Biologia nigdy nie była sprzymierzeńcem kobiety. Ona wyznaczała czas na rodzenie, i czas menopauzy. Wtedy pozostawały takim kobietom tylko wnuki. Dziś medycyna próbuje biologię przechytrzyć. To, co jeszcze parę lat temu było niemożliwe, dziś staje się faktem. Geriatryczne pierworódki, zwane też matkami menopauzalnymi to coraz częstsze klientki klinik in vitro. Z przygotowanego we Włoszech sprawozdania z realizacji ustawy o in vitro w krajach europejskich („Standard w zakresie medycznie wspomaganego rozrodu”) wynika, że 30 proc. sztucznych zapłodnień w Polsce wykonano na 50-latkach. Do tego dochodzi też turystyka reprodukcyjna. Jako że w naszym kraju nie ma limitu wiekowego, sporo kobiet z innych państw europejskich poddaje się u nas zapłodnieniu in vitro. Trend ten będzie się pogłębiał, bo rządowa ustawa o leczeniu niepłodności również nie wprowadziła tego limitu. Jak widać, skorzysta na tym wyłącznie przemysł in vitro. Bogate panie, szukające sobie zabaweczki, będą do takich klinik pukać. Za parę lat już nikt się nie będzie dziwił obecności na przykład 60-latek na oddziałach położniczych. Nie jako odwiedzających, ale rodzących.

Historię kobiet, które w szóstej dekadzie życia zapragnęły macierzyństwa, przytacza tygodnik „Polityka”. „Maria, klientka jednej z warszawskich klinik leczenia niepłodności, ma 54 lata i jest w widocznej ciąży. To jej pierwsze dziecko, chłopczyk”. Ciążę porównuje do realizacji ważnego projektu. W końcu Maria od lat pracuje na kierowniczym stanowisku – i w życiu niejeden projekt już realizowała. Takie późne macierzyństwo to realizacja kolejnego celu. Inne cele, które do tej pory oddzielały ją od macierzyństwa, już ma z głowy – spłaciła kredyt mieszkaniowy, zaliczyła pięć lat psychoterapii, objechała świat dookoła. I wreszcie poczuła się dojrzała do macierzyństwa.

Maria, podobnie jak inne matki 50 plus, urodzi dziecko poczęte z nasienia partnera. Komórka jajowa pochodzi natomiast od innej kobiety – młodszej od niej o 20 lat. Inna opcja – to adopcja zarodka. Innego wyjścia nie ma, jeśli ktoś w tak późnym wieku decyduje się na dziecko. „Najważniejsze, że obca gameta połączona z plemnikiem jej męża była młoda i – można powiedzieć – z certyfikatem. Czyli jeszcze na poziomie dawczyni została przebadana pod kątem chorób genetycznych, HIV, żółtaczki, ale też tzw. chorób jednogenowych, czyli np. mukowiscydozy”. Daje to oczywiście poczucie złudnego bezpieczeństwa, bo co z tego, że komórka została tak dokładnie przebadana, skoro przed kobietą jeszcze prawie cała ciąża i poród. Im starsza kobieta, tym na sali porodowej łatwiej nie jest. Swoją drogą ciekawe, czy przed takim ryzykiem kliniki in vitro informują pacjentki.

Geriatryczne matki raczej nie miały problemu z niepłodnością. A przynajmniej nie to zaprowadziło ich do klinik in vitro. Odkładały macierzyństwo na później, bo po prostu nie miały czasu, albo – jak mówią - nie spotkały do tej pory właściwego partnera. Dziecko dla nich to nie owoc miłości, nie dar, tylko często projekt, wyzwanie, szansa podniesienia prestiżu, zabaweczka, kolejna rzecz do odhaczenia na liście życiowych zadań. Osiągnęły wszystko, jeszcze tylko brakuje dziecka – to taka wisienka na torcie. Wnioski takie pozwala wyciągnąć już sam język, jakim kobiety te się posługują. Dla Marii jej syn to po prostu „dziedzic”. Inna mówi, że zaszła w ciążę tylko po to, żeby mieć komu przekazać swój majątek. Często w takiej sytuacji dziecko jest też lekarstwem na lęk przed samotnością. Wraz z upływającym czasem kobiety zostają same. Panicznie boją się, że nie będzie miał kto się nimi zająć. W akcie desperacji niemalże egoistycznie decydują się na dziecko, by nie zostać bez opieki. Pytanie tylko, czy dziecko to zdąży na tyle urosnąć, by zająć się być może schorowaną i niedołężną matką.

Cytowana przez „Politykę” inna matka 50 plus, Krystyna, która urodziła córkę w wieku 52 lat. Motywacja kobiety była bardziej przyziemna. Nie samotność, nie lęk o przyszłość, a „troska o  15 lat partnera, z którym związała się tuż przed pięćdziesiątką”.

Co najmniej kilkadziesiąt matek 50+ rodzi co roku w Polsce. Skoro coś nie jest zabronione, to jest dozwolone – powiedzą zwolennicy wolnego wyboru. Oprócz praw i zachcianek kobiety są też prawa dziecka. A dziecko ma prawo do posiadania matki, a nie babci. Ma prawo wychowywać się w normalnej rodzinie i ma prawo do wiedzy, kto jest jego faktycznymi rodzicami. Oprócz możliwości medycyny jest też zdrowy rozsądek, który podpowiada, że menopauza to nie jest właściwy czas na macierzyństwo. Niestety tego rozsądku brakuje nie tylko kobietom, które na starość chcą sobie zrobić dzidziusia, ale też lekarzom, którzy godzą się na takie eksperymenty. Właśnie eksperymenty, bo inaczej nazwać tego nie można. Jak widać za odpowiednią opłatą, rozsądek i wiedzę medyczną można odłożyć na półkę. W końcu klient nasz pan. 

 

Małgorzata Terlikowska