Portal Fronda.pl: Udział Bronisława Komorowskiego i innych urzędników Platformy w obchodach rocznicy smoleńskiej jest w pańskiej ocenie udziałem ze szczerego serca?
Jarosław Sellin, PiS: Ja to traktuję w kategoriach obowiązku. Uchwała Sejmu zaraz po katastrofie smoleńskiej mówiła o tym, że katastrofa była największą tragedią narodu polskiego po II wojnie światowej. Wydaje mi się oczywiste, że władze państwowe powinny rocznicę tej tragedii obchodzić. Jest tu jednak pewien problem, polegający na tym, że władza, która rządzi dziś w Polsce – i która rządziła również pięć lat temu – obchodzi tę rocznicę w sposób, można rzec, urzędniczy. Obchody obywatelskie, gdzie spontanicznie przychodzą ludzie i gdzie chcą przeżywać tę rocznicę prawdziwie, modlitewnie, to obchody, które organizujemy my – Prawo i Sprawiedliwość. To obchody w różnych miejscach w całej Polsce, nie tylko na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Tak wygląda ten podział – w dużej mierze może on wynikać stąd, że obecna władza jest zakładnikiem „klątwy smoleńskiej”. Ta klątwa ciąży nad nimi, nie nad nami. To oni popełnili straszliwe błędy i zaniechania przed katastrofą i zaraz po niej. Ich konsekwencje trwają do dziś. Ta władza zdaje sobie sprawę, że rzetelnie potraktowane śledztwo w sprawie katastrofy możliwe jest tylko i wyłącznie po odsunięciu tej ekipy od władzy, może być dla nich bardzo brzemienne w skutki – i oni to wiedzą. Te obchody są dlatego urzędnicze, nie obywatelskie. Nie widać tam ducha ludzi, którzy naprawdę tę sprawę przeżywają i naprawdę chcą wyjaśnienia.
Dziś rano Bronisław Komorowski mówił, że śledztwo międzynarodowe byłoby teraz niestosowne, bo wskazywałoby, że Polska nie potrafi sama sobie poradzić z wyjaśnianiem katastrofy. A potrafi?
Polska pod tą władzą się w związku ze Smoleńskiem skompromitowała. Żadne państwo, traktujące siebie poważnie, dotknięte taką tragedią nigdy by się tak nie zachowało, jak państwo polskie. Jest dużo rzeczy do wyjaśnienia, między innymi sprawa podjęcia gry z obcym państwem, w dodatku z takim, z którym mamy bardzo skomplikowane relacje, na ogół nie dobre w ciągu naszej historii. To gra podjęta przeciwko przywódcy własnego państwa, bo tak interpretuję rozmowy z Putinem na temat rozdzielenia wizyt, obniżenia rangi wizyty głowy państwa polskiego a nawet właściwie zwinięcia ochrony nad tą wizytą. Wmawiano potem, że wizyta polskiego prezydenta i jego delegacji miała charakter prywatny. A potem ,gdy doszło już do tragedii, oddano pierwszoplanową rolę Rosji w wyjaśnianiu tej tragedii. To rzecz niebywała. Nie wyobrażam sobie, by jakiekolwiek poważne państwo jak Stany Zjednoczone, Niemcy, Francja czy Izrael tracąc jedną trzecią elity polityczną i głowę swojego państwa zachowałoby się w ten sposób, oddając pierwszoplanową rolę w śledztwie i wszystkie dowody państwu, które miało za sobą takie skandaliczne sytuacje jak mordy na Politkowskiej czy Litwinience. Ci sami prokuratorzy, ci sami ludzie, którzy mataczyli w sprawie tych mordów, mieli odegrać pierwszoplanową rolę w sprawie śmierci jednej trzeciej elity państwa polskiego. To rzecz niebywała i zdumiewająca i myślę, że ekipa rządząca zdaje sobie sprawę, jak straszliwy błąd popełniła i jak bardzo będzie to na niej ciążyć. I właśnie dlatego, moim zdaniem, pojawiają się pierwsze takie sygnały, że w przyszłości będą być może w stanie zaakceptować międzynarodowe śledztwo. Wiedzą, że nie wyzwolą się z tej klątwy, jeżeli nie pojawi się jakieś śledztwo, które jakoś doprowadzi do poznania prawdy.
Dzisiaj podstawowe pytanie jakie zdaje się Polakom w sprawie katastrofy to: „w co wierzycie?”, a nie: „co wiecie?”. Do tego doprowadziła ta ekipa rządząca: pytamy się o wiarę, nie o wiedzę. Pyta się Polaków: „czy wierzycie w zamach czy w obecność generała Błasika w kokpicie?”; „czy wierzycie, że samolot mógł się rozwalić na brzozie, czy wierzycie w wybuch?”. Do tego doprowadziło kompromitujące prowadzenie tej sprawy przez władzę. To ciekawe, że wśród członków tej władzy pojawia się myślenie o tym, że międzynarodowe śledztwo jednak będzie w przyszłości niezbędne. Oni po prostu tę sprawę przegrywają. Chcieli, by była zamknięta, by była, jak mówił prezydent Bronisław Komorowski, „arcyboleśnie prosta”, że zostanie szybko zapomniana. Ta księga jest otwarta i ciągle krwawi, pozwala obcemu mocarstwu mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski – i to oni do tego doprowadzili.
Najnowszy raport zespołu Antoniego Macierewicza nie pozostawia wątpliwości: tupolew został zniszczony na skutek wybuchów.
Nie tylko zespół parlamentarny, który bada tę sprawę od pięciu lat, ale również konferencje smoleńskie mówią o wybuchach. Te konferencje w dwóch swoich edycjach skupiały setki naukowców z kraju i z zagranicy na zasadzie wolontariatu; specjaliści w wielu przypadkach ryzykowali karierą zawodową, bo okazało się, że samo zajmowanie się tą sprawą było dla naukowców ryzykowne. Suma tych działań moim zdaniem udowodniła, że ten samolot uległ destrukcji w skutek wybuchu. Nie jest tak, że w Rosji nie obowiązują prawa fizyki. Nie ma innej możliwości wyjaśnienia tej sprawy, jak tylko przez przyjęcie hipotezy wybuchu. Samolot rozpadł się na 60 tysięcy części. Pierwsze znalezione części znaleziono 150 metrów przed brzozą, która miała być rzekomo pierwszym zetknięciem tego samolotu z jakimś elementem z ziemi. Nie było też tego słynnego leja, na bardzo podmokłym gruncie! Jeżeli spada 85-tonowy kolos, to musi być jakiś krater, jakiś lej, ale tak nie było. Więc powstaje pytanie, czy w Rosji nie obowiązują prawa fizyki? Zajmowali się tym specjaliści i doszli do wniosku, że samolot zaczął się rozpadać już w powietrzu, na skutek wybuchu. Poza tym po prostu zwykły, zdrowy rozsądek nie pozwala przyjąć teorii lansowanej przez oficjalne czynniki państwa polskiego i komisji rosyjskiej. Tak naprawdę zresztą polskie wyjaśnienia są tylko przypisami do prac rosyjskiej komisji Anodiny. Sprawa jest ciągle otwarta i do zrobienia jest wszystko: wyjaśnienie przyczyn tej katastrofy, wyciągnięcie wniosków, także odpowiedzialności za tę katastrofę. Konkretnej, politycznej odpowiedzialności, a w niektórych przypadkach może i karnej. Wszystko jest dopiero przed nami.
W kontekście wyciągania odpowiedzialności bardzo ciekawe są rewelacje pana Jürgena Rotha, który publikuje materiały sugerujące, że do zamachu doszło z inicjatywy nie Rosjan, ale polskich polityków. Taka wersja wydarzeń wskazuje, że Kreml jest tu w zasadzie bez winy.
Wwiem, że każde normalne państwo, które dowiedziałoby się, że istnieje publikacja powołująca się na raporty poważnego państwa na temat naszej największej tragedii po II wojnie światowej, to nie wyobrażam sobie innej sytuacji innej, jak tylko takiej, w której nasze służby i organa śledcze żądają lub proszą, w sposób formalny lub nieformalny, oficjalnie lub nieoficjalnie, dostępu do tych dokumentów i do informatorów służb, które taki dokument stworzyły. Wydaje mi się to absolutnie oczywiste, zwłaszcza, że mówimy o państwie, które jest naszym sojusznikiem i w NATO i w Unii Europejskiej. Przecież ekipa rządząca dzisiaj Polską akurat Niemcy traktuje chyba jako państwo poważne, a wręcz głównego kooperanta na arenie międzynarodowej; państwo, któremu składało się w Berlinie hołdy i żądało jego przywódca w Europie, państwo, które tworzy główny nurt polityki w Europie i do tego głównego nurtu obecne władze od ośmiu lat bardzo skrupulatnie się dostosowywały.
Jest efektem jakiegoś dziwnego strachu to, że do żadnego z naszych sojuszników Polska nie zwraca się o pomoc. Skąd to zawierzenie wyłącznie Rosji, a niechęć do tego, by pomogli nam nasi alianci, z którymi jesteśmy w jednym pakcie politycznym już od 16 lat?
Rozmawiał Paweł Chmielewski