Specjalnie dla Fronda.pl piszą Ashraf S. Benyamin i Tomasz M. Korczyński.
Media zachodnie znów przekręcają rzeczywistość. Opierając się na meldunkach dostarczanych od terrorystów i dżihadystów prowadzą narrację, która zniekształca wydarzenia. Oto rzekomo, wojsko Assada zbombardowało Maalula, i wojska Wolnej Armii Syrii musiały się z niego wycofać. Ponadto, dżihadyści wydali oświadczenie, że wojsko reżimu zbombardowało klasztor. Nie zgadzając się na tę manipulację, pragniemy ukazać, co się tak naprawdę wydarzyło w Maalula.
Zacznijmy od tego, że Maalula jest świętym miasteczkiem, oddalonym 55 km na północny wschód od Damaszku. Zamieszkuje je ok. od dwóch do trzech tysięcy mieszkańców, z czego większość to chrześcijanie, choć mieszkają w nim także sunnici i szyici. Warto dodać fakt, że chrześcijanie tu mieszkający, mówią nie tylko w języku arabskim, ale i aramejskim. Rozumiemy zatem, jak głęboka jest ich świadomość chrześcijaństwa, skoro posługują się oryginalnym językiem swojego Mistrza, Jezusa z Nazaretu. Maalula w języku aramejskim oznacza „Miasto wzgórz”. Ponadto, Maalula symbolizowała zawsze tolerancję religijną, wolność, koegzystencję różnych kultur i religii, było miejscem do którego zmierzali pielgrzymi chrześcijańscy i muzułmańscy, ale też i turyści. Dwa tysiące lat temu było to schronienie dla pierwszych chrześcijan przed prześladowaniami. Znajdują się tu takie zabytkowe obiekty włączone na listę UNESCO, jak monastyr św. Tekli, gromadzący prawosławne siostry zakonne, czy konwent Mar Sarkis (św. Sergiusza), zarządzany przez greckokatolickich kapłanów (melchitów).
Miasteczko, jako że stanowi ważny obiekt kultu religijnego dla katolików i prawosławnych wyznawców Chrystusa było w czasie wojny domowej pod szczególną ochroną wojsk prezydenta Assada. Mało tego, reżim wydał miliony dolarów na restaurację zabytków w 2008 roku. Na tym górzystym terenie, choć Maalula jest niewielką miejscowością, znajduje się w niej ok. 40 kościołów, 10 klasztorów, w których przechowywane są relikwie świętych męczenników, ludzi Kościoła związanych od zamierzchłych czasów z chrześcijaństwem. Wzdłuż miasteczka, reżim Assada ustanowił pas militarny, który zapewniał poczucie bezpieczeństwa wszystkim mieszkańcom, także sunnitom.
Atak w imię dżihadu i proroka
W czasie ataku, do którego doszło w ostatnich dniach, zginęło 18 żołnierzy wojska Assada, w wyniku eksplozji samochodu-pułapki, kierowanego przez samobójcę zamachowca, Abu Haytham al-Urduniego, przybyłego z Iraku znanego terrorystę. Rebelianci wkrótce opanowali miasteczko. Podczas wkraczania, bojownicy Wolnej Armii Syrii ogłosili, że w żadnym wypadku nie będą atakować mieszkańców, cywilów, kapłanów, sióstr zakonnych, ani też świątyń oraz miejsc kultu. Będą sprawować rządy pokojowo. Dowództwo umieściło swoją siedzibę główną w hotelu Safir.
Rebelianci nie dotrzymali słowa. Powstał konflikt wewnątrz Wolnej Armii Syryjskiej. Grupa terrorystów należąca do Frontu Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat al-Nusra), paramilitarna grupa mudżahedinów związana z Al Kaidą działająca na obszarze Syrii, ogłosiła walkę z czcicielami krzyża. Bojówka ta postanowiła wykorzystać dogodną sposobność, wynikająca ze zbliżającego się Święta Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) oraz Święta św. Tekli (23 września), by rozpocząć mordowanie chrześcijan. Sprzeciwiły się im inne oddziały kampanii WAS, m.in. dlatego, że ich bojownicy rekrutowani byli spośród sąsiadów chrześcijan, a także dlatego, że była to ich rodzinna miejscowość. Niemniej, Dżabhat al-Nusra dokonała dewastacji kościołów i szerzyła terror. Chrześcijanie musieli się ratować. Tylko kilkuset odważnych młodych chrześcijan zostało na posterunku, aby chronić swoje domy. Reszta mieszkańców uciekła w góry, dzieci, kobiety i starsi.
Żołnierze lojalni prezydentowi Assadowi dla uratowania miasteczka z rąk terrorystów, zaczynają ostrzał hotelu Safir (siedziba dowództwa terrorystów), znajdujący się tuż obok klasztoru. Rebelianci korzystają z okazji, aby oskarżyć reżim Assada o zbombardowanie świętego obiektu. Na filmach, jakie udostępniają w sieci, dżihadyści, co paradoksalne, sami niejako przyznają się do winy, pokazują bowiem zniszczenia wewnętrzne budynków, a nie zewnętrzne. Świadkowie potwierdzają, że aktów wandalizmu i bezczeszczenia kościołów dokonali islamscy rebelianci. Zniszczyli ikony i krzyż w klasztorze św. Sergiusza.
Lider wspólnoty, która została najbardziej dotknięta tym barbarzyńskim aktem antychrześcijańskim, patriarcha Kościoła greckokatolickiego, Grzegorz III Laham powiedział wzburzony w rozmowie z libańską telewizją Noursat, że rebelianci zaatakowali Maalulę dla rzekomego jej uwolnienia, a w rzeczywistości dla jej zniszczenia, dla siania przemocy i terroryzmu. Patriarcha modlił się, by Bóg wzbudził w sercach władców mocarstw świata współczucie i mądrość, aby zrozumieli, że nie ma tzw. ograniczonego ataku. „Czy mają zabić wszystkich ludzi, abyśmy powiedzieli, że nastał pokój, spokój i bezpieczeństwo? Państwa są wielkimi, kiedy sieją pokój, a jeśli tego nie robią są prymitywne i barbarzyńskie. Dość! Mam nadzieję, że Zachód potrafi rozróżnić rebeliantów od bandytów Al Kaidy”.
Z kolei w rozmowie telefonicznej Pelagia Sayaf, matka przełożona poinformowała, że chociaż klasztor został zaatakowany, to Bóg stoi pośrodku Maalula, dlatego Maalula nigdy się nie zachwieje. Sam klasztor doznał nieznacznych szkód. „Tylko ludzie są przerażeni, w tym dzieci, w wyniku ataku musieliśmy uciekać i chronić się w jaskiniach, spędzając tam całą noc”, powiedziała matka przełożona, która opiekuje się w klasztorze sierotami z domu dziecka.
Inna siostra, Antoinette powiedziała, że jej krewny został zamordowany prze rebeliantów, jego syn uprowadzony. Inny mieszkaniec został zmasakrowany przez islamistów w swoim domu, ponieważ nie chciał przejść na islam.
Wkraczając ze swoją siłą zniszczenia, WAS zaburzyła i uderzyła w pielęgnowane z wielką troskliwością od 1000 lat pokój i tolerancję międzyreligijną. Według najnowszych doniesień medialnych, Maalula jest dziś wolna od terrorystów z WAS. Tym razem się udało ochronić chrześcijan przed pogromem. Nie wiadomo co przyniesie jutro.
Przemilczane lub zniekształcane przez establishment medialny wydarzenia w Maalula nie są jakimś incydentem, przypadkiem, do którego w czasie każdej wojny „może dojść”. To pełna realizacja scenariusza, który został dawno nakreślony, a który jest realizowany w wielu częściach Syrii. Kiedy rebelianci niosący „jutrzenkę demokracji islamskiej” wkroczyli do Homs, żyło tam ok. 40 tys. chrześcijan. Dziś po ich wygnaniu jest ich tam mniej niż 5 tys.
Powtórzmy zatem. Wydarzenia w Maalula to tylko czubek góry lodowej. Wolna Syryjska Armia nie pojawiła się ze swoimi islamistycznymi celami znikąd. Swoją wojnę z niewiernymi prowadzi od samego początku. Efektem jest niemal pół miliona wysiedlonych chrześcijan, gwałty, egzekucje na bezbronnej ludności cywilnej w imię Allaha i jego proroka. Jednak to chrześcijanie są najbardziej narażeni na przemoc. Jako mniejszość stanowiąca od 10% do 12% populacji, nigdy nie utworzyli swoich milicji w Syrii. Zawsze uważali, że ochrona ich podstawowych praw należy do państwa, które de facto, wypełniało ten obowiązek. Reżim Assada, był jednym z nielicznych na Bliskim Wschodzie, który zapewniał mniejszościom religijnym wolność.
Prezydent USA, Barack Obama otwarcie wspiera Wolną Armię Syrii. Jego polityczni poplecznicy, ale również podzieleni politycy Unii Europejskiej, choć sceptycznie nastawieni do militarnej interwencji w Syrii, serwują nam za pośrednictwem lojalnej prasy mainstreamowej czarno-biały scenariusz o następującym przekazie: „Państwo osi zła – Syria musi zapłacić za użycie broni chemicznej na cywilach, dlatego wspieramy walecznych bojowników o wolność, Wolną Armię Syrii”.
Stany Zjednoczone dostarczają rebeliantom broń, fundusze na prowadzenie ich militarnych akcji, zapewniają polityczne zaplecze i tworzą nad nimi parasol ochronny. Czy aktywny w ostatnim czasie John Kerry ma w ogóle świadomość, czy zdaje sobie sprawę, po której stronie stoi, kogo właściwie popiera i czyje konta zasila?
Syria kroczy krwawą drogą Iraku, teraz musimy się przyzwyczaić do meldunków na temat prześladowań chrześcijan z tego regionu. Będą coraz częstsze, a Maalula to pewien symbol. Dla islamistów i dla nas. Dla nich jest to zwycięstwo nad krzyżem i jego czcicielami, dla nas przejaw bierności i obojętności Zachodu wobec wyniszczania starożytnej kolebki chrześcijaństwa.
Ashraf S. Benyamin i Tomasz M. Korczyński