Czy nadawanie dzieciom imion neutralnych płciowo to tylko chwilowa moda, która szybko przeminie zastąpiona przez inną? Trudno dziś to określić. Faktem jest, że zjawisko zatacza coraz szersze kręgi. I coraz więcej dzieci nosi imiona, które nie wskazują jednoznacznie na ich płeć. W Stanach Zjednoczonych nazywanie dzieci w ten sposób stało się już na tyle modne i popularne, że magazyn „Time” nie zawahał się określić kończącego się powoli roku 2015 mianem „roku imion neutralnych płciowo”. Na amerykańskich porodówkach, jak donosi magazyn, co drugie imię to Alex, Blake, Harper lub Ryan. Liderem jest imię Amari. Tyle że nie wiadomo, czy nosicielem imienia jest chłopiec czy dziewczynka.
Moda jeszcze do Polski nie dotarła, ale nie można wykluczyć, że znajdą się nowocześni i politycznie poprawni rodzice, którzy za wszelką cenę będą próbowali nazwać swoją córkę Jasiem (bo kto powiedział, że to wyłącznie imię męskie), albo syna Anią (w sumie dlaczego nie Ania, skoro rodzicom tak się podoba). Albo na przykład weźmy imię Kosma. Skoro kończy się na „a”, to dlaczego noszą je wyłącznie chłopcy. Być może w imię postępu za parę lat w jednej klasie będzie dwoje dzieci o tym samym imieniu, przy czym jedno będzie chłopcem, a drugie dziewczynką. A w zasadzie to pewnie nie wiadomo kim będzie, bo po co utwierdzać w dzieciach stereotypy, w końcu płeć – jak przekonują zwolennicy genderowych imion – to sprawa umowna. „Wielu rodziców nie zgadza się z rolami społecznymi, jakie przypisuje się kobietom i mężczyznom. Wybierając imiona, które mogą nosić zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, dają swoim dzieciom pole manewru. Młode pokolenie dostrzegło w końcu, że płeć to kategoria umowna. Wybór neutralnego płciowo imienia jest nie tyle akceptowalny, ile wręcz pożądany”. Pożądany przez pokolenie młodych rodziców, którzy ponoć nie chcą, by imię w jakiś sposób ograniczało ich dziecko.
Skoro więc dostępne są uniseksowe ubranka, akcesoria dla dzieci czy zabawki, to dlaczego nie ma być takich imion. Tym bardziej że ponoć mogą one ułatwić życie. Bo na przykład na podstawie imienia napisanego w CV nie będzie się można domyślić, czy o pracę stara się kobieta czy mężczyzna. A skoro tak, to będzie można uniknąć dyskryminacji ze względu na płeć. Ten sam mechanizm zadziała na przykład w przypadku studenta zdającego egzamin. Dla komisji będzie tajemnicą, czy to kobieta czy mężczyzna. Może się oczywiście zdarzyć, że nosiciele tego samego imienia, ale różnej płci połączą się w pary, i tak będzie na przykład żona Lincoln i mąż Lincoln. Albo żona James i mąż James, i nie będzie to para homoseksualna, tylko jak najbardziej hetero.
Na szczęście takie cuda tylko w Ameryce. Język polski pod tym względem jest trudniejszy, chyba że czeka nas w przyszłości rewolucja językowa. Nie bez powodu genderowe kadry od dawna kształcą się na uniwersytetach. Zamiast więc rodzaju męskiego i żeńskiego, które określają osobę, zostanie tylko rodzaj nijaki, żeby było uniseksowo i genderowo. Być może za jakiś czas forma: Jaś poszło czy Ania poszło będzie normą, i nikogo raziła nie będzie. Trzeba też będzie zreformować odmianę nazwisk. Z języka usunąć wszelkie końcówki, które mogłyby w najmniejszym stopniu zdradzić płeć właściciela.
Nie można wykluczyć, że znajdą się orędownicy i orędowniczki (dziś w dobrym tonie jest mówienie o paniach i panach) nowomowy, którzy i które na siłę promować będą takie potworki językowe, tak jak i dziś promują rozmaite dziwolągi typu: marszałkini, premiera, ministra etc. Może więc czas zająć się wymyślaniem określeń genderowych na rozmaite zawody, tak by nie zdradzały one płci osoby wykonującej daną pracę. Jak unisex to na całego.
Skoro więc płeć to rzecz umowna, Ania wcale nie musi być dziewczynką, a Jaś chłopcem. Przeciwnie Ania może być chłopcem, a Jaś dziewczynką, albo może im się odmieniać co drugi dzień i raz zechcą być chłopcem, raz dziewczynką. W końcu nie bez powodu już przedszkolaki w ramach zajęć genderowych miały być uczone, że „bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie”. Skoro więc płeć nie ogranicza, to również nie powinien ograniczać język. Czekam więc, aż postępowi genderowcy ogłoszą rok 2016 rokiem języka neutralnego płciowo.
Małgorzata Terlikowska