Portal Fronda.pl: Jak podał w środę portal Wpolityce.pl, tegoroczne gadżety przygotowane przez Ratusz z okazji 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wywołują niemałą konsternację. Znalazła się bowiem wśród nich torba i informator, na których – prócz symboli miasta – została zamieszczona tęcza. Jak wszyscy wiemy, instalacja z pl. Zbawiciela kojarzy się dość jednoznacznie ze środowiskami homoseksualnymi. „Dziś dowiaduję się, że walczyliśmy o prawa gejów” – miała skomentować „obdarowana” przez Ratusz pani Wanda. Jak intepretować taki gest Hanny Gronkiewicz-Waltz?
Stanisław Pięta, PiS: To nieelegancka, a wręcz obrzydliwa manipulacja. Odczytuję ten gest jako próbę połączenia etosu Powstania Warszawskiego z czymś niemoralnym, niezgodnym z wartościami chrześcijańskimi i czymś, czego w żaden sposób nie da się pogodzić z patriotycznym etosem. Wydaje mi się, że jest to także próba poparcia homo-lewicowych idei przez wmontowanie w ich kontekst historii bohaterstwa Powstańców Warszawskich. Zachowanie pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jest po prostu żenujące. A to wszystko dyktowane jest próbą przyciągnięcia przed wyborami lewicowego elektoratu. Próbuję uniknąć zbyt mocnych słów, ale to, co robi pani Gronkiewicz-Waltz w Warszawie wymaga ostrego komentarza. Przypomnę, że Warszawa jako jedyne miasto w Polsce usunęła krzyże stawiane przez rodziny ofiar przy drogach, pani prezydent przeszkadzały tulipany przynoszone na Krakowskie Przedmieście, tyle mówiła o konieczności zachowania kultury podczas uroczystości rocznicowych, upamiętniających Powstanie Warszawskie, tyle było lamentów ze strony Platformy… A tu mamy przykład, w jak podły, bezczelny sposób usiłuje się połączyć ideologię homo-kultury z pamięcią o Powstaniu Warszawskim. Pani Gronkiewicz-Waltz powinna się wstydzić.
Mówi Pan o łączeniu homo-ideologii z Powstaniem, ale takie próby „genderyzacji” sierpniowego zrywu pojawiały się już wcześniej. Jakiś czas temu IBP PAN wraz z NCK wydał książkę Weroniki Grzebalskiej o znamienitym tytule… „Płeć Powstania Warszawskiego”. Dyskusja o publikacji wróciła na kilka dni przed 70. rocznicą Powstania, bo jej autorka zaproponowała, by na uczestniczki walk mówić… „powstanki”. Same uczestniczki Powstania oburzyły się na taką propozycję. „Litości feministki! To nie było powstanko” – napisała na łamach „Gazety Wyborczej” Krystyna Zachwatowicz. Panu podoba się słowo „powstanka”?
To kompletny idiotyzm. Tak, jak w czasach komunistycznych karierę robili pseudonaukowcy od marksizmu i leninizmu, tak dzisiaj popularność zdobywają ludzie o kiepskiej umysłowości, żadnym poważnym naukowym dorobku. Usiłują oni pójść na skróty, zdobyć granty i stypendia, więc zajmują się tematami modnymi, popieranymi przez „Gazetę Wyborczą”. To jest coś, czego ci „naukowcy” będą się sami wstydzić, a ich prace będą usuwane z bibliotek. Za parę lat nie będzie można kupić tych genderowych książek, bo wszyscy normalni ludzie wiedzą, że to jest pseudonauka, ideologia. Tego rodzaju próby wkraczania pseudonauki w przestrzenie kulturowe, historię wywołują po prostu śmiech.
A może trzeba szukać takich nowych form przekazu, które będą trafiały do młodzieży? Trzeba zaszczepić w nich pamięć o Powstaniu i jego uczestnikach, może więc należy korzystać z obecnych wzorców kulturowych?
Oczywiście, zgadzam się, że należy szukać takich form przekazu, by wiedza o Powstaniu Warszawskim dotarła do młodzieży. Ale te sposoby, o których mówimy są całkowicie nietrafione i z punktu widzenia skutków nieadekwatne. W ten sposób można wyłącznie ośmieszyć prawdziwą historię Powstania Warszawskiego. Mówienie o płci Powstania czy „powstankach” raczej wywołuję drwinę i zniechęca. Ci, którzy podejmują próby genderyzacji historii ośmieszają samych siebie, a przy okazji tematy, którymi się zajmują. Trzeba oczywiście szukać różnych form dotarcia do młodych, takich jak muzyka, gry planszowe, gry miejskie, grupy rekonstrukcyjne… Jest wiele sposobów na dotarcie z atrakcyjnym przekazem o historii Powstania Warszawskiego do młodych ludzi. Genderyzacja Powstania Warszawskiego to obłęd, który wcale nie zainteresuje młodzieży. Jedynym jego docelowym skutkiem będzie kompromitacja i ośmieszenie autorów, bo dziś być może zdobywają popularność i pieniądze na swoje bezsensowne projekty.
Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk