To pierwsza taka książka w Polsce i jedna z bardzo nielicznych na świecie, która porusza istotne kwestie dotyczące debaty ewolucja-stworzenie.
Większość katolickich teologów i filozofów przyrody zdecydowanie przeciwstawia się poglądom ateistycznych ewolucjonistów, takich jak Richard Dawkins i Daniel Dennett. Znajdują więc łatwego „chłopca do bicia” – bo przecież każdy katolik zgodzi się, że ateizm jest zły.
Odpowiadając wspomnianym ateistom badacze ci, w swoich licznych publikacjach proponują, aby ateistyczną ewolucję zastąpić wersją teistyczną, czyli przekonaniem, że Bóg posłużył się ewolucją stwarzając świat. Jednocześnie, zazwyczaj zupełnie ignorują oni tradycyjne chrześcijańskie rozumienie stworzenia.
Tymczasem prawdziwe zagrożenie dla wiary, to nie jest ateizm. Ateizm zbyt wyraźnie przeczy chrześcijaństwu, aby stanowić atrakcyjną propozycję dla wierzących. Prawdziwe zagrożenie dla wiary stanowi powolne rozcieńczanie prawdy chrześcijańskiej poprzez dodawanie różnych obcych chrześcijaństwu idei. Tak powstawały dawne herezje i podobnie dzieje się dzisiaj, kiedy naukę o stworzeniu próbuje się istotnie przedefiniować w ramach teistycznego ewolucjonizmu.
Zatem o wyjątkowości naszej publikacji decyduje to, że unikamy obiegowych opinii i staramy się zdefiniować rzeczywiste wyzwanie dla chrześcijaństwa, którym jest teistyczny ewolucjonizm.
(Michał Chaberek OP)
Poniżej fragment książki „Stworzenie czy ewolucja? Dylemat katolika”
Dlaczego filozofia chrześcijańska wyklucza teistyczny ewolucjonizm?
Nie chciałbym wchodzić zbytnio w dość trudny język klasycznej metafizyki, dlatego przytoczę tylko po jednym argumencie dla obu tradycji. Metafizyka arystotelesowsko-tomistyczna mówi, że każdy byt składa się z istoty, czyli tego, czym coś jest i przypadłości, czyli tego, co posiada. Można to zrozumieć także na podstawie rozrożnienia, czym coś jest od tego jakiecoś jest. Istotą kota jest „kotowatość”, czyli pewna natura. Ale kiedy widzimy kota, to nie widzimy jego istoty, tylko raczej przypadłości. Widzimy, że jest biały, ma niebieskie oczy, długi ogon i inne cechy. Na podstawie tych cech budujemy jednak pojęcie kota, a więc tego, czym on jest. Dzięki temu, kiedy widzimy innego kota – czarnego o zielonych oczach i krótkim ogonie, wiemy, że jest to kot. Wiemy to, mimo że ten drugi kot różni się od pierwszego niemal wszystkimi cechami. Zatem istota kota nie jest naszym wymysłem, musi jakoś istnieć w tych poszczególnych osobnikach. Widzimy, że cechy nie zmieniają istoty danego zwierzęcia. Kot pozostaje kotem, niezależnie od koloru i długości futra, czy innych cech. Ale według teorii Darwina to właśnie zmiany cech (przypadkowa zmienność, taka jak na przykład przypadkowe mutacje), które są zawsze na poziomie zmian przypadłościowych, mają doprowadzić do powstania nowych gatunkow, czyli zupełnie nowych istot lub natur. W ten sposób gad ma się zmienić w ptaka a małpa w człowieka. Według klasycznej metafizyki mechanizm darwinistyczny może zmienić jedynie przypadłości (cechy), a nie istotę bytu. Zatem transformizm gatunkowy na drodze ewolucji biologicznej jest niemożliwy. Z teorii Darwina wynika po prostu tyle, że istoty w ogóle nie istnieją, że nie ma czegoś takiego jak kot, małpa i człowiek. Są tylko poszczególne jednostki, które stanowią ogniwa pośrednie na drodze ewolucji. Oczywiście dostrzegasz od razu, jakie skutki ma takie myślenie choćby dla moralności.
Do zagadnień moralnych jeszcze wrócimy w naszej rozmowie. Jak wygląda drugi argument filozoficzny przeciwko ewolucji – ten wynikający z tradycji platońsko-augustyńskiej?
Zgodnie z platonizującą tradycją chrześcijańską stworzenie dokonało się według idei Boskich. To znaczy w Bogu, w Boskim umyśle tkwią idee wszystkiego, co w ogóle można pomyśleć i jeszcze więcej. W naszych umysłach też tkwią pewne idee. Na przykład idee przedmiotów materialnych, jak choćby samochodu, czy telefonu, idee zwierząt – konia, słonia, czy żyrafy, a także idee pojęć ogólnych, których nie można sobie zobrazować, jak na przykład idea sprawiedliwości, czy miłosierdzia. Oczywiście w naszym umyśle idee tkwią inaczej niż w Bogu. U nas są jak jabłka w koszyku, natomiast idee w Bogu nie są czymś oddzielnym od samego Boga. Stanowią Jego istotę, czyli są jednością z Bogiem samym. Oczywiście Boskie idee są nieskończenie bardziej wyraźne i są w Bogu od zawsze, wszystkie i niezmienne. My natomiast musimy idee nabywać poprzez doświadczenie lub oświecenie. Uczymy się ich stopniowo. Tradycja chrześcijańska mówi, że świat został stworzony zgodnie z ideami tkwiącymi w Boskim intelekcie. Mówi się, że idee te są „ideami wzorczymi” dla stworzenia, czyli że poszczególne elementy świata realizują w sposób materialny pomysł zawarty w tych ideach. Tak na przykład koń, kot, pies, czy jaszczurka zostały stworzone zgodnie z tą pierwotną ideą Boską, którą Bog jakby odcisnął w materii w postaci nowej formy substancjalnej, która w połączeniu z materią utworzyła nową istotę, czyli nowy gatunek. Zauważ teraz, że w teorii Darwina nie ma „gatunków”, są tylko ogniwa przejściowe. Zatem według tej teorii idee Boskie nie zrealizowały się w żaden sposób w stworzeniu, gdyż tak naprawdę nie ma samych idei. W teorii Darwina każda jednostka jest efektem kumulacji przypadkowych zdarzeń. Jednak to, co jest przypadkowe, nie jest inteligibilne, to znaczy nie da się tego poznać intelektualnie na drodze abstrakcji, nie może więc być żadną ideą.
Czy takie argumenty w ogóle kogoś obchodzą dzisiaj? Przecież dotyczą one wyłącznie jakichś partykularnych koncepcji filozoficznych. Jakie to ma znaczenie dla debaty o ewolucji?
Przede wszystkim argumenty te nie mają zastąpić argumentów teologicznych, czy naukowych, o których już dużo mowiliśmy. Nie są to także jedyne argumenty filozoficzne wykluczające teistyczny lub darwinistyczny ewolucjonizm. Każdy teolog i filozof musi sobie zdawać sprawę z tego, że dyskusja o ewolucji nie jest jedynie sprawą biologów, lecz ma ogromne znaczenie w obrębie dyskusji filozoficznych i teologicznych. Problem w tym, że jeżeli przyjmiemy „metafizykę Darwina”, to musimy porzucić metafizykę klasyczną. Dla teologów i filozofów chrześcijańskich nie jest to takie łatwe, ponieważ główne dogmaty Kościoła zostały sformułowane w kategoriach metafizyki klasycznej.
Czy może ojciec podać jakieś przykłady?
Dogmaty trynitarne opierają się na filozoficznych pojęciach natury, istoty i osoby. Podobnie dogmaty chrystologiczne opierają się na pojęciach natury i osoby. Z kolei dogmat eucharystyczny opiera się na pojęciach istoty i przypadłości, o których mówiłem. Przyjmując teorię Darwina, musimy porzucić te pojęcia. Ale jeżeli porzucamy metafizykę klasyczną, to nie rozumiemy naszej wiary, nie potrafimy jej ani zdefiniować, ani przekazać poprawnym językiem. Oczywiście jest prawdą, że nie wierzymy w same formuły dogmatyczne, tylko w rzeczywistość, którą te formuły opisują. Ale jest też prawdą, że mimo wielu prób, nie udało się tej rzeczywistości opisać innym językiem, niż język metafizyki klasycznej. Zatem porzucając tę metafizykę, pozbawiamy się racjonalnego uzasadnienia naszej wiary – wiara przeradza się w fideizm. Myślę, że niestety bardzo niewielu teologów zdaje sobie sprawę z tego, że skutki darwinizmu sięgają tak daleko. I nie chodzi tu o jakąś „ideologiczną” interpretację teorii Darwina, tylko o sam trzon – złą metafizykę, na której opiera się ta teoria.
Jak teistyczny ewolucjonizm ma się do klasycznego chrześcijańskiego rozumienia stworzenia?
Zwrócę uwagę na trzy zasadnicze punkty, w których teistyczny ewolucjonizm dokonuje reinterpretacji klasycznej chrześcijańskiej nauki o stworzeniu. Po pierwsze, według tego poglądu, po wyłonieniu materii z nicości (moment utożsamiany zazwyczaj z Wielkim Wybuchem), Bóg nie działał już nigdy w sposób bezpośredni w historii kształtowania świata. Natomiast według ojców Kościoła, i w ogóle całej teologii aż do XIX wieku, Bóg kształtował świat swoim nadprzyrodzonym działaniem na przestrzeni czasu, który Pismo Święte nazywa sześcioma dniami. Po drugie, według teistycznego ewolucjonizmu Bóg stwarzając, posługuje się stworzeniem. Innymi słowy Bóg niejako przekazuje władzę stwarzania swojemu stworzeniu. Natomiast w klasycznym chrześcijańskim podejściu żadne stworzenie nie może służyć Bogu za aktywną pomoc w stworzeniu. Ideę jakoby Bóg przekazał władzę stwarzania światu zawsze uważano za ciężką herezję. W końcu po trzecie, według teistycznego ewolucjonizmu stworzenie się nigdy nie zakończyło. Zwolennicy tego poglądu przyjmują koncepcję nieustannego stwarzania (creatio continua). Natomiast w klasycznym ujęciu chrześcijańskimstworzenie zakończyło się raz na zawszewraz ze stworzeniem człowieka. Po zakończeniustworzenia, Bóg podtrzymuje rzeczy w istnieniu (conservatiorerum), ale niczego już nie stwarza. Widzisz,że teistyczny ewolucjonizm istotnie przeinterpretowujeklasyczne chrześcijańskie rozumienie stworzenia. Nie jest to zatem pogląd ortodoksyjny.
„Stworzenie czy ewolucja. Dylemat katolika?”. Z Ojcem Michałem Chaberkiem rozmawia Tomasz Rowiński, s. 168 – 173.
Książkę można kupić w księgarni ludzi myślących: http://www.xlm.pl/stworzenie-czy-ewolucja-dylemat-katolika/