Kiedy brak argumentów, najłatwiej atakować ad personam. A że tolerancja środowisk lewicowych nie dotyczy katolików, to można ich bezkarnie obrażać, manipulować ich wypowiedziami, w imię wypaczonego postępu w prostacki sposób ich obśmiewać. W końcu to wyraz nowoczesności, równości, tolerancji i otwartości. A kto lepiej uderzy w Kościół niż antyklerykalna feministka?
Rzeczywistość oglądana przez równościowe i feministyczne okulary zdecydowanie różni się od tej postrzeganej przez okulary zwykłe, tradycyjne (nawet jeśli są w różowych oprawkach). Co prawda te równościowe okulary troszkę tę rzeczywistość zniekształcają i przekłamują, ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Na pewno nie zwolennicy sztucznego zapłodnienia tacy jak Anna Dryjańska z Feminoteki. Bajki, jakie opowiada Dryjańska, znana z antyklerykalizmu, co najwyżej mogą wywołać uśmieszek politowania. A jedną z tych bajek jest choćby opowieść o tym, że przeciwnicy in vitro „mikroskopijną komórkę jajową z plemnikiem w środku portretują jako zamrożonego noworodka”. Nie wiem, skąd takie wnioski, ale o zamrożonych noworodkach nikt nie mówił. Przedmiotem dyskusji są zarodki ludzkie, ludzie na wczesnym etapie rozwoju, na którym swego czasu była też Anna Dryjańska. Ale przecież to – zdaniem feministki – nic nieznaczący szczegół. Zarodek, noworodek, wsio rawno. Być może pani Dryjańskiej chodziło o „mrożaczki”, albo „eskimoski”. Ale to już określenie zwolenników in vitro, którzy próbują tę procedurę przynajmniej na poziomie języka oswoić i nadać jej bardziej ludzki wymiar. Kiedy powiemy, że zarodki zamrożone są w ciekłym azocie, brzmi to tak nieludzko, ale kiedy powiemy, że są „na zimowisku” – to już zdecydowanie lepiej, prawda?
Co tam ludzki wymiar zarodków, skoro ustawa nie zabezpiecza interesów wszystkich potencjalnych zainteresowanych. „Przyjęta ustawa nie jest najlepsza z możliwych: wyklucza kobiety zdecydowane na samotne macierzyństwo i kobiety homoseksualne”. Wydawało mi się, że każde macierzyństwo zakłada jakąś formę ojcostwa. A tu Anna Dryjańska postuluje niemalże „seksmisję”. Szczęście w nieszczęściu, że ustawodawca zachował, przynajmniej w tym aspekcie, resztki zdrowego rozsądku i jasno dał do zrozumienia, że dziecko potrzebuje do swojego rozwoju ojca i matki, i powiedział „stop” eksperymentom wychowawczym. Liczę na to, że w imię ochrony dzieci zapis ten nigdy nie zostanie zmieniony.
W swoim antyklerykalnym zacietrzewieniu Anna Dryjańska idzie dalej. „Dzieci urodzone dzięki in vitro nie mają łatwego życia. Od reprezentantów Episkopatu słyszą, że mają bruzdy, że są koszmarnie połamane, że są sztucznymi, chorymi psychicznie ludźmi”. Cóż i znów manipulacja. Gdyby Dryjańska chciała oddać prawdę, zobaczyłaby, że o dzieciach poczętych in vitro owi przedstawiciele Episkopatu nie mówią nic obraźliwego. Wręcz przeciwnie: „dzieci powołane w ten sposób do życia należy przyjąć z miłością i szacunkiem, na który zasługują tak samo jak dzieci poczęte naturalnie" – pisali polscy biskupi. Może trzeba zmienić szkła w równościowych okularach, żeby móc dostrzec fakty.
Polska to w ogóle dla feministek straszny kraj. Straszny, bo seksistowski i pełen przemocy: „Polska to seksistowski kraj, w którym odmawia się macierzyństwa kobietom, które chcą zostać matkami (postulat zakazu in vitro), zmusza do rodzenia kobiety, które są w niechcianej ciąży (zakaz aborcji), i odbiera się dzieci nastoletnim matkom”. A czy z takim samym zapałem Dryjańska broni dzieci obieranym rodzicom z powodu biedy, albo bałaganu w domu, albo dlatego, że mama jest otyła? Jeśli gdzieś mamy do czynienia z przemocą, to nie w sprawie aborcji czy zakazu in vitro, ale właśnie w przywołanych przeze mnie przypadkach. Bo jak inaczej, jak nie działaniem przemocowym określić choćby nagłośnioną przez media sprawę rodziny Bałutów, gdzie odebrano matce dziecko karmione piersią. To jest dopiero realna przemoc. To jest faktyczna krzywda dzieci. Szkoda, że feministki tego nie widzą, lub nie chcą widzieć. Ponawiam więc mój apel, o zmianę szkieł w okularach. Bo jak na razie ideologia nie pozwala dostrzec faktów.
I ostatnia sprawa, która bardzo rozbawiła Annę Dryjańską. To modlitwa o dziecko, którą postulował choćby bp Wątroba. Dowodem na to, że modlitwy są wysłuchiwane i ludzie mają dzieci, choć lekarze nie dawali im szans, jest choćby grota mleczna w Betlejem. Niech niedowiarki tam się wybiorą i na własne oczy zobaczą ogromną liczbę świadectw i zdjęć dzieci wymodlonych przez swoich rodziców. To może przestaną się głupio uśmiechać.
Żeby ustawa mogła wejść w życie potrzebny jest podpis prezydenta. Nie wiem, co mogłoby się wydarzyć, by Bronisław Komorowski zawetował tę ustawę. Czy weźmie sobie do serca apele hierarchów, genetyków, lekarzy? Czy wysłucha argumentów przeciwników złego prawa? Po ludzku pewnie zwycięży partyjna kalkulacja, ale jest jeszcze wymiar boski. Cuda zawsze zdarzyć się mogą.
Małgorzata Terlikowska