Hojną ręką z państwowej kasy wydawane będą pieniądze na kontrowersyjną szczepionkę przeciwko HPV. Główny inspektor sanitarny rozszerzy bowiem listę szczepień obowiązkowych o pneumokoki, meningokoki, wirusowy brodawczak ludzki, czyli właśnie HPV. Zmiany te wynikają z przyjętej przez Sejm noweli ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych.
Lobbing firm farmaceutycznych osiągnął swój cel. Najpierw na jego celowniku były samorządy, które przeznaczały pieniądze na obowiązkowe szczepionki (koszt trzech dawek to 1500 złotych). Kiedy okazało się, że coraz mniej chętnych chce korzystać z tych dobrodziejstw, firmy farmaceutyczne postanowiły nie odpuścić i sprawić, by kontrowersyjne szczepienie weszło do kalendarza szczepień już nie jako szczepionka zalecana, a obowiązkowa. Wszystko zbudowane zostało na fałszywym przekazie, że szczepionka ta, podana dziewczętom przed rozpoczęciem życia seksualnego, ochroni je przez rakiem szyjki macicy. Nic tak bardzo nie nadaje się na straszak, niż widmo ciężkiej, śmiertelnej choroby. Zamiast więc prowadzić faktyczną edukację, profilaktykę, propagować badania kontrolne i cytologię, łatwiej podać dziewczynkom szczepionkę i mieć czyste sumienie, że coś w sprawie ochrony ich zdrowia się zrobiło. A powikłania? Warto zadać decydentom pytanie, czy zarezerwowali już pieniądze na leczenie licznych powikłań, tudzież na odszkodowania dla dziewcząt cierpiących z powodu owej szczepionki. Pewnie nie, bo kto słyszał w Polsce o odszkodowaniach za powikłania poszczepienne? Czy lekarze z tego powodu pociągani są do odpowiedzialności? Wolne żarty.
Tymczasem obowiązkowa szczepionka budzi mnóstwo zastrzeżeń. Niektóre państwa, np. Japonia czy Hiszpania, w ogóle przestały ją propagować. Wszystko dlatego, że powoduje ona liczne powikłania, z paraliżem i zgonem włącznie. Media obiegła historia młodej Hiszpanki. Zuriñe była zdrową, wysportowaną i zdolną dziewczyną. W wieku 13 lat została zaszczepiona trzema dawkami szczepionki przeciwko HPV. Trzy tygodnie później trafiła na OIOM w miejscowym szpitalu. Miała zawroty głowy i konwulsje. Podobnych historii jest mnóstwo, opowiadają je dziewczyny, które ucierpiały w wyniku szczepienia (paraliż, porażenie kończyn, bezpłodność), czy rodziny tych, które zmarły w wyniku powikłań poszczepiennych. W samych Stanach Zjednoczonych tylko w ciągu dwóch lat od wprowadzenia szczepionki na rynek Centrum Prewencji i Zwalczania Chorób otrzymało prawie dziesięć tysięcy zażaleń w sprawie szczepionki przeciwko HPV. Dotyczyły one bólów głowy, omdleń, zakrzepicy, paraliżu, a nawet zgonu. Pisma Agencji ds. Żywności i Leków dotyczące niepożądanych reakcji na szczepionkę – w tym szesnastu nowych przypadków śmiertelnych – zostały ujawnione 29 września 2009 przez Judicial Watch, niezależną organizację badającą przypadki korupcji w amerykańskich instytucjach rządowych.
Choć szczepionka rekomendowana jest jako remedium na raka szyjki macicy, to nie ma na razie dowodów, że faktycznie przed tym nowotworem chroni. Faktem jest jedynie, że zapobiega zarażeniu niektórym wirusom HPV, które mogą raka wywołać. Na razie okres badań klinicznych był zbyt krótki, by faktycznie oszacować długotrwałe korzyści szczepienia przeciwko HPV. Ale grunt to dobry marketing. Ulegli mu też polscy ginekolodzy zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Ginekologicznym. Swoje rekomendacje dla szczepionki opublikowali choćby w branżowym periodyku „Ginekologia Polska”. Ciekawszy jednak od samego tekstu jest dopisek na samym końcu artykułu. Dowiedzieć się z niego można, że podpisani pod tekstem lekarze to współpracownicy producentów owej szczepionki, osoby prowadzące wykłady dla pracowników koncernów farmaceutycznych GSK czy MSD. Rekomendacje napisali więc ludzie, którzy brali od koncernów pieniądze.
„Przewiduję, że szczepionka stanie się największym skandalem medycznym wszechczasów, bo w pewnym momencie dowody wykażą, że ta szczepionka, być może osiągnięcie techniczne i naukowe, nie ma absolutnie żadnego wpływu na raka szyjki macicy, i że wszystkie niepożądane skutki, które niszczą życie, a nawet zabijają, nie służą żadnemu innemu celowi niż generowanie zysków dla producentów” - mówi dr Bernard Dalbergue, pracownik koncernu produkującego ów produkt medyczny. Odpowiedź na pytanie, dlaczego szczepionka, mimo tylu powikłań, ciągle jest na rynku, jest krótka: „Jest zbyt wielki interes finansowy na tych lekach, by je wycofać” – dodaje.
Promocja szczepionki – nie ma wątpliwości amerykańska dziennikarka Teresa Tomeo – to także zaproszenie młodych dziewczyn do wczesnej inicjacji seksualnej. To przekonanie ich, że podejmując współżycie są bezpieczne. Tymczasem to wielkie oszustwo, bo nic takiego jak bezpieczny seks nie istnieje. „Jaką wiadomość odbiera od nas dziewczynka lub nastolatka, której serwujemy taką szczepionkę? Taką samą, jaką otrzymuje, gdy wręczamy jej pigułki antykoncepcyjne albo prezerwatywy: „Prawdopodobnie i tak niedługo rozpoczniesz współżycie, więc lepiej zabezpiecz się, żeby potem nie żałować”. Kupujemy bez zastanowienia określenie „bezpieczny seks”, chociaż w dzisiejszym świecie nie można wyobrazić sobie większej sprzeczności”.
Jedyna ochrona przed rakiem szyjki macicy to wierność – jeden partner i jedna partnerka przez całe życie. Wspomniane już Polskie Towarzystwo Ginekologiczne wprost mówi, że wirusem HPV można zarazić się prawie wyłącznie drogą płciową. Ryzyko zachorowania na ten nowotwór zwiększa się, kiedy kobieta ma wielu partnerów seksualnych, wcześnie rozpoczęła życie seksualne i pali papierosy. To są czynniki ryzyka. Wcześnie wykryty rak szyjki macicy nie jest śmiertelny. W Polsce jednak wiele kobiet trafia do lekarza w ostatnim stadium choroby. Dlatego Polska pozostaje smutnym liderem, jeśli chodzi o śmiertelność z powodu raka szyjki macicy. Rocznie z tego powodu umiera 2500 kobiet. O 2500 za dużo. Pytanie, ile z nich regularnie chodziło do ginekologa? Ile robiło cytologię? Regularnie.
Serdecznie dziękuję paniom i panom posłom za troskę o moje dzieci, ale pozwolicie, że o tym, czy podawać im kontrowersyjną szczepionkę, zadecydujemy sami jako rodzice. Nie pozwolę podawać im specyfiku, który może zrujnować im życie. I na nic zdadzą się groźby kary. Nie życzę sobie także płacenia za tak kontrowersyjną szczepionkę z moich podatków. Jeśli ktoś chce się truć, niech to robi za swoje, a jeśli politycy chcą wspierać koncerny farmaceutyczne, niech to robią ze swoich pensji, a nie z naszych podatków. Nie są one bowiem przeznaczone na trucie naszych własnych dzieci, specyfikami, które z innych krajów są wycofywane.
Małgorzata Terlikowska