebie tego mówić nie mogą, a u nas się rozklejają i żalą się na przykład fryzjerkom. Ale póki co, władza jest skuteczna. Chociaż głosowałem na Komorowskiego i na PO, to widzę, że po wyborach policja i Straż Graniczna naprawdę działa. No i wstyd mi, że te ku…y donoszą teraz na Polskę, i to do kogo, do Niemiec! A tam nie ma żadnej wolności słowa, jest terror poprawności politycznej. Mówią, że u nich normalność, ale ja żyłem w PRL i wiem, że to nie jest normalne, kiedy co innego ludzie mówią na ulicy, a co innego piszą w gazetach, a tam tak jest. Oni tutaj wiosną będą przyłazić i u nas będą ludzie, którzy będą ich pilnować – emocjonował się mężczyzna. W trakcie naszej dziesięciominutowej rozmowy, przerywanej uiszczaniem opłat i pytaniem po niemiecku o ceny gazu pieprzowego, pistoletów na gumowe kulki, paralizatorów, naliczyłem około 12 klientów.
Całość reportażu z granicy polsko-niemieckiej w 21 numerze Kuriera WNET!