Koalicja „Świecka szkoła” dwoi się i troi, żeby zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów i raz na zawsze rozprawić się ze szkolną katechezą. Brak finansowania ze środków publicznych (o ile uda się w ogóle taką ustawę uchwalić, na co bardzo liczą środowiska ateistyczne i świeckie) będzie jednoznaczny z wyrzuceniem lekcji religii poza szkołę, do salki parafialnej, do getta. Tymczasem obecność religii w szkole, obecność w szkole katechety nie tylko nie powinno zubażać, ale rozwijać i otwierać na rzeczywistość duchową. Tym bardziej że religia nie jest oderwanym przedmiotem. Język polski, historia, historia sztuki, filozofia to te przedmioty, w których inspirację wiarą i religią widać najlepiej. Nie byłoby wielkich dzieł literatury, wielkich dzieł malarskich, historia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie religia i wiara poszczególnych osób. Ich wkład w budowanie naszej cywilizacji jest fundamentalny. Przeczenie temu jest budowaniem rzeczywistości na kłamstwie.
„Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody” – takie zadanie przed chrześcijanami postawił sam Jezus Chrystus. Cały świat to także szkoły, bardzo ważne miejsce pracy misyjnej. Trudniejsze nieraz niż afrykański busz czy kazachski step. Niejeden katecheta miałby na ten temat pewnie sporo do opowiadania. Interesująco mówi o takim doświadczeniu choćby ks. Jan Kaczkowski w wywiadzie-rzece, którego udzielił Piotrowi Żyłce. Co jest kluczem do sukcesu? Szacunek dla tych, którzy nawet siebie nie szanują, nie mówiąc o drugim człowieku. Bywa ciężko, czasem masz ochotę uciec i zostawić to całe towarzystwo, ale szanujesz ich i oni to docenią – przekonuje ks. Kaczkowski.
Wprowadzenie katechezy do szkoły uważam za dobry pomysł. Godności osoby duchownej nic nie odejmuje obecność w szkole, a dla uczniów to dowód na to, że ksiądz to też człowiek. Ten katecheta to obraz Kościoła. Dlatego dobór osób, które katechezę prowadzą, jest niezmiernie ważny. Tak jak do nauki matematyki czy języka polskiego nie każdy się nadaje, tak samo jest z katechezą. Nie wystarczą studia teologiczne, misja kanoniczna czy sutanna. Trzeba mieć to coś. Bywa (niestety dość często), że do katechezy trafiają osoby przypadkowe, nie umiejące nawiązać kontaktu z dziećmi czy młodzieżą. Często ten obraz katechety rzutuje potem na cały obraz Kościoła. Apeluję zatem do osób decydujących o tym, kto ma katechezy uczyć, o bardzo dobre rozeznanie, bo to nie tylko nauczyciel, ale świadek wiary, świadek Jezusa Chrystusa, często pierwszy i niestety jedyny, którego młody człowiek ma możliwość poznać i od którego może usłyszeć o Panu Bogu.
Choć katechezę szkolną dawno mam już za sobą, do dziś pamiętam mojego licealnego katechetę. Ksiądz Wiesław, salezjanin, mówił nam o wierze, uczył o Jezusie Chrystusie, rozmawiał z nami i dyskutował. Nie było chyba przerwy, żeby ktoś nie prosił go o indywidulaną rozmowę. Był dla nas, nie uciekał, nie chował się. Ale też nikt 20 lat temu nie wpadł na pomysł, żeby go obrzucać obelgami, antyklerykalnymi hasłami. Pamiętam jedną lekcję, tuż po Wielkanocy. Wtedy ksiądz się przed nami otworzył. Opowiadał o kapłaństwie bez lukru. Mówił o samotności we wspólnocie, o pustej zakonnej celi, o braku relacji i zrozumienia. Ale mówił też o zaufaniu Panu Bogu i o tym, że spokój i pocieszenie znaleźć można u Niego, na klęczkach przed tabernakulum. Nawet ci mniej zainteresowani, którzy gdzieś z tyłu czytali zaległe lektury, podnieśli głowę z nad książki. Wielu, właśnie tych poszukujących, letnich, niezaangażowanych z czasem zaprzyjaźniło się z naszym katechetą. Nie odrzucał ich, bo nie chodzili do kościoła, tylko słuchał i świadczył o wielkiej miłości Jezusa Chrystusa.
Ilekroć powraca dyskusja na temat „świeckiej szkoły”, finansowania katechezy ze środków publicznych czy w ogóle jej organizacji, mam przed oczami mojego katechetę. Zwykłego zakonnika, a jednocześnie niezwykłego człowieka. Dla kilku osób spotkanie z nim zaowocowało powołaniem. Inni zmieniali zdanie o Kościele wyniesione z domu czy lektury antyklerykalnych pisemek (to był czas, kiedy „Nie” Urbana rozchodziło się niczym świeże bułeczki). Można i pewnie należy dyskutować o jakości katechezy, o programie, o treści i formie. Szczególnie teraz, kiedy ekspansja koalicji „świecka szkoła” nabiera rozmachu, powinniśmy zewrzeć szyki i stanąć do walki w obronie religii. Wywalczona przed 25 laty katecheza w szkołach jest zbyt wielkim dobrem, by zrezygnować niej, bo tego domagają się ateistyczno-liberalni działacze.
Małgorzata Terlikowska