„Wychowanie do życia w rodzinie” to nie edukacja seksualna. Więc lustrowanie podręczników tylko przez pryzmat owej edukacji to zupełne nieporozumienie. To trochę tak, jakby programy do religii sprawdzali wojujący ateiści spod znaku Dawkinsa czy innego Hitchensa. I choć WdŻ, jak sama nazwa wskazuje, powinno odbywać się w rodzinie, a nie w szkolnych ławkach, to uważam, że warto młodym ludziom pokazywać, że życie oparte na wartościach, odpowiedzialności i wierności ma sens. A taki program proponują młodzieży tzw. WdŻ-ety.
Edukatorom nie podoba się, że polska szkoła realizuje edukację seksualną typu A, czyli wychowanie do abstynencji seksualnej. „Mówimy młodemu człowiekowi: poczekaj z rozpoczęciem życia seksualnego. Okres gimnazjum czy liceum to jeszcze nie pora na aktywność seksualną, lepiej dorosnąć, stać się odpowiedzialnym człowiekiem. Jednocześnie, wbrew licznym zarzutom, na lekcjach są akcentowane elementy biologii i seksuologii. Nie uciekamy też od problemu antykoncepcji, ale wskazujemy na jej konsekwencje zdrowotne, psychiczne i moralne. Tak zostało to zagadnienie ujęte również w podstawie programowej. Mówimy też dużo o zaletach naturalnych metod planowania rodziny. Przekazujemy rzetelną wiedzę, nie wyrywkową” – mówiła w wywiadzie dla KAI Teresa Król.
Jako pomoce Ministerstwo Edukacji Narodowej, po pozytywnej opinii rzeczoznawców, dopuściło do nauczania przedmiotu cztery podręczniki , autorstwa Teresy Król i Felicji Kalinowskiej. Dla lustratorów z PONTONU skandalem jest choćby to, że jednym z rzeczoznawców jest prof. Chazan, ginekolog-położnik z ogromnym stażem, czy prof. Aleksander Nalaskowski z UMK w Toruniu.
Zdaniem PONTON-u podręczniki te zamiast rzetelnej naukowej wiedzy przedstawiają jedynie światopogląd i to na dodatek katolicki: „To nie jest coś, co powinno się dziać w świeckich szkołach” – alarmuje dr Maria Pawłowska. Przypomnę tylko, że na razie szkoła jest publiczna, a nie świecka. Ważne, żeby i PONTON o tym pamiętał.
Żeby skompromitować podręczniki „eksperci” od edukacji seksualnej wyciągnęli wyrwane z kontekstu zdania. Dokładnie 11 cytatów. Tyle tylko, że sami się w ten sposób kompromitują. Bo podważają tezy, które dawno już zostały przebadane i udokumentowane. Co się nie podoba? Ano choćby to, że: „Brak ojca w rodzinie destrukcyjnie wpływa na rozwój dziecka i powoduje niską samoocenę,...wchodzenie w kolizję z prawem” (Wychowanie do życia w rodzinie Felicja Kalinowska (s. 20)). Tymczasem istnieje udowodniony związek między nieobecnością ojców a problemami dorosłych dzieci z prawem. Amerykańskie Ministerstwo Sprawiedliwości przeprowadziło badania na 14 tys. więźniarek. Okazało się, że połowa osadzonych kobiet wychowywała się w dzieciństwie bez biologicznego ojca, a 42 procent z nich pozostawało pod opieką samotnej matki. Więźniarki, które wychowywały się zarówno bez ojca, jak i matki stanowiły 16 procent badanej populacji (T.L. Snell, D.C. Morton, Women in prison: Survey of prison inmates, 1991,w: Bureau of Justice Statistics Special Report, Department of Justice, Office of Justice Programs, Washington, D.C. 1994, s. 4). Inne amerykańskie badania dotyczyły wyników, jakie dzieci z rodzin pełnych i niepełnych uzyskiwały w szkołach. I tu znów brak ojca miał decydujące znaczenie. Wśród dzieci z rodzin pełnych, tylko 10 procent nie otrzymuje promocji do następnej klasy. Wśród drugiej grupy ten odsetek był zdecydowanie większy. Przemysław E. Kaniok w artykule „Nieobecność ojca w rodzinie” zauważa jeszcze jedną zależność. Jedną z wielu prawdopodobnych konsekwencji, wynikających z nieobecności ojca w rodzinie, jest zjawisko uzależnienia dzieci od alkoholu i narkotyków: „im większa jest bliskość dziecka z ojcem, tym mniejsza jest liczba jego potencjalnych kolegów, którzy palą papierosy, piją alkohol, palą marihuanę. Bliskość między ojcem a dzieckiem, uwarunkowana strukturą rodziny, jest związana z używaniem przez nie używek takich jak papierosy, alkohol i narkotyki” (Por. National Fatherhood Initiative, Family structure, father closeness and drug abuse, National Fatherhood Initiative, Gaithersburg, M.D. 2004). Także teza przedstawiana na zajęciach z WdŻ jest jak najbardziej prawdziwa.
[koniec_strony]
PONTON, znany z lansowania swobody obyczajowej, na celownik bierze też stwierdzenie: „W grupie osób stosujących NPR [naturalne metody planowania rodziny] zdecydowanie niższy jest wskaźnik rozpadu związków” (Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych red. Teresa Król (s. 176)). I znów dane są przeciwko PONTONOWI. Bo ze statystyk wynika, ze tylko 1,5 proc. małżeństw stosujących naturalne metody rozpoznawania płodności się rozpada. Prof. Włodzimierz Fijałkowski w swojej książce Prof. „Ekologia rodziny” pisał, że wśród małżeństw stosujących NPR odsetek rozwodów oscylował między 2 a 5 proc., podczas gdy spośród małżeństw stosujących antykoncepcję rozpadało się wówczas co drugie małżeństwo. Więc znów teza autorów książki podparta jest solidnymi danymi. PONTON akurat w kwestii NPR ma niewiele do powiedzenia i na swoich stronach internetowych i w podręcznikach dla młodzieży powtarza kłamstwa i mity, choćby te dotyczące tzw. kalendarzyka małżeńskiego: „Inną metodą, którą zalicza się do tej grupy jest tzw. kalendarzyk, który polega na obliczaniu kiedy kobieta ma dni płodne czyli ma owulację. W te dni, w które wedle obliczeń przypada jajeczkowanie, należy się zabezpieczać podczas seksu”. Ja się bardzo cieszę, że edukatorki seksualne znają historię ginekologii. Kalendarzyk był metodą wynalezioną w latach 30. ubiegłego wieku, od tego czasu medycyna naprawdę dokładnie zbadała cykl kobiecy i dziś nikt już tej metody nie poleca.
Ale idźmy dalej. Kolejny cytat: „Ustąpienie miejsca ciężarnej w autobusie jest “dowodem szacunku dla życia, które ona nosi w sobie.” (Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas V-VI szkoły podstawowej red. Teresa Król (s. 70). Tak właśnie jest. Kobietom w ciąży należy ustępować miejsca nie dlatego, że są otyłe, a właśnie dlatego, że mają pod sercem małego człowieka. I ze względu choćby na bezpieczeństwo obojga należy to miejsce ustąpić.
Trudno też, żeby środowiska promujące aborcję nie zauważyły takiego cytatu: aborcja “zawsze stanowi dramatyczne przeżycie i pozostawia bolesną bliznę w psychice kobiety.” (Wychowanie do życia w rodzinie Felicja Kalinowska (s. 88)). Syndrom poaborcyjny to nie wymysł katolików. To fakt, wobec którego nie można przejść obojętnie. Jeżeli matka zabija swoje dziecko, to wcześniej czy później ta sprawa do niej wróci, bez względu na to, jak bardzo będzie próbowała wyprzeć ze świadomości to, co zrobiła. „Syndrom został już zresztą opisany naukowo, począwszy od badań A. Specklanda i V. Ruego. Obecnie jest uwzględniany także w podręcznikach psychiatrii. Oficjalne pismo angielskich psychiatrów „British Journal of Psychiatry” opublikowało badania, w świetle których u kobiet, które dopuściły się aborcji, ryzyko poważnych problemów psychicznych wynosi aż 81 proc.” („Idziemy”, Idziemy nr 3 (332), 15 stycznia 2012 r.).
Specjaliści od antykoncepcji zwracają także uwagę na informację nt. prezerwatyw: „Skuteczność [prezerwatyw] w zapobieganiu ciąży: niezbyt wysoka, z powodu częstych wad technicznych (nieszczelność, pękanie)” Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum red. Teresa Król (s. 156)). Tymczasem tezy te potwierdzają choćby informacje zamieszczone na stronie internetowej www.abczdrowie.pl: „Prezerwatywa wykonana z lateksu jest narażona na zniszczenie, jeśli jest źle przechowywana lub stosowana. Może ześliznąć się lub pęknąć podczas stosunku. Jest wrażliwa na działanie pewnych substancji, które mogą spowodować jej uszkodzenie. Nie można jej stosować z kremami nawilżającymi pochwę na bazie tłuszczu. Stosowanie jej z globulkami antykoncepcyjnymi a także innymi chemicznymi rodzajami antykoncepcji, niszczy strukturę prezerwatywy i osłabia jej skuteczność. Ponadto statystyki mówią, że na 100 par regularnie stosujących prezerwatywę, 19 spodziewa się dziecka. Poza tym prezerwatywy mogą spowodować uczulenie na lateks, które może doprowadzić do uszkodzenia nabłonka narządów płciowych i skóry, a to zwiększa ryzyko zakażeń bakteryjnych, wirusowych i grzybiczych”.
To jednak co młodym ludziom chcą wpoić nauczyciele WdŻ stoi w sprzeczności z lansowanymi przez PONTON tezami dotyczącymi choćby bezpiecznego seksu czy masturbacji. PONTON wszak zaleca edukację seksualną typu B, biologiczną, stawiającą za główny cel nauczenie młodzieży używania antykoncepcji, a jeśli zawiedzie, sięgania po środki wczesnoporonne lub aborcję. Antykoncepcja, a dokładniej jej propagowanie, jest zresztą jednym z głównych celów tego typu szkoleń. Chłopców i dziewczęta uczy się w ich trakcie choćby zakładania prezerwatyw, najlepiej na forum klasy. „Nikt nie rodzi się z umiejętnością zakładania prezerwatywy. Więc nie przejmuj się jak nie uda Ci się jej prawidłowo założyć za pierwszym razem. Tę czynność trzeba po prostu przećwiczyć. Wielu seksuologów poleca młodym mężczyznom, żeby ćwiczyli zakładanie prezerwatywy podczas masturbacji, dzięki czemu bez stresu będą mogli założyć prezerwatywę przed stosunkiem” - to cytat z poradnika „Jak dojrzewać i nie zwariować” adresowanego do nastolatków, dostępnego na stronie PONTON-u. Ponad to, młode dziewczyny są instruowane, że zawsze powinny mieć przy sobie prezerwatywę, tak by móc zaproponować jej włożenie chłopakowi, z którym chcą uprawiać seks, a który nie ma przy sobie gumki. Jako literaturę uzupełniającą PONTON poleca „Wielką księgę cipek” czy „Wielką księgę siusiaków”. To lektury, które, przypomnę, tak bardzo oburzyły obecną panią premier, kiedy Mariusz Dzierżawski z Fundacji PRO cytował fragmenty podczas debaty na sali sejmowej.
Obecnej program lekcji wychowania do życia w rodzinie (WDŻ) realizuje 73 proc. szkół podstawowych, 75 proc. gimnazjów i 43 proc. szkół ponadgimnazjalnych.
Monitoring treści podręczników do wychowania do życia w rodzinie to pierwszy etap projektu realizowanego wspólnie przez PONTON i Federację na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny finansowanego z funduszy norweskich. Czy teraz pod lupę pójdą podręczniki od przyrody i biologii?
Małgorzata Terlikowska