Dzisiejsze zamieszanie związane z polskim imamem Nezarem Charifem, który udzielił kontrowersyjnego wywiadu dziennikarzowi Dispatch International, przypomniało o bardziej realnych trudnościach, jakie pojawiają się w Polsce na styku państwa, instytucji religijnych i ludzi oczekujących tego, że mogą egzekwować swoje demokratyczne prawa.
Przykład trwającego od jakiegoś czasu sporu o budowę meczetu w warszawskiej dzielnicy Włochy pokazuje dość konkretnie słabości ustrojowe naszych władz, w tym wypadku samorządowych. Oto fragment uzasadnienia odmowy budowy meczetu, na miejscu istniejącego domu modlitwy [odmowa nie jest ostateczna i może być wniesione odwołanie]:
“Próba szukania mediacji w dialogu społecznym, jakim była rozprawa administracyjna pokazała, że różnica stanowisk stron konfliktu jest zasadnicza i nie daje szansy na wypracowanie konsensusu w tej konkretnej sytuacji. Skala protestów stron postępowania i lokalnej społeczności oraz użyte przez nie argumenty pokazały, ze wnioskodawca nie przekonał zgromadzonych na rozprawie oponentów co do słuszności planowanych działań inwestycyjnych, związanych ze zwiększającymi się potrzebami lokalowymi Stowarzyszenia.”
Możnaby się zastanawiać co konkretnie było przedmiotem mediacji - czy słabe uzasadnienie jakie islam daje konieczności budowania meczetów? Przecież meczet nie ma w tej religii rangi takiej jak kościół w katolicyzmie (czy nawet w protestantyzmie). Nie jest ramą dla istoty tej religijności. Czy może dyskutowano o granicach wolności religijnej, jaką państwo katolickie powinno przyznawać mniejszościom wyznaniowym i to jeszcze kulturowo egzotycznym. Otóż okazuje się, że nie, choć przynajmniej część protestujących pewnie takie rozmowy chciałaby odbyć. Nawet jeśli odbyłoby się to językiem prostym i twardym. W uzasadnieniu czytamy dalej:
“Uciążliwość planowanej rozbudowy i zakresu działalności meczetu będzie wykraczała poza teren działki objętej wnioskiem.”
Niezwykłe, prawda? Tylko takiego typu argument mógł zatrzymać budowę meczetu, którego ludzie sobie nie życzą. To wszystko dzieje się w kraju, w którym wciąż słyszę, że rządzą “czarni”. Można pomyśleć ironicznie - “dobrze by to było”. A tak, by zapobiec specyficznej inwestycji trzeba udowodnić, że koparki będą za głośno pracowały. Choć przecież wcale nie chodzi o drżące szyby w oknach.
Celowo nie odnoszę się do tej konkretnej grupy wyznawców Mahometa wnioskujacych o budowę meczetu, by bezsensownie nie podważać ich wiarygodności. Zapewne względy architektoniczne w przypadku Miasta-Ogrodu Włochy też miały w tej sprawie znaczenie, ale czy jeśli zechce w naszym kraju zainstalować się niebezpieczna grupa fundamentalistyczna, to także będziemy się bronić na szańcu “planu zagospodarowania terenu”.
Mówiąc szczerze wygląda, że tak, ponieważ nasza wiara, przekonania i kultura nie mają wielkiego znaczenia dla państwa, w którym żyjemy. Pomyślmy o tym kiedy znów usłyszymy od kogoś, że żyjemy w katolandzie.
Tomasz Rowiński