Portal Fronda.pl: Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył na Szpital im. św. Rodziny karę za niewskazanie pacjentce placówki, gdzie mogłaby wykonać zabieg aborcji. Jak Pan Profesor ocenia tę decyzję?
Prof. Bogdan Chazan: Zostaliśmy ukarani dlatego, że nie zabiliśmy dziecka i nie przekazaliśmy go w ręce mordercy zastępczego. Zrobienie tego byłoby nie tylko sprzeczne z wiarą, ale także z zapisem o klauzuli sumienia. Artykuł ustawy o zawodzie lekarza, który mówi o skierowaniu pacjenta do innego miejsca, gdzie procedura aborcji zostanie wykonana, godzi w sumienie lekarza, który miałby skierować pacjentkę do takiej placówki. Wreszcie, ten zapis jest niewykonalny, nie ma delegacji ustawowej. Ogólna zasada prawna mówi, że nie można nikogo zmuszać do działań, których skutki mogłyby zniesławić innych. Gdybym dzwonił do lekarzy, dopytując, czy oni przypadkiem wykonują aborcje, mogłoby to zostać przyjęte jako rodzaj testowania postaw lub nawet mobbingu. Prof. Andrzej Zoll uważa, że to państwo powinno organizować takie informacje o miejscach, w których wykonuje się aborcje. Nie można tego składać na karb lekarza.
Za to, że dziecko nie zostało zabite Szpital im. św. Rodziny ma zapłacić 70 tys. złotych...
To jest okup za życie tego dziecka. Życie dziecka zostało wycenione na 70 tys. złotych. Mam przekonanie, że to dobrze wydane pieniądze, bo przecież dziecko żyje. Narodowy Fundusz Zdrowia zwykle nakładał kary w sytuacjach, w których doszło do zgonu pacjenta. Miało to miejsce w przypadku udowodnienia niewłaściwego postępowania medycznego, gdy pacjent zmarł. Kara dla Szpitala św. Rodziny to jeden z nielicznych przypadków, jeśli nie pierwszy, w którym karę nałożono za to, że człowiek żyje. Myślę, że to czarny dzień Narodowego Funduszu Zdrowia.
Będzie Pan odwoływał się od decyzji NFZ?
Wczoraj o decyzji NFZ informowały media, wszyscy o niej wiedzieli, tylko nie ja. Dowiedziałem się o postanowieniu NFZ na końcu. Widać, takie standardy u nas obowiązują. Z pewnością będę się odwoływał. Traktuję tę karę jako rodzaj represji. Przecież nie jest tak, że każdy szpital musi wykonywać każdą procedurę z listy procedur. Można to zorganizować tak, by nie ranić sumień lekarzy ani dyrektorów szpitali. Jestem przeciwny aborcji, nie jest moją rolą podpowiadanie, gdzie i jak można zabić nienarodzone dziecko. Byłoby dobrze, gdyby minister zdrowia nie wychodził z zasady, że każdy szpital ma robić aborcję i kropka. A niby dlaczego? Wcale nie musi tego robić, a co więcej – wcale nie jest to konieczne.
W TVN24 wystąpił dziś prof. Romuald Dębski, ze szczegółami opisując dziecko, którego Pan nie zabił. "Gdyby profesor Chazan przyjechał teraz do mnie do kliniki i zobaczył to życie, które uratował, to chyba miałby troszkę inne podejście (...). To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku i będzie umierało przez najbliższy miesiąc albo dwa, bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca, aż umrze w końcu z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces profesora Chazana" – mówił. Jak Pan się odniesie do tych słów?
Uważam, że nie było powodów, by to dziecko dobić, bo jest chore. Człowiek, w macicy matki czy poza nią, prawidłowo zbudowany czy też nie, z wadą lub bez wady ma prawo do życia. Naszą rolą, powołaniem nie jest dobijanie ludzi chorych. Otrzymuję obecnie bardzo wiele listów od pacjentek, których dzieci zostały określone mianem "potworków". Te kobiety protestowały przeciw takim zachowaniom, bo ich dzieci, niezależnie od tego, czy są piękne czy nie, zawsze są ich dziećmi.
Co należy zmienić w zapisie o klauzuli sumienia, by nie zmuszała ona lekarzy do współudziału w aborcji, jakim jest wskazywanie placówek, gdzie takie "zabiegi" się wykonuje?
To przede wszystkim przepis niezgodny z Konstytucją. Do Narodowego Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek Naczelnej Rady Lekarskiej, by ten przepis zmienić, gdyż jest on pozbawiony sensu i niewykonalny. Mam nadzieję, że Trybunał to potwierdzi. A także uzna jego nieważność z mocą wsteczną i wówczas wszystkie groźby wypowiedziane wczoraj przez ministra Arłukowicza przestaną być aktualne.
Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk