Fronda.pl: Co odczuwał Pan w momencie ogłoszenia abdykacji przez Benedykta XVI? Zakoczenie, żal?
Arkadiusz Robaczewski (Centrum Kultury i Tradycji, „Nova et Vetera”): Po ludzku – zdruzgotała mnie ta wiadomość. Oprócz tego, oczywiście, zaskoczenie i ogromny żal. Ten pontyfikat wniósł wiele świeżości do Kościoła i wszyscy życzyliśmy sobie, by trwał jak najdłużej. Chociaż papież nie wykonywał spektakularnych gestów, to zmiana, zmiana radykalnie in plus w Kościele jest i zauważalna i odczuwalna. Mimo potężnych problemów, został wzbudzony świeży powiew.
Czy jest Pan zawiedziony? Czy czuje się Pan opuszczony przez Ojca Świętego?
Nie nazwałbym swoich odczuć zawodem. Pozostaje natomiast pewien żal, nie do Ojca św. Tylko z powodu zakończenia pracy, która, wydaje się, powinna jeszcze trwać, i niepokój. Przyjmuję jednak tę decyzję w pełnym zaufaniu do papieża, który swoją postawą zawsze świadczył o Chrystusie i zachęcał do bezwarunkowej wiary, zwłaszcza w czasie trudnym. Zapewne ta decyzja jest też pójściem za naszym Panem, Jezusem Chrystusem, jest aktem bezwarunkowego, choć może po ludzku trudnozrozumiałego, posłuszeństwa wobec woli Bożej, które nieskończenie przekracza nasze pojmowanie. Pozostaje też wdzięczność dla Benedykta XVI za to, co robił jako papież i wcześniej jako kard. Józef Ratzinger, także dla odnowy Tradycji Kościoła. Należy pamiętać o motu proprio Summorum Pontifium, w którym papież przypomina o ważności i wadze starszej formy liturgii dla Kościoła i świata, a także o zniesieniu ekskomuniki biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.
Jednak pozostaje też jednak rozgoryczenie, ale nie, rzecz jasna, wobec Ojca Świętego, tylko wobec tego, co nie zostało dokończone. Jest sporym zawodem postawa bpa Bernarda Fellaya, przełożonego Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, że nie wykorzystał szansy, jaką było pełne otwarcie ze strony Benedykta XVI. Rozumiem jego objekcje, ale zabrakło mu długomyślności, która skłoniłaby do skorzystania z przyjaznych gestów ze strony Ojca Świętego. Nie wiemy, jaki będzie następny papież. Może będzie kontynuatorem dzieła Benedykta XVI, a może przeciwnikiem rewitalizacji Tradycji, którą rozpoczął Ojciec Święty? Tego nie wiemy i wszelkie spekulacje na ten temat trącą jałowością. Ale jeśli zrealizuje się drugi wariant, to Bractwo będzie musiało jeszcze długo czekać na regulację swej sytuacji kanonicznej. A w dzisiejszej walce bardzo potrzeba kapłanów i biskupów z tym poziomem gorliwości i z tą ostrością spojrzenia wobec na charakter i przyczyny współczesnego spustoszenia, jakie dokonuje się każdego dnia w naszej już nie tylko duchowej rzeczywistości, jaki prezentują duchowni Bractwa.
A może tak długo planowana decyzja, oznacza, że Benedykt XVI nieformalnie wyznaczył już następcę, który będzie kontynuował jego dzieło?
Pozostaje to w sferze spekulacji, choć muszę przyznać, że w pierwszej chwili pomyślałem, że decyzja Benedykta to wyraz roztropności w trudnej sytuacji Kościoła. Jesteśmy świadkami nieustannej walki o pryncypia cywilizacyjne, która toczy się, nie można mieć co do tego wątpliwości, również za Spiżową Bramą. Być może papież - wobec tych bojów - chciał zachować choćby moralny i psychologiczny wpływ na przebieg i wynik konklawe i nie chciał, aby odbywało się dopiero po jego śmierci? To kolejny znak zapytania.
Wspominał Pan, że zabrakło przysłowiowej „kropki nad i” w sprawie uregulowania statusu kanonicznego Bractwa św. Piusa X, ale czy operację „Hermeneutyka ciągłości” można uznać za udaną?
Tak jak wspominałem, jest to zauważalne. Co ciekawe, również dla ludzi spoza Kościoła. Dzisiaj, zarówno świeccy, jak i duchowni zupełnie inaczej myślą o Kościele, niż jeszcze kilka lat temu. Myślą bardziej, że tak powiem, „po kościelnemu” Myślę, że jest to efekt pontyfikatu Benedykta XVI. Owszem, jeszcze widać ślady starego myślenia, choćby nt. ekumenizmu, ale bronią go już tylko ludzie, którzy byli jego inicjatorami. Natomiast nowe pokolenie coraz bardziej interesuje się Tradycją. Już teraz można spotkać wielu młodych księży, którzy odkrywają wartość tradycyjnej liturgii, którzy nie pochwalają zupełnie straceńczych praktyk ekumenicznych, które zadomowiły się w codzienności, ale których czas zdaje się kończyć.. W ogóle zmienił się klimat rozmów na ten temat. Wcześniej zarzucano tradycjonalistom, że uprawiają jakiś folklor, a dzisiaj pyta się nas o świętość liturgii. Jest to niewątpliwie zasługa Benedykta XVI. Ogromną rolę odegrały tu nie tylko jego dokumenty i rozważania, lecz także i w decydującym stopniu - praktyka liturgiczna. Ojciec Święty powtarzał, że odnowa Kościoła przyjdzie przez liturgię.
Myślę w końcu, że abdykacja papieża to dobra okazja do zrobienia rachunku sumienia. Czy dostatecznie ofiarnie modlimy się, jako wierni i poddani, za papieża? Albo w innym kontekście: jak odnosiliśmy się do jego nauczania? Tu wystarczy przypomnieć chłodne przyjęcie motu proprio Summorum Pontifium, zwłaszcza przez biskupów, którzy przecież powinni pójść za papieżem, a dokonali, jak zauważał kard. Malcom Ranjith, swoistej rebelii. Być może ten ból spowodowany sprzeciwem i niezrozumieniem ze strony hierarchów był przyczyną abdykacji. W polskich warunkach owo niezrozumienie i sprzeciw, wyraziły się choćby w niesławnej pamięci Wskazaniach dotyczących sprawowania Mszy św. Według ogłoszonego przez papieża motu proprio Summorum Pontificum, a więc w dokumencie Konferencji Episkopatu Polski, w sposób zupełnie niezrozumiały i nieuprawniony ograniczającym wielkoduszność i zasięg daru Ojca Świętego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Aleksander Majewski