Ostatnie decyzje naftowego kartelu OPEC na pewno nie mogły wzbudzić entuzjazmy Władimira Putina. Mimo starań rosyjskiej dyplomaci arabscy szejkowie ani myślą zmniejszać wydobycia. Najgorszą wiadomością dla Kremla jest to, że może być to wynik starannie przygotowanego planu osłabienia mocarstwowych zapędów Kremla.
Władimir Putin, starannie budujący swój obraz, jako twardego i skutecznego polityka, kolejny raz dał się ograć Amerykanom. Nie da się bowiem ukryć, że opór Arabii Saudyjskiej przed ograniczeniem wydobycia ropy, jest efektem obawy przed konkurencją ze strony Iranu. Polityka odwilży na linii Waszyngton-Teheran daje wyraźne efekty geopolityczne. Mało kto zauważa, że Rosja prowadzi dzisiaj już politykę reaktywną, nie zaś ekspansywną. Groźba eksmisji Floty Czarnomorskiej z Krymu wymusiła na Moskwie zajęcie półwyspu, co zaowocowało sankcjami gospodarczymi, zaprzepaszczeniem niektórych projektów infrastruktury gazowej (south stream) i ochłodzeniem w relacjach z Berlinem. Groźba utraty baz morskich w Taurusie zmusiła Rosjan do interwencji w wojnie domowej w Syrii, co znacząco pogorszyło jej relację z Turcją, mającą klucze do wzniecenie islamskiej rebelii na rosyjskim Kaukazie.
Niespodziewana infekcja
A jeszcze na początku obecnego dziesięciolecia świat z okien Kremla wyglądał przepięknie. Na Ukrainie skompromitował się prozachodni obóz pomarańczowych. Z Gruzji wygnano znienawidzonego Saakaszwilego. Amerykanie, pognębienie w Iraku i Afganistanie, poprosili o reset. Wspólnie z Niemcami budowano Nord Stream. Z inicjatywy Moskwy zaczęto budowanie wspólnego bloku politycznego, mającego stanowić alternatywę dla Stanów Zjednoczonych, opartego na wschodzących gospodarkach Chin, Indii, Brazylii i Rosji, zwanego BRIC. Sama Ameryka, traktowana jako główny rywal, borykała się z największym kryzysem od lat 30-tych. Wysokie zyski z ropy naftowej umożliwiały kupowanie spokoju społecznego i rozbudowę armii. Separatyzmy narodowe, jak w wypadku Czeczeni, udało się zasypać petrodolarami.
Dzisiaj obraz jest już zupełnie inny. Rosja boryka się z naprawdę dużym kryzysem gospodarczym. Wbrew teoriom Kremla, ma on swoje źródło w polityce gospodarczej ostatniego piętnastolecia, a nie w zachodnich sankcjach. Wielu ekonomistów ostrzegało Moskwę przed zgubnymi skutkami oparcia budżetu o wpływy ze sprzedaży surowców. Można się było spodziewać, że Amerykanie będą chcieli zastosować podobną taktykę, jak wobec ZSRR w latach 80-tych. Być może otoczenie Władimira nie wierzyło w skuteczność takich planów, i nie przygotowało planu B. Dziś z głównego projektu Prezydenta Rosji, czyli Unii Euroazjatyckiej, zostały strzępy, a relacje z Niemcami, na których miało opierać się wiele rosyjskich strategii geopolitycznych, są najgorsze od czasów Zimnej Wojny. Dodatkowo, Rosjanie tracą kolejnych sojuszników, w Wenezueli od władzy odsuwani są Chaweziści, Hawana dogaduję się z Waszyngtonem a Białoruś zaczyna ocieplać stosunki z Polską.
Źródła choroby
Trzeba przyznać, że problemy Rosji nie wynikają tylko z błędów władców Kremla. Jest ona ofiarą szeregu procesów historycznych, a przede wszystkim konstrukcji własnego państwa. W ciągu całej swojej historii, Rosja rozwijała się anektując kolejne terytoria. Tylko tak mogła utrzymać prawie niewolniczy system feudalny. Swój szczyt Rosjanie osiągnęli po Drugiej Wojnie Światowej, wiadomo było, że od tego czasu państwo czerwonych już wtedy carów, będzie się już tylko zwijać. Upadek ZSRR był czymś absolutnie do przewidzenia. Moskwa ma obecnie problem z przyjęciem do wiadomości upadku swojego imperium. Jednak historia nie zna przypadku odwrócenia procesu destrukcji upadających mocarstw. Tym bardziej, że proces dekompozycji rosyjskiego stanu posiadanie wcale nie musiał już dobiec końca.
Nie wiadomo, czy Rosjanie zdawali sobie sprawę, z swojego słabego potencjału geopolitycznego. Ich największa klęska, czyli Majdan na Ukrainie, wcale nie wynikał z wyrafinowanego spisku Amerykanów, ale z klęski prorosyjskiej polityki Janukowycza. Tak naprawdę Moskwa nie miała Kijowowi nic do zaproponowania w czasie całych rządów Partii Regionów, i zubożali Ukraińcy skierowali swoje oczy w kierunku bogatego Zachodu. Nieprzemyślana agresja na Krymie i w Donbasie doprowadziła do wzrostu niechęci narodu ukraińskiego do dawnego hegemona. Również strategia wciągnięcia Europy do swoich planów geopolitycznych, poprzez uzależnienie energetyczne, okazała się niewypałem. Główny partner, czyli Niemcy, okazali się niewystarczająco zainteresowani układem typu inwestycje za surowce.
Afekty w gorączce
Jest bardzo prawdopodobne, że Rosja będzie próbowała rozwiązać swoje problemy przy pomocy armii. Ostatnie zdarzenia na Bałtyku mogą być próbą testowania cierpliwości NATO. Jednak mogą mieć one skutki odwrotne do zamierzonego. Większe zaangażowanie U.S. Army w Europie wschodniej, związane z zagrożeniem rosyjskim, jeszcze bardziej utrudni realizowanie kremlowskich strategii. Tak naprawdę, Rosjanie muszą w końcu zdać sobie sprawę, że trzeba pogodzić się z utratą pozycji supermocarstwa. Ich obecne podejście sprawia, że antagonizują do siebie nie tylko potężne Stany Zjednoczone, ale i takich dotychczasowych sojuszników jak Niemcy czy Ukraina. Muszą też pamiętać, że ich choroby wewnętrzne zostały tylko zalepione plastrem zysków z ropy naftowej. A już dzisiaj widza, że wysokie ceny surowców nigdy nie są wieczne.
Bartosz Bartczak