Piotr Adamkiewicz, pasjonata historii, poszukiwacz, a zwłaszcza ceniony w Polsce i zagranicą ekspert od ceramiki i numizmatyk został nie tylko uniewinniony, ale po wielomiesięcznych bojach z wymiarem sprawiedliwości odzyskał zarekwirowane przedmioty oraz wykrywacz metali. Droga do całkowitego uniewinnienia i zwrócenia zarekwirowanych skorup i monet była zwieńczeniem pasma upokorzeń: rewizji, kajdanek, izby zatrzymań, szkalujących artykułów prasowych.

 
W lutym 2011 "Rzeczpospolita" za źródłem policyjnym poinformowała, że "Policja zatrzymała 50-letniego mężczyznę, który prowadził nielegalne wykopaliska. Część znalezionych przedmiotów sprzedawał przez internet. Grozi mu kara do 10 lat więzienia". - W jego mieszkaniu znaleziono wykrywacz metali wraz ze słuchawkami, 86 fragmentów ceramiki m.in. z okresu wczesnego i późnego średniowiecza oraz dwie monety - brzmiał policyjny zarzut. Oczywiście zatrzymany miał bez zezwoleń eksplorować stanowiska archeologiczne. Szybko okazało się, że część przedmiotów zatrzymany otrzymał od archeologów, z którymi dzielił się swoją wiedzą i jako wolontariusz pomagał przy wykopaliskach. Za pomoc otrzymywał podziękowania zarówno z polskich jak i zagranicznych ośrodków akademickich (np. z Czech czy Peru). W obronę wzięli go również polscy archeolodzy. Adamkiewicz wydawał też własne oszczędności, aby nabywać zabytki, które bezinteresownie przekazywał muzeom w Polsce. Nie przeszkodziło to policji w aresztowaniu pasjonaty i postawieniu ciężkich zarzutów z Kodeksu Karnego.

 
Po 10 miesiącach śledztwa prokuratura umorzyła sprawę, jednak dopiero 31 sierpnia 2012 r. ta sama prokuratura stwierdziła pisemnie, że "Z uwagi na zapadłe rozstrzygnięcie wszelkie rzeczy ruchome zatrzymane należy zwrócić (Piotrowi Adamkiewiczowi - dop. Redakcji). Podobnie w kwestii wykrywacza metalu, bowiem posiadanie tego przedmiotu nie stanowi wykroczenia, co za tym idzie także winien być zwrócony." - Czyli od zabrania do zwrócenia mi zabranych przedmiotów minęło przeszło 18 miesięcy. Dobrze jednak ,że sprawiedliwości stało się zadość - puentuje Adamkiewicz.

 
Poprosiliśmy poszkodowanego o przypomnienie całej sprawy. - Koszmar zaczął się dla mnie w lutym 2011 r., kiedy policja zarekwirowała posiadana przeze mnie ceramikę, którą otrzymałem od archeologów. Nie pozwolono mi nic wytłumaczyć. Wykrywacz metali potraktowano jako dowód w sprawie i narzędzie zbrodni. Osadzono w policyjnej izbie zatrzymań. W mieście zszargano mi opinię, poprzez zakucie w kajdanki i postawienie absurdalnych zarzutów: "„Adamkiewiczowi podejrzanemu ,że od 05.IX.2005r do 06.IX.2010r w Sieradzu i innych nieustalonych miejscach (….) zniszczył zabytki archeologiczne (…), prowadząc nielegalne wykopaliska rabunkowe, czym spowodował szkodę w kwocie 576,80 zł”. - mówi Archeolog.pl Piotr Adamkiewicz. - Po 10 miesiącach, 22 grudnia 2011 r. prokuratura umorzyła sprawę z braku jakichkolwiek dowodów - dodaje.

 
- Wówczas zaczął się proces odzyskiwania przedmiotów, których przetrzymywanie (zwłaszcza wykrywacza metali, przy stwierdzeniu, że jestem nie winien zarzucanych mi czynów) było czystym bezprawiem - mówi nam pan Piotr. Na szczęście polski wymiar sprawiedliwości wycofał się z wcześniejszych postanowień o przepadku dowodów rzeczowych na skarb państwa i kierując się literą prawa zwrócił wszystko co zostało mi zabrane - informuje nas Adamkiewicz.

 
- Chciałbym tylko jeszcze usłyszeć słowo "przepraszam" ze strony policji, która na swojej stronie ogłosiła, że ujęto szabrownika stanowisk archeologicznych, i od autora artykułu ,gdzie jako ilustrację pokazano jakiś gigantyczny wykop zrobiony zapewne przez koparkę, co było manipulacją rodem z najczarniejszych czasów Milicji Obywatelskiej i PRL-u - wspomina Adamkiewicz. - Nie zapomnę tego do końca życia jak zakuty w kajdanki zostałem wyprowadzony z domu, przewieziony do aresztu i zamknięty jak groźny bandyta, gdzie spędziłem noc, a na następny dzień w konwoju w więźniarce i w kajdankach przewieziony zostałem pod strażą do prokuratury, gdzie po kolejnym przesłuchaniu i wpłaceniu 1500 zł kaucji zostałem wypuszczony. Zastosowano też wobec mnie dozór policyjny. Dwa razy w tygodniu musiałem meldować się na komisariacie - dodaje pasjonat historii.

 
- Jednak teraz, po wszystkim, nie chce wciąż o tym myśleć. Dziękuję wielu archeologom z kraju i zagranicy za wstawienie się za mną. O niektórych wypowiedziach ludzi ze świata nauki chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Dziękuję setkom poszukiwaczy, którzy przekazywali mi wiadomości o wsparciu. Dziękuję miesięcznikowi "Odkrywca" i portalowi "Archeolog.pl" za relacjonowanie całej sprawy. I trzymam kciuki za inicjatywę zmiany prawa w Polsce. Może zapowiadana debata prezydencka na temat nowelizacji "Ustawy o zabytkach i opiece nad zabytkami" przyniesie zmiany, której efektem będzie prawo dla obywatela, a nie obywatel dla prawa. Jestem realistą, więc podchodzę do tego z duża ostrożnością, ale mimo wszystko mam nadzieję na zmiany, bo już teraz współczuję przyszłym zatrzymanym pasjonatom historii, którzy zamiast dyplomów od ministra kultury dostaną kajdany i zarzuty z Kodeksu Karnego. W Wielkiej Brytanii minister kultury nazywa poszukiwaczy "bohaterami dziedzictwa kulturowego". W Polsce wciąż pasjonatów historii, poszukiwaczy, kolekcjonerów traktuje się jak przestępców, a prym wiedzie w tym niestety łódzka policja, która w odróżnieniu od innych komend wojewódzkich wciąż tropi fikcyjnych szabrowników, upokarza tych, którzy np. pasjonują się guzikami z okresu Powstania Listopadowego lub odznaczeniami z okresu II wojny, lecz na szczęście przegrywa z prokuraturą i sądami, które kierując się nie tylko literą prawa, ale i zdrowym rozsądkiem nie chcą wydawać wyroków skazujących w oparciu o obecną, niedoskonałą , źle sformułowaną ustawę o zabytkach.

  

Robert Wit Wyrostkiewicz