W ramach swobód demokratycznych i ograniczania się służb przemocy w reagowaniu na pospolite draństwo dochodzi do nadużyć, które trwale kształtują nasz społeczny krajobraz. A przez sam fakt zaistnienia stają się niezauważalne w masie kreowanych przez media faktów. Czyni je to mało interesującymi a tym samym akceptowalnymi.
Człowiek, który przestaje się czemukolwiek dziwić staje się – nawet o tym nie wiedząc-niemym świadkiem czyli kibicem patologii, które go być może bezpośrednio nie dotyczą, ale prędzej czy później dotyczyć będą. Trucizna wsączona do życia społecznego jest jak kropla atramentu wpuszczona do wody. Nasamprzód stanowi wyraźną plamę, ale w końcu z wodą się wymiesza i będzie ona trochę bardziej niebieska niż była dotąd.
Dwa fakty zwróciły moją uwagę, oba dotyczą mnie zawodowo – dlatego nie umiem ich przemilczeć.
Pierwszy z nich to bezmyślny teledysk zmontowany przez łaknącą sławy (a tu często droga wiedzie przez skandal) mało znaną kapelę muzyczną, która pokazała, jako reklamę swojej muzyki, homoseksualne skłonności harcerek. Dzieciaki szarpiące struny mogą o tym nie wiedzieć bo są nieodrodnymi owocami systemu edukacji, ale te mundurki, krzyże harcerskie, lilijki, cała tradycja obozów to nie tylko ich „hicior”, to także „Orlęta Lwowskie”, harcerki z Katowic, „Szare Szeregi” i setki moich kolegów do dzisiaj wiernych harcerskiemu etosowi. Nieśmiałe i „przepraszające” sprzeciwy ZHP, milczenie kuratora (wszak harcerstwo to wychowawcza organizacja dla małolatów), milczenie ministra edukacji i w ogóle – do diabła!!! - milczenie resztki sensownych dorosłych to po prostu skandal pieczętujący założenie „wszystko nam wolno – jesteśmy bezkarni”. To jedyna prawda tego faktu. Reszta to lepka od hipokryzji poprawność polityczna. Marny teledysk się nie obroni i niczego nie zareklamuje. Ale zatrzymany teledysk (zatrzymany z powodu prezentowania bezdennej głupoty) to już jest „event” i miejsce na wszystkich czerwonych dywanach od Warszawki po Łomżę. Sława się dobija, a za nią tabloidy i filmiki w youtubie!
Teraz pójdzie już śmielej. Będą teledyski z klerykami, zakonnicami, strażakami, a potem czas na zoofilię i dyskretnie podaną pedofilię, a jeszcze w zanadrzu nekrofilia... Materiału jest sporo. A wszak już wszystko wolno. Gwarantuję – nikt się nie sprzeciwi. Tak jak swego czasu Nergalowi, który już teraz stał się pełnoprawnym elementem naszego pejzażu. Może będzie europosłem? Gdy Rzym upadał senatorem został ulubiony koń władcy. Powtarzamy?
Drugi fakt to ogłoszenie pornograficznego dnia na Uniwersytecie Warszawskim. Nie wiem jak zachowają się władze tej uczelni, ale sam pomysł nadaje się jako podstawa do relegowania z akademii kilku osób. I znów – to nie tylko dzisiejszy uniwersytet z zakochanym w sobie „jawnym pedofilem” ważniejszym niż rzesze profesorów, ale to miejsce uświęcone krwią, tradycjami, bohaterami, którym nie w głowie było robienie sympozjów o masturbacji i zboczeniach.
Impreza ma charakter „draki”, drażnienia, pokazywania języka i powtarzania „nic nam nie możecie zrobić!”. I to prawda. Nic nie zrobimy – wobec sprośności i kleistych obsesji seksualnych jesteśmy bezradni. Tak jak wobec Trynkiewicza. To jest ten sam typ i poziom bezradności. Możemy się tylko schować, gdy przedstawiciele studentów (z braku jakiejkolwiek tożsamości) nazywający się „queer” będą urządzali orgię na rektorskich sobolach z użyciem rektorskiego berła. Pomału tu już nie daje się żyć.
Prof. Aleksander Nalaskowski
Oprac. m
Czytaj także:
Homoterror w praktyce, czyli ZHP tłumaczy się z normalności
Czego uczy Uniwersytet Warszawski?! „Dzień porno” na UW
Presja ma sens! Dzień Porno na UW "przesunięty w czasie"