Zagrożenie dla demokracji, niebezpieczne ruchy w sektorze ekonomicznym, zniewolone media - to preteksty, których używa obecna opozycja wespół z częścią niemieckich i unijnych polityków do umotywowania ingerencji w wewnętrzne sprawy naszego kraju. Warto pamiętać, że to mówienie jednym głosem PO i określonych środowisk z Europy Zachodniej nie jest niczym nowym.
Dziennikarz i publicysta "Gazety Bałtyckiej" Piotr Sobolewski zwrócił uwagę, że realizowanie interesów niemieckich przez osoby z szeroko rozumianego środowiska Platformy Obywatelskiej nie jest niczym nowym. Jak zauważył, wiele europejskich karier ludzi z PO mogło się rozwinąć dzięki stosowaniu przez tych ludzi proniemieckiej poltyki.
Jako przykłady nowsze Sobolewski podaje Jerzego Buzka - byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, czy Ewę Bieńkowską i Donalda Tuska obecnie sprawujących ważne funkcje w strukturach Unii Europejskiej. Ale wraca również do czasów minionych, pokazując że postawy proniemieckie nie są niczym nowym, ani wyrosłym w ostatnich latach.
Sobolewski przypomina początek lat dziewięćdziesiątych, okres prywatyzacji i reform Leszka Balcerowicza. Do owych reform podchodzi krytycznie, stwierdzając, że przyczyniły się do zdewastowania polskiej gospodarki. Do jeszcze większej zapaści przyczyniła się jednak prywatyzacja, która wg Sobolewskiego była de facto grabieżą polskiego mienia i oddaniem go w obce ręce.
Jak zauważa, po dokonaniu "prywatyzacji" Polska stała się wyjątkowym krajem w Europie - wyjątkowym w sensie negatywnym. 38-milionowe państwo zostało bowiem poddane zupełnej deindustrializacji, a Polska zamieniła się w, jak pisze Sobolewski "gigantyczną montownię z kilkumilionowym strukturalnym bezrobociem". Jego zdaniem ta sytuacja bardziej przypomina przełom XIX i XX wieku, niż stan w jakim powinno znajdować się rozwijające się państwo z nowoczesnej Europy Środkowej.
Jako winnych tego stanu rzeczy Sobolewski wskazuje polityków z dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którzy brali czynny udział w tym procesie - m.in. byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, Donalda Tuska oraz niegdysiejszego ministra ds. przekształceń wolnościowych Janusza Lewandowskiego.
Jasnym jest, że na owych przemianach najbardziej skorzystali Niemcy, dla których został stworzony w naszym kraju doskonały rynek zbytu, a szanse Polski na gwałtowny rozwój gospodarczy i stanowienie realnej konkurencji dla zachodniego sąsiada zostały zniwelowane niemal do zera. Dziś naszym głównym towarem eksportowym, jak zaznacza Sobolewski, jest tania siła robocza, a nie produkty i towary. Niemcy się bogacą, Polacy tracą, a Lewandowski i Tusk siedzą na stołkach w Brukseli.
daug/gazetabaltycka.pl