W decydującą fazę wkracza spór o przyszłość naszej cywilizacji. I nie chodzi bynajmniej tylko o jej kształt, o miejsce w niej dla chrześcijaństwa, rodziny i zdrowego rozsądku. Ale również o to, czy cywilizacja europejska w ogóle przetrwa. Na naszych oczach ulega bowiem biologicznej i duchowej degradacji, a wdrażana w niej nowa inżynieria społeczna spod znaku gender tylko tę degradację przyspieszy.
Pisząc o decydującej fazie, mam na myśli realizowane właśnie strategiczne porozumienie ideologii tzw. społeczeństwa otwartego z neomarksizmem. Reprezentantem pierwszego nurtu jest Fundacja im. Stefana Batorego. W tym nurcie działa również „Gazeta Wyborcza” i inne media Agory oraz TVN. Nurt neomarksizmu, który uformował się w Niemczech wokół tzw. szkoły frankfurckiej, najwyraźniej reprezentowany jest w Polsce przez środowisko Krytyki Politycznej. Obydwa środowiska współpracują ze sobą na polskim gruncie od lat. A za ich chrzest bojowy można uznać wspólne akcje przeciwko modlącym się przed krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w roku 2010 oraz blokowanie patriotycznych manifestacji w Święto Niepodległości 11 listopada 2011 r. Teraz działają już ręka w rękę.
Na łamach „Gazety Wyborczej” trzynastu mało znanych socjologów związanych z Uniwersytetem Warszawskim, Polską Akademią Nauk i Uniwersytetem Jagiellońskim protestuje przeciwko listowi biskupów polskich w sprawie ideologii gender. Przekonuje, że to niedopuszczalna ingerencja w badania naukowe. W tym samym numerze „Gazety” jedna ze sztandarowych postaci Krytyki Politycznej wmawia czytelnikom, że „święta wojna z gender” jest sprawą tylko i wyłącznie Kościoła w Polsce. Apeluje o większą aktywność „Kościoła otwartego” i „postępowych katolików”, którym – jak twierdzi – bliżej jest do lewicowego Kongresu Kobiet Polskich niż do abp. Hosera. Całkiem jak za dawnych lat, kiedy „postępowym katolikom” bliżej było do PZPR niż do kard. Wyszyńskiego!
Lewacka „Feminoteka” nazajutrz po odczytaniu w kościołach listu biskupów publikuje wykaz ponad stu katolickich instytucji z całej Polski, które w latach 2010-2013 otrzymywały dotacje z Europejskiego Funduszu Społecznego na łączną sumę ponad 60 mln złotych. Prosi „wicemarszałkinię” Wandę Nowicką o spowodowanie, aby Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, czy realizują one w praktyce zasady gender mainstreaming wpisane w warunki korzystania z unijnych dotacji. Zanim jednak cokolwiek NIK zbada, już dwa dni później „Wyborcza” stawia pod pręgierzem jeden z ośrodków związanych z Opus Dei, który zamiast wkładać kobietom do głów za unijne pieniądze zasady gender, uczy je hotelarstwa i gastronomii, co może im się przydać w życiu również jako żonom i matkom! Powiało zgrozą jak w „Seksmisji”.
Aktywistki gender kłamią, że chodzi im tylko o wyrównanie szans i równouprawnienie kobiet. Bo w tej akurat sprawie miałyby w Kościele sojusznika. Można by zacząć od zwalczania niegodnego traktowania kobiet w reklamach, likwidacji stręczycielstwa i domów publicznych albo od wliczenia czasu opieki nad dzieckiem do pełnoskładkowego czasu pracy kobiety. Ale jak do tych deklaracji mają się prace nad projektem ustawy o uzgodnieniu płci, o którym mówi na sąsiedniej stronie prof. Aleksander Stępkowski? Albo oburzenie wiceprezydenta Warszawy, który twierdzi, że wzywanie rodziców, aby przyglądali się edukacji seksualnej własnych dzieci w szkołach, stanowi niedopuszczalną presję na władze oświatowe?
Ideologowie gender nie próbują już ukrywać swoich marksistowskich korzeni i wskrzeszają tzw. światopogląd naukowy. – Kościele, szanuj naukę – pokrzykuje „Wyborcza”. A jedna ze sztandarowych postaci tej ideologii Katarzyna Bratkowska wprost nie kryje swoich fascynacji komunizmem. Twierdzi, że wolałaby mieszkać na Kubie niż w USA. Może to i lepiej, bo przynajmniej wiadomo, z kim mamy do czynienia. A kiedy za sprzeciw wobec gender wyklucza się katolików z dostępu do funduszy unijnych, na które wszyscy się składamy, to już nie są żarty. To nowy totalitaryzm, który jest drugim obliczem marksizmu.
Ks. Henryk Zieliński