Całkowita (lub prawie całkowita) delegalizacja aborcji będzie połowiczna bez delegalizacji i penalizacji niewierności małżeńskiej (czyli cudzołóstwa). Duża część aborcji jest bowiem prostym następstwem popełnionego wcześniej cudzołóstwa. Im więcej więc będzie przypadków cudzołóstwa tym więcej będzie siłą rzeczy aborcji.
Popieranie przez katolików postulatu prawnej karalności niewierności małżeńskiej jest dla nich obowiązkiem religijnego posłuszeństwa serca i rozumu, które należy się zwyczajnemu i autentycznemu nauczaniu Magisterium Kościoła (to znaczy takiemu, które samo w sobie może się mylić, ale możliwość omyłki nie jest tu znaczna). O tym bowiem, że zniesienie karalności niewierności małżeńskiej jest "podłym i haniebnym pomysłem" jasno nauczał Pius XI w encyklice "Castii Connubii". Co więcej, to zwyczajne nauczanie Magisterium jest poparte wielowiekową i powszechną praktyką Kościoła, gdyż władcy katoliccy przez wieki podtrzymywali karalność tego występku, a hierarchowie kościelni bynajmniej przeciw temu nie oponowali, ale ową praktykę popierali. Czyniły tak np. dekrety synodalne promulgowane przez króla Ludwika Pobożnego jako prawo państwowe (nauczały one, że "do sprawiedliwości króla" należy m.in. "powściągać kradzieże i karać cudzołóstwa"). Ba, papież Sykstus V w jednej ze swych bulli nakazał karać niewierność małżeńską nawet śmiercią. Co prawda, we współczesnym, posoborowym nauczaniu Kościoła nie ma już tak bardzo jasnych przypomnień o tym, iż niewierność małżeńska winna być karana przez władze cywilne, jednak w zatwierdzonym przez papieża Benedykta XVI tzw. Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego naucza się, że władze cywilne "winny zakazywać stosownymi prawami" między innymi "rozprzestrzeniania się cudzołóstwa". Summa summarum, osobiście nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłości któryś z papieży korzystając z prerogatywy nieomylności w sposób ostateczny orzekł, iż władzom cywilnym przysługuje moralne prawo do karania cudzołóstwa i że w sposób roztropny i mądry należy dążyć do wprowadzenia takiego prawa, jako najlepszego rozwiązania w tej materii.
Powody dla których niewierność małżeńska powinna być nielegalna i karalna są jasne i zrozumiałe dla wszystkich, którzy nie chcą być zaślepieni:
- cudzołóstwo jest bardzo ciężkim pogwałceniem dobrowolnie powziętej umowy.
- jest ono ciężką i jawną niesprawiedliwością wobec zdradzanego współmałżonka oraz, jeśli takowe już są, dzieci zrodzonych z małżeństwa nim dotkniętego.
- jego negatywne oddziaływanie na społeczeństwo da się porównać z działaniem ciężkich narkotyków, to znaczy w niezbyt długim czasie prowadzi do wielu innych patologii, takich jak: aborcje, rozbite rodziny, dzieci z rozbitych rodzin angażujące się częściej w narkomanię, przestępczość, pijaństwo, ryzykowne zachowania seksualne.
Powstaje pytanie, jak w praktyce wykrywać i ścigać grzechy dziejące się prywatnie, a więc np. cudzołóstwo? Czy próba egzekwowania takiego prawa nie przeobraziła by się w jakiś wszechogarniający system państwowej inwigilacji swych obywateli?
Otóż, doświadczenie tak historyczne, jak i współczesne przeczy konieczności takiej implikacji. W przeszłości bowiem przez wiele wieków zakazane było cudzołóstwo, a jednak - choćby z czysto technicznych względów - państwo nie roztaczało nad swymi obywatelami systemu inwigilacji. Współcześnie zaś również część z całkowicie prywatnie i dobrowolnie czynionych występków jest przez różne państwa zakazana i karalna, a jednak w ich ściganiu i wykrywaniu państwo nie posuwa się do wprowadzania jakiejś totalnej inwigilacji swych mieszkańców. Na przykład, zakazane i karalne jest kazirodztwo, również w przypadku gdy tyczy się ono dorosłych i zgadzających się nań osób, ale to nie znaczy, że we wszystkich domach montowane są kamery śledzące obywateli.
Można więc, jednak zapytać, czy prawo które z jednej strony oficjalnie zakazywałoby i karało niewierność małżeńską, a z drugiej nie było w sposób specjalny ukierunkowane na wykrywanie i ukaranie większości z jej wypadków nie byłoby prawem martwym, a przez to czy nie wzbudzałoby braku respektu u swych obywateli? Otóż niekoniecznie. W praktyce bowiem, mniejszość przypadków niewierności małżeńskiej w ten czy inny sposób wychodziłaby bowiem na jaw (np. ktoś mógłby się takimi chwalić, zachęcać do nich innych albo np. nagrywać swe "wyczyny" i pokazywać je innym) i w takich przypadkach winny być one karane. Gdyby zaś nagłośniło się ukaranie takich ujawnionych przypadków cudzołóstwa część z realnych bądź potencjalnych cudzołożników albo by zaczęła się ograniczać częstotliwość popełniania swego występku albo też ze strachu przed karą nigdy go nie popełniła. Dodać trzeba ponadto, jeszcze element edukacyjny prawa - prawny zakaz wzmacnia u części obywateli świadomość moralnego zła zakazanego prawem czynu. W ten sposób, prawo karzące cudzołóstwo i bez systemu totalnej inwigilacji społeczeństwa ograniczyłoby jego zasięg.
Jakimi konkretnie sankcjami karnymi powinno być zakazane cudzołóstwo? Cóż, myślę, że winna tu być przewidziana spora rozpiętość wymiaru kary, od bardzo łagodnych typu prace społeczne, poprzez cięższe typu chłosta i zakucie w dyby, po bardzo surowe, nie wykluczając tu nawet możliwości skazania na śmierć. Dozowanie surowości tych kar powinno zależeć od różnych czynników i okoliczności, tj. wieku sprawcy, recydywy, różnicy pomiędzy stopniem życiowego doświadczenia obu stron występku, zachęcania do tego występku innych, etc. Tak więc np. uważam, że 20-letnie dziewczę uwiedzione przez 45-letniego żonatego faceta winno być skazane na zaledwie prace społeczne, ale np. ów 45-letni facet, jeśli ów "wyskok" był u niego kolejnym z rzędu, chwalił się takowym przed innymi, a może jeszcze nawet organizował i ułatwiał innym seksualne schadzki, mógłby zostać skazany nawet na karę śmierci.
Mirosław Salwowski
źrodło: facebook