Portal Fronda.pl: Zakończony wczoraj szczyt G7 można uznać za klęskę Rosji?
Andrzej Talaga*: Na szczycie G8 w Petersburgu Rosja chwaliła się, że jest jednym z głównych rozgrywających na świecie, gości u siebie przywódców potęg światowych i sama jest jedną z tych potęg współkształtujących ład światowy. W tym kontekście wykluczenie z grona G8, które miało miejsce po aneksji Krymu, jest dla Moskwy dużym ciosem. Nie może już przedstawiać się jako wielki gracz, bo jest raczej pariasem. Ostatni szczyt był postawieniem kropki nad i. Zdominowały go dwa tematy: Rosja i ocieplenie klimatu, z naciskiem na Rosję. Pokazuje to, że mamy do czynienia z trwałym procesem: dopóki nie ureguluje kwestii Krymu, Moskwa nie ma powrotu do tego klubu, nie ma powrotu do struktur międzynarodowych, gdzie strony wzajemnie sobie ufają. Bo to właśnie aneksja, a nie Donbas, stała się powodem wykluczenia. To bardzo dobry znak na przyszłość – nie wolno łamać prawa międzynarodowego, nie wolno naruszać suwerenności i integralności innych państw, bo oznacza to konkretne konsekwencje. Z tego punktu widzenia ostatni szczyt G7 nie był na pewno sukcesem Rosji, ale raczej kolejnym krokiem na drodze ku porażce.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama stwierdził już po szczycie, że obecna polityka Władimira Putina zniszczy rosyjską gospodarkę, wymusza bowiem utrzymanie sankcji. Zgadza się pan z tą opinią?
Tak, ale w szerszym kontekście. Same sankcje nie zniszczą rosyjskiej gospodarki. Może to jednak zrobić cały kompleks zjawisk i działań. Chodzi tu, oprócz sankcji, zwłaszcza o wstrzymanie transferu nowoczesnych technologii, co ma ogromne znaczenie, może nawet większe od samych sankcji. Niezwykle istotne są też koszty ponoszone przez Rosję na skutek ekspansjonizmu: utrzymywanie Krymu, Donbasu, częściowo Białorusi, Armenii, Kirgistanu, nieuznawanych na świecie republik Osetii Południowej, Abchazji i Naddniestrza. To ogromne pieniądze, które rujnują rosyjski budżet. Wszystko to połączone razem, z dodatkiem cen ropy naftowej, faktycznie powoduje, że rosyjska gospodarka jest na drodze w dół, choć może jeszcze nie tonie. Ten spadkowy kierunek nie bardzo ma jak się zmienić, ponieważ wbrew zapowiedziom jeszcze z czasów prezydentury Miedwiediewa gospodarka Federacji nie przeszła procesu modernizacji. Nie przestawiła się z w zasadzie bardzo prymitywnej gospodarki wydobywczej na gospodarkę bardziej nowoczesną i wielobranżową. Tego w Rosji nie ma, co widać po zapaści przemysłu motoryzacyjnego czy zbrojeniowego. Moskwa zależy od wydobycia i sprzedaży surowców. Obama ma więc rację o tyle, że rosyjska gospodarka jest na zjazdowej, choć to efekt całego tego kompleksu zdarzeń.
Władze Ukrainy wyraziły swoją radość wobec stanowiska grupy G7 wobec Rosji. Na szczycie nie podjęto jednak żadnych decyzji o pomocy dla Kijowa. Co oznacza w praktyce szczyt dla Kijowa?
Decyzje o transferach finansowych zapadały już wcześniej w Międzynarodowym Funduszu Walutowym czy Unii Europejskiej, opóźniając lub w ogóle oddalając widmo bankructwa Ukrainy. Na samym G7 rzeczywiście nie było proukraińskich deklaracji. Samo jednak postawienie granicy Rosji i podkreślenie, że nie ma nawet mowy o tym, by znieść sankcje albo wrócić do normalnych relacji z Moskwą, dopóki nie wypełni postanowień porozumienia Mińsk 2, było wsparciem Ukrainy, przede wszystkim politycznym. Dla Kijowa korzystne jest też zagrożenie Rosji, że sankcje będą o wiele surowsze, jeżeli będzie eskalować napięcie w Donbasie. To nie są puste słowa i groźby. Gdyby Rosję całkowicie odcięto od międzynarodowego systemu finansowania – a tak przecież na razie nie jest, bo póki co odcięto jedynie długoterminowe kredyty dla niektórych przedsiębiorstw – to byłby cios, po którym Moskwa by się nie pozbierała. W ten sposób Amerykanie wykańczają na przykład Koreę Północną.
Czy stanowisko przedstawione na szczycie jest prognostykiem w sprawie sankcji dla szczytu Unii Europejskiej, który odbędzie się pod koniec czerwca?
Wydaje się, że tak. Można chyba liczyć, że sankcje, które teoretycznie kończą się w lipcu, nie zostaną zniesione. Jeszcze niedawno można było mieć wątpliwości. Z Francji czy Włoch, nie mówiąc o małych sojusznikach Rosji, jak Słowacja, Węgry, Cypr czy Grecja, jeszcze niedawno słychać było różne głosy, także nawołujące do poluzowania sankcji, jeśli nawet nie do ich zniesienia. Na szczycie G7 dano sygnał, że to nie byłoby w porządku: skoro Rosja nie wykonała porozumień mińskich, to sankcje nie zostaną zniesione. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że szczyt Unii Europejskiej podąży tym tropem.
W środę Władimir Putin przyjeżdża do Włoch, gdzie zostanie przyjęty przez prezydenta tego kraju. Jak interpretować tę wizytę na tle stanowiska przedstawionego przez G7?
Nie wszystkie państwa, również w samej grupie G7, mają do końca jednorodne stanowisko w sprawie izolacji Moskwy. To właśnie Włochy są tym krajem, z którego możemy spodziewać się jakichś prorosyjskich kroków – i kroki te są rzeczywiście wykonywane. Najważniejsze jednak, że nie jest łamana solidarność ani unijna, ani G7. Podczas szczytów Unii Europejskiej oraz G7 Włochy nie wyłamują się, na przykład wetując decyzję o utrzymywaniu sankcji. Putin, oczywiście, nadal będzie chciał rozbijać blok zachodni. Włochy są bardziej chętne do współpracy z Rosją niż inne kraje, na przykład Wielka Brytania czy Stany Zjednoczona. Taka jest jednak polityka. Przecież także USA wysłały na rozmowy do Rosji swojego sekretarza stanu. Wizyta Putina we Włoszech nie powinna, naturalnie, mieć miejsce, bo jest symbolicznym otwarciem na ewentualne porozumienie, a na to jest jeszcze za wcześnie. Moim zdaniem jednak nie łamie zachodniej solidarności w znaczący sposób.
Putin spotka się także z Ojcem Świętym Franciszkiem. Można odbierać to spotkanie politycznie?
Zdecydowanie nie. Ten i poprzedni papieże przyjmowali nawet zbrodniarzy. Papież jest przywódcą państwa watykańskiego, ale przede wszystkim jest przywódcą Kościoła katolickiego, dlatego ma pełne prawo moralne, także w oczach innych ludzi na świecie, takie osoby pouczać. Taka wizyta może być więc interpretowana jako pouczanie. W końcu papież Jan Paweł II przyjmował Jaruzelskiego i sam przyjechał do Polski, gdzie się z nim spotkał, choć Jaruzelski słusznie jest postrzegany jako zbrodniarz: twórca stanu wojennego, a wcześniej dowódca armii, gdy ta strzelała do robotników. Jeśli papież wyraża swoje oburzenie – a myślę, że wyrazi także tym razem – to ma pełne prawo przyjmować zbrodniarzy.
*Andrzej Talaga, ekspert ds. bezpieczeństwa Warsaw Enterprise Institute