Tomasz Wandas, Fronda.pl: Dla wielu, myślę, że większości Watykan to Papież, Kardynałowie, przeróżne afery i nic więcej. Pani mieszka tam na co dzień. Jak jest faktycznie?
Magdalena Wolińska-Riedi (TVP): Watykan to i dla mnie na pewno „Papież”. Szczególnie w przypadku obecnego Ojca Świetego, który jest niesamowicie charyzmatyczny i „wszędzie go pełno”, trudno wyobrazić sobie Watykan bez papieża. Muszę przyznać, że w zeszłą niedzielę, kiedy Franciszek wyjechał na rekolekcje do Ariccia, za Murami momentalnie zrobiło się pusto. Od razu odczuliśmy Jego brak. Nie ma wtedy ruchu papieskiej ochrony związanego z audiencjami, wizytami gości, tych oficjalnych i tych prywatnych. Przed Domem Świętej Marty nie stał w tych dniach gwardzista, który na co dzień, od czasu gdy zamieszkał tam Franciszek, pełni wartę. Rzeczywiście mam przywilej odczuwania obecności Papieża jak kogoś bliskiego, jak członka rodziny czy po prostu „serdecznego sąsiada”.
W Watykanie żyje nas dosłownie garstka, łącznie około czterystu osób, większość to duchowni. Dlatego świeckich, a szczególnie kobiety możemy „policzyć na placach”. Ale dla mnie Watykan to nie Kuria Rzymska czy nagłośnione w ostatnim czasie skandale, tylko bezpieczne miejsce, w którym się budzę i w którym zasypiam. Miejsce, do którego zawsze wracam jak do siebie, gdzie Kopuła Bazyliki św. Piotra jest jak kompas, który z każdego nawet najdalszego miejsca prowadzi mnie po prostu do Domu.
Jak wygląda przeciętny dzień obywatela Watykanu?
Dzień obywatela Watykanu różni się w zależności od tego, kim jest obywatel Watykanu. Na pewno mój dzień – dzień kobiety, matki, osoby intensywnie pracującej zawodowo i uczestniczącej aktywnie w prywatnym życiu w Watykanie jest odmienny od dnia wysokiej rangi hierarchy Stolicy Apostolskiej, który tu mieszka. Mój dzień zdecydowanie bardziej przypomina dzień normalnej rodziny. Właściwie każdego dnia wstaję wcześnie rano i wyprawiam moje dzieci do szkoły. Bardzo wygodne jest to, że wszystkie dzieci Gwardii, a jest ich wielu – kilkanaścioro, są zawożone do szkoły i przywożone z niej specjalnym transportem organizowanym wewnętrznie przez Gwardię Szwajcarską.
Od ponad półtora roku jestem korespondentką TVP we Włoszech i w Watykanie, co wiąże się z codzienną, często bardzo intensywną i wielogodzinną pracą. Oczywiście wielokrotnie, w przypadku tematów związanych z Papieżem czy Watykanem pracuję właściwie tuż obok domu. Mam też łatwy dostęp do Biura Prasowego Watykanu i wszelkich potrzebnych mi informacji. Ale zdarzają się kilkudniowe wyjazdy, jak choćby ostatnio 9-dniowy pobyt w Meksyku i relacjonowanie pielgrzymki Franciszka, czy wcześniej, we wrześniu, pobyt na Kubie. Wtedy faktycznie dużo czasu jestem poza domem. Na szczęście mam koleżankę – niezawodną opiekunkę do dzieci, która ratuje mnie w takich sytuacjach. I za to jestem jej bardzo wdzięczna.
Czy istnieją jakieś specjalne przepisy, które z naszej perspektywy mogłyby wydawać się absurdalne lub po prostu dziwne?
Na pewno dość rygorystycznym przepisem jest zamykanie bram Watykanu o 1 w nocy. Trzeba wrócić do domu przed ich zamknięciem, więc z perspektywy młodej osoby żyjącej w otoczeniu zachwycającego miasta, jakim jest Rzym, który nocą tętni życiem jest to jakiś rodzaj wyrzeczenia. Ale naprawdę, wobec wielu wygód i przywilejów, jakie są naszym udziałem za Murami naszego mikroskopijnego Państwa to nie jest wielki problem.
Czy można ubierać się według własnego gustu czy może obowiązują pewne normy i w tej dziedzinie?
Oczywiście trzeba pamiętać, że żyjemy w samym sercu Kościoła, w bezpośrednim i stałym kontakcie zarówno z Papieżem, jak i z Kardynałami, i trudno sobie wyobrazić,żebym mogła, i chciała nosić króciutkie spódnice czy mocno wydekoltowane bluzki. Nikt nie musi tego ujmować w specjalnych przepisach, byśmy my – kobiety – zdawały sobie z tego sprawę i przestrzegały zasad przyzwoitości podobnej do tej, jaka obowiązuje wewnątrz kościoła na Mszy Świętej. Oczywiście nie zawsze ubieram się elegancko. Kiedy jeżdżę po Ogrodach Watykańskich rowerem z dziećmi, to ani Papież Benedykt, ani Franciszek nie oburzają się, jeśli spotkają nas w sportowym ubraniu i w trampkach. Wręcz przeciwnie. To należy do naszej codzienności, która odróżnia nas od tych osób, które jedynie tu pracują i noszą garnitury.
Jak dzieci spędzają czas?
Muszę przyznać, że moje córeczki tutaj w Watykanie mają bardzo bogate towarzysko życie:)).
Jak już wspomniałam, w koszarach Gwardii Papieskiej żyje liczna gromadka dzieci, właściwie wszystkie są w podobnym wieku kilku lat, co bardzo ułatwia kontakt i codzienną zabawę. Wszystkie dzieci są w tej samej szkole szwajcarskiej w Rzymie, podróżują jednym busem, po lekcjach razem spędzają czas w koszarach, bawią się, grają w gry, cieszą się swoim towarzystwem.
Z czym się wiąże bycie żoną gwardzisty?
Wiąże się na pewno z różnymi obowiązkami właściwymi osobom należącym do pewnej struktury, do formacji wojskowej, w której panują jasne reguły i istnieje kalendarz uroczystości i wydarzeń, na których powinno się być obecnym. Wcześniej było to dla mnie łatwiejsze, obecnie w roli korespondentki Watykanu w przypadku większości wydarzeń takich jak święta czy rocznice jestem pochłonięta pracą, której nie można przesunąć w czasie. Każda minuta jest cenna, aby móc państwu przed telewizorami opowiedzieć o tym, co dzieje się w Watykanie. Wtedy nie mogę uczestniczyć w naszych wewnętrznych ceremoniach. Ale w przypadku Bożego Narodzenia czy zbliżających się Świat Wielkanocnych zawsze znajduję chwilę, aby spędzić czas z innymi rodzinami Gwardii na uroczystym obiedzie czy kolacji.
Czy gwardziści są zaangażowani w jakieś wspólnoty modlitewne?
Cała Gwardia i należące do niej kilkanaście rodzin stanowią zwartą i zżytą wspólnotę. Mamy coniedzielną Mszę Święta, raz w miesiącu, w sobotni wieczór, jest organizowana także Eucharystia specjalnie dla dzieci i rodzin, w której dzieci i żony biorą czynny udział. Gwardziści w okresie Wielkiego Postu wyjeżdżają na rekolekcje do Castel Gandolfo, mają dni skupienia.
Organizowane są też dla nas jednodniowe wyjazdy do znanych sanktuariów czy miejsc w których żyli słynni włoscy święci. Każdego roku w maju istnieje także możliwość uczestnictwa w pielgrzymce Gwardii Papieskiej do Lourdes, to jest naprawdę spektakularne wydarzenie, bo gwardziści tam na miejscu ubrani są w swoje tradycyjne stroje.
Czy są „dostępnymi” ojcami, czy bardzo pracowitymi, wiecznie zajętymi?
Bardzo trudno gwardzistom jest znaleźć wolny czas, mają mnóstwo obowiązków, których liczba obecnie w Roku Świętym Miłosierdzia z oczywistych względów licznych uroczystości jubileuszowych dodatkowo się zwiększyła.
Jak się tam Pani żyje, czy jest Pani zadowolona?
Mam duże poczucie bezpieczeństwa, co w przypadku mamy małych córeczek jest sprawą bezcenną. Tęsknię za domem, za rodzicami i rodziną, ale wielki spokój, jaki nas tu otacza, zwłaszcza wieczorami i w niedziele, kiedy za Murami oprócz nas nie ma dosłownie żywej duszy, dość skutecznie mi to wynagradza.
Jak to jest dostąpić zaszczytu przyjęcia sakramentu małżeństwa od samego papieża? Czy Benedykt XVI ma z Panią, Pani rodziną kontakt?
Benedykt XVI od zawsze jest bardzo ważną osobą w moim życiu. Udzielił nam ślubu jeszcze jako kardynał, przygotowywał nas osobiście do Sakramentu Małżeństwa, od początku też mieliśmy zażyły kontakt z jego osobistym sekretarzem, księdzem Georgiem. Potem, kiedy został wybrany na papieża na pierwszym spotkaniu pokazał nam swoją wielką serdeczność, ciepło i życzliwość, które zawsze go wyróżniały. Często niestety oceniano go pochopnie zbyt surowo, punktowano jego chłodne podejście do ludzi. On jest po prostu osobą nieśmiałą, skrytą, niezwykle skromną i delikatną. Miałam też szczęście, że już jako papież ochrzcił obie moje córeczki. Do dziś go odwiedzamy, zawsze pyta o nas także inne osoby. To jest ogromny zaszczyt. Ufam, że będzie z nami nadal w dobrej formie przez kolejne lata.
Czy zna Pani Franciszka równie dobrze jak Benedykta? Jaki jest z bliska? Jaki był jako kardynał, jaki jest teraz? I co już zmienił w Kościele?
Franciszka poznałam, jak większość z nas, w chwili gdy został wybrany na papieża. Od razu swą prostotą, rozmachem gestów i wielką bezpośredniością przy każdym spotkaniu podbił serca wszystkich mieszkańców Watykanu. Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do pustki, jaka panowała w Pałacu Apostolskim. Moje okna wychodzą na trzecie piętro apartamentów papieskich, zawsze miałam „wzrokowy” kontakt z tym „trzecim pietrem”, znałam codzienny rytm i Jana Pawła II i Benedykta XVI. Ale bardzo szybko Franciszek przyzwyczaił nas do swojej niezwykłości. Chwilami myślę sobie, że trudno byłoby teraz wyobrazić sobie papieża, który znów zamieszka w Pałacu. Ta codzienna bliskość Franciszka jest bezcenna, daje nam tutaj wewnątrz jeszcze większe poczucie wspólnoty. Bardzo nielicznej, ale jednak wyjątkowej.
Bardzo dziękuję za rozmowę