Tomasz Wandas, Fronda.pl: Za dwa tygodnie w Białym Domu prezydenci Polski i Stanów Zjednoczonych mają podpisać umowę o trwałym wzmocnieniu obecności wojsk USA w naszym kraju - informuje "Rzeczpospolita". Minister prezydencki Krzysztof Szczerski odniósł się do sprawy i jednoznacznie daje do zrozumienia, że sprawa jest przesądzona i do podpisu dojdzie najprawdopodobniej w połowie czerwca. Możemy mówić o sukcesie czy należy jeszcze trochę poczekać?

Prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista: Wolę mówić o sukcesie, gdy zostanie on zrealizowany, by nie „dzielić skóry na niedźwiedziu”. Cieszę się, że sprawa jest tak zaawansowana, że minister Szczerki ocenia, iż jest ona przesądzona, ale doświadczenie mówi mi, że w trudnych sprawach należy poczekać, stąd wypowiem się w tej kwestii w momencie, kiedy dojdzie do podpisania porozumienia. 

Przyspieszenie decyzji o Forcie Trump ma być osobistą inicjatywą prezydenta Trumpa. Według dziennika chce on w ten sposób zbudować model dla innych umów wojskowych na świecie oraz zmobilizować do działania Pentagon i Departament Stanu. Budowanie modelu dla innych umów wojskowych na bazie porozumienia z Polską, to brzmi dość dumnie. Tylko na ile może to być prawdziwe?

W odróżnieniu od dziennika „Rzeczpospolita” i jego autora, nie mam dostępu do Gabinetu Owalnego i tym bardziej nie wiem, co myśli Donald Trump. Te informacje są na razie spekulacjami, nie wiadomo, czy całą sprawę z września przełożono na czerwiec, bo całkiem możliwe, że w czerwcu dojdzie do deklaracji, a formalne ogłoszenie może mieć miejsce właśnie we wrześniu. Wszystko w tej chwili jest w sferze przypuszczeń, a już domniemywanie intencji prezydenta Stanów Zjednoczonych wydaje mi się daleko posuniętą dziennikarską spekulacją, bez realnych podstaw. Oczywiście, ta spekulacja może okazać się prawdziwa, jednak tak samo może okazać się dziennikarskim przypuszczeniem.  Na razie nie ma mowy o twardych faktach a w nich chciałbym się obracać. 

Amerykanie mieli pewne wątpliwości – obawiali się, że instalując w Polsce „Fort Trump” doprowadzą do pogorszenia swoich relacji z Niemcami  i Francją. Podjęli jednak decyzję pozytywną, o czym to świadczy?

Stała obecność wojsk amerykańskich w Polsce – bo o tym mówimy używając skrótu Fort Trump, oznacza zakończenie grzeczności jaką Stany Zjednoczone świadczyły Rosji na podstawie zobowiązań, które zostały podjęte przy okazji zjednoczenia Niemiec – mówiono wtedy, że na terenie NRD oraz Polski nie będą stacjonowały wojska NATO. Wtedy była to grzeczność na rzeczutrzymywania dobrych stosunków z Moskwą. Ponieważ Moskwa nie dotrzymywała ze swojej strony umowy, nie sprawiała nawet wrażenia, że chce jej przestrzegać, że zależy jej na dobrych relacjach z Europą Zachodnią, to Zachód wreszcie przestał czuć się zobowiązany tymi postanowieniami. Natomiast relacje między Stanami Zjednoczonymi a Francją czy Niemcami są dobre i dobre będą. Krótko mówiąc; jest między nimi jak między przyjaciółmi, którzy raz mają wspólne poglądy, raz różne, to normalne, stąd na pewno nie można mimo obecnych różnych zdań mówić, że są w konflikcie. Konflikt jest na linii Zachód – Rosja, która stara się na wszystkie sposoby utrudnić, uniemożliwić budowanie alianckich, sojuszniczych instalacji na naszym terytorium – jest to działanie rosyjskie, które mieści się w kategorii marzeń, by odzyskać u nas wpływy. Jest to dużo ważniejsze niż fakt, że Niemcy czy Francja mogą wyrażać pewne niezadowolenie, bo jak wiemy oba te państwa nie oferują żadnej innej formy wojskowej obecności w Polsce, która gwarantowałaby nam bezpieczeństwo. Dla nas sprawa jest prosta: potrzebujemy Stanów Zjednoczonych, bo Europa nie ma komponentu militarnego, a my sami nie mamy dość siły, by obronić się nawet na krótko przed atakiem ze wschodu. 

Niektórzy komentatorzy - na przykład Jerzy Haszczyński z "Rzeczpospolitej" - przestrzegają, że powstanie „Fort Trump” może wiązać się z tym, że trzeba będzie wysłać polskich żołnierzy na wojnę z Iranem. Nie wiemy czy te opinie są uzasadnione, jednak pewne jest to, że Amerykanie będą oczekiwali czegoś w zamian – pytanie brzmi, co to może być?

Nie wiem czy słowo „w zamian” jest odpowiednie. Jeżeli mamy stosunki sojusznicze, a sojusze mają to do siebie, że działają w obie, czy wiele stron, to oczywiste, że nie możemy być stroną, która przyjmuje i nic nie daje, dotyczy to zarówno spraw gospodarczych, politycznych jak i militarnych. Jeżeli chcemy utrzymywać bliskie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi (a chcemy) i liczymy na ich pomoc militarną, to musimy być gotowi do współpracy także na innych obszarach. Nie powinniśmy być państwem, które uważa, że nam się wszystko należy, a od siebie nie damy nic. Zatem, jeśli będzie to Iran, czy jakakolwiek inna część świata, to jeżeli sojusznicy poproszą nas o wsparcie, powinniśmy być w gotowości do udzielenia go, tak samo, jak oczekujemy (a oczekujemy), że gdy my będziemy w sytuacji zagrożenia, to sojusznicy przyjdą nam z pomocą. 

Czy podejmując taką decyzję o stałej obecności wojsk amerykańskich w Polsce Trump się komuś naraża? Komu my możemy się narażać decydując się na realizację tej wojskowej instalacji?

Nie używałbym słowa „narażać”, jest to po prostu z naszej strony, oraz ze strony Stanów Zjednoczonych wyraźna deklaracja, mówiąca, iż skończyły się czasy, gdy Związek Sowiecki, obecnie Rosja, może stawiać prawo veta, wobec nas, czy wobec USA. Kończymy z tym i przestajemy się przejmować, że coś się Rosji podoba a coś się nie podoba, zaczynamy po swojemu robić to, co jest dla nas najlepsze z naszego punktu widzenia. Czy to się spodoba w Moskwie? Na pewno nie, ale czy możemy mówić o narażaniu się Moskwie? Nie, bo narażać się komuś moglibyśmy, gdybyśmy byli w pozycji słabego, który bałby się pokazać własną siłę mocarstwu na Wschodzie. Nie boimy się Rosji i realizujemy te plany, które są dla nas najlepsze, a że Moskwie się to nie podoba, to jest jej problem a nie nasz. 

Czy są jakiekolwiek minusy tego projektu?

Niektórzy komentatorzy uważają, że oznacza to bardzo silne związanie ze Stanami Zjednoczonymi „kosztem” Europy Zachodniej. Byłoby to prawdą tylko wtedy, gdyby Europa Zachodnia oferowała nam konkurencyjny model bezpieczeństwa. Ponieważ tego nie robi, to trudno mówić, że wybieramy Stany Zjednoczone, a nie Europę Zachodnią. 

Czy oznacza to uzależnienie od Stanów Zjednoczonych?

Nie, choć takie opinie się pojawiają, a tworzą je ludzie, którzy nie do końca rozumieją zagadnienia geopolityczne. Nie jesteśmy państwem, które może pozwolić sobie, by nie mieć przyjaciół, sojuszników itd. Natomiast będąc w sojuszu, coś dajemy, coś bierzemy – trzeba w końcu podejść do sprawy w sposób dojrzały i tyle. Nie ma mowy, o żadnym narażaniu się czy o zwiększonym ryzyku, choć oczywiście nasi „przyjaciele”, szczególnie, ci z Moskwy, chcieliby nam taką interpretację wmówić. 

Dziękuję za rozmowę.