Portal Fronda.pl: Sejm przyjmuje dziś uchwałę, która zakazuje odbierania rodzicom dzieci z powodu biedy. To dobry krok?
Grzegorz Strzemecki: Chwała za to posłom. Ustawa to w końcu jakiś konkretny czyn. Mam nadzieję, że państwo polskie rzeczywiście zacznie działać w kierunku ukrócenia tego procederu. To, co działo się do tej pory, było niebywałym skandalem. Państwo polskie w majestacie prawa systematycznie popełniało zbrodnie. Tak, zbrodnie. Jeśli prywatna osoba kogoś porywa, to jest to nie tylko w potocznym, ale także formalnym rozumieniu właśnie zbrodnia. Gdy to samo robi państwo, to takie działanie pozostaje zbrodnicze. Doskonale pamiętamy systemy, które w majestacie prawa i państwa popełniały największe okrucieństwa.
Pozostają wciąż sytuacje, w których państwo będzie mogło dzieci odbierać. W jakich przypadkach pana zdaniem taka praktyka może mieć miejsce?
Wtedy, kiedy ma miejsce rzeczywiste maltretowanie i krzywdzenie dzieci, co czasami się faktycznie zdarza, także w naszej kulturze ( o ile możemy wtedy mówić o kulturze). Dodatkowo mogę wymienić na przykład okaleczanie dziewczynek, jakie praktykują islamiści. Gdy tylko zostanie stwierdzone, że dziecko zostało poddane takiej praktyce, powinno zostać odbierane, a rodzice karani. Ludzie, którzy okaleczają swoje dzieci, w ogóle zresztą nie powinni znaleźć się w Polsce. To jest sprawa jednoznaczna. Zrozumiałe jest odbieranie dziecka, gdy rodzice je okaleczają i maltretują. Nie może być jednak mowy o odbieraniu dzieci za klapsa czy inną formę naturalnego rodzicielskiego przymusu. Nie ma wychowania bez rodzicielskiego przymusu. Tu mówimy jednak o sprawie o wiele bardziej skandalicznej, o odbieraniu dzieci z powodu biedy. Jest to praktyka nie tylko zbrodnicza, ale też niezwykle głupia i bezsensowna. Odebranie dziecka rodzicom jest bardzo kosztowne, to dla państwa koszt nawet 3000 złotych miesięcznie. Tymczasem gdyby dać biednej rodzinie połowę tej kwoty, to ona zaczęłaby funkcjonować całkowicie inaczej. Państwo jednak wybierało odbieranie dziecka, a więc świadome popełnianie zła. To ohydne. Takie nasze państwo było i to musi się zmienić. Wiem, że podobne praktyki stosuje się w innych krajach, jak choćby Niemcy, Norwegia czy Szwecja. Nie ma jednak najmniejszego powodu, by wzorować się na zbrodniczych krajach.
<<< OTO PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI JAK PRZETRWAĆ W CZASACH OSTATECZNYCH. ZOBACZ >>>
Polakom, którzy tracą dzieci zagranicą, państwo jak dotąd nie pomagało. To musi się zmienić?
Tak. Państwo polskie powinno wykazać się pełną stanowczością. W razie potrzeby należy z całą ostrością domagać się zwrotu dzieci rodzicom, używać mocnych oskarżeń na wszelkich możliwych forach. Porównanie z praktykami hitlerowskimi nie będzie tutaj żadnym nadużyciem. Trzeba nazywać to po imieniu. Niemcy na przykład stosują praktyki hitlerowskie i to wstyd, że coś takiego zdarza się tez u nas. Po pierwsze trzeba więc zlikwidować takie praktyki w Polsce, a po drugie nie dopuścić, by traktowano tak Polaków zagranicą.
Zostawiając już kwestię odbierania dzieci, co jest pańskim zdaniem głównym problemem, którym powinien zająć się rząd, jeśli chodzi o umacnianie praw rodziców i godność rodziny?
Trzeba wzmacniać prawo do wychowania dzieci we własnym systemie wartości. Jestem przekonany, że obecne ministerstwo edukacji ma dobre intencje, jednak nie nad wszystkim jeszcze udaje mu się zapanować. Potrzebna jest szeroka praca koncepcyjna i przeciwdziałanie ofensywie zbrodniczej ideologii gender. Ideologia ta jest na różnych poziomach atakiem na człowieczeństwo w samej jego istocie. Ofensywa genderowa wymaga poważnego przeciwdziałania, pracy koncepcyjnej, wypracowania i zastosowania środków obronnych. Tego jak dotąd nie widzę. Nasze organizacje próbują przebić się z tym problemem do ministerstwa, niestety, na przeszkodzie stoi schematyczne myślenie. Tymczasem zagrożenie gender wymaga podjęcia zupełnie nowych kroków. Przed różnymi zagrożeniami państwo broni obywateli specjalnymi instytucjami: Wojsko chroni przed zagrożeniem zewnętrznym, policja wewnętrznym, organy sanitarne przed epidemiami. Natomiast państwo nie posiada instrumentów do obrony przed ideologią gender, podejmuje tylko dość chaotyczne ruchy. Podam przykład: Pomimo zmiany rządu wciąż trwają w szkołach szkolenia prowadzone przez genderystów. Na stronie internetowej MEN ciągle wisi reklama organizacji Ponton, która zajmuje się „edukacją seksualną”. Przeciwdziałanie ofensywie gender wymaga bardzo przemyślanych i kompleksowych działań.
Jeśli chodzi o ministerstwo edukacji, to pojawiają się od dłuższego czasu zarzuty ze środowisk konserwatywnych o utrudnianie realizowania edukacji domowej. Tymczasem taka forma edukacji jawi się jako konieczna także ze względu na bycie swoistym wentylem bezpieczeństwa w przypadku rozmaitych możliwych szaleństw ideologicznych państwa.
Jestem przekonany, że rodzice edukujący dzieci w domu powinni być wspierani. Wyręczają szkołę w pracy, która odpowiada głównie za etapowe egzaminowanie. Pieniądze, które otrzymuje placówka, powinny w dużej mierze iść za dzieckiem: Należy przekazywać je tak szkole, jak rodzicom. Jeżeli będzie działo się inaczej, to będzie oznaczać to złe rozwiązanie. Wiem, że minister chciała ukrócić pewne nadużycia. Oczywiście, nadużycia trzeba tępić, jednak nie kosztem ogólnej zasady, o której mówiłem.
Jak poza tym problemem przebiega w pańskiej ocenie dotychczasowa współpraca środowisk prorodzinnych z ministerstwem?
Mam nadzieję, że będzie układać się coraz lepiej. Duże nadzieje rodzi Społeczny Kongres Oświatowy, który odbędzie się w poniedziałek przy Foksal 3/5, gdzie ma siedzibę Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Na kongresie ma być obecna także pani minister Zalewska. Na kongresie pojawią się, jak sądzę, różne wątki, o których tu mówiłem. Jak dotąd niestety dość trudno przebić się z naszymi wnioskami do władzy. Mam świadomość, że sprawujący władzę są w stanie pewnego oblężenia i nie jest im łatwo podejmować nowych problemów, jednak tematy, które podsuwamy, są ważne, często wręcz fundamentalne. Jest konieczne, żeby ministerstwo je podjęło i potraktowało jako własne.
Być może pomocy mógłby być Kościół? Czy widzi pan jakieś pole do szerszej współpracy państwa i Kościoła w dziedzinie edukacji?
To jest pytanie przede wszystkim do Kościoła: Na ile czuje się na siłach, by bardziej uczestniczyć w edukacji? Samo już nauczanie religii jest dla Kościoła dużym trudem i najczęściej biorą je na siebie świeccy katecheci. Potrzeba wychowania w duchu cywilizacji chrześcijańskiej jest oczywista. Nie chodzi o wciskanie światopoglądu na siłę, ale przekazywanie po prostu podstawowej wiedzy, bez której nie można być Europejczykiem z prawdziwego zdarzenia (oczywiście Europejczykiem w normalnym rozumieniu, a nie wykrzywionym przez lewackich ideologów). W tym sensie wychowanie w duchu chrześcijańskim powinno być w edukacji promowane, a na ile może to odbywać się we współpracy z Kościołem, to już pytanie przede wszystkim do samego Kościoła właśnie.
Dziękuję za rozmowę.