Nie jest łatwo pisać o tej sprawie, bo po pierwsze z własnej ręki zginął człowiek (trzeba się modlić, by Pan okrył go płaszczem miłosierdzia), po drugie śmierć nastąpiła w świątyni w obliczu Jezusa Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, a po trzecie przyczyną śmierci wydaje się walka o naszą cywilizację. Każdy z tych elementów ma ogromne znaczenie, o którym należy pamiętać, i z którym trzeba się zmierzyć.
Ale jedno nie ulega wątpliwości samobójstwo nie jest gestem chrześcijańskim, nie jest nim również podniesienie ręki na samego siebie w świątyni, przed Jezusem Chrystusem, nie jest nim wreszcie uznanie, że gest heroicznej rozpaczy (pogański – w najlepszym tego słowa znaczeniu) jest jedyną odpowiedzią na zło, jakie dotyka naszej cywilizację.
I nie chodzi tylko o stronę moralną (choć to ona jest kluczowa, bowiem szlachetne intencje nie powinny usprawiedliwiać samobójstwa czy profanacji kościoła), ale także o to, czy „nowy spektakularny gest”, który ma „poruszyć znieczulone sumienia i obudzić pamięć o naszych korzeniach” rzeczywiście spełni swoją rolę. Odpowiedź jest niestety negatywna. Postawą chrześcijanina nie jest rozpacz, nie jest uznanie, że jedyną drogą ratowania cywilizacji i rodziny jest samobójstwo. Wierzący w przyszłość spogląda z nadzieję, i nawet jeśli ma świadomość, że nasza cywilizacja ginie (a trudno nie mieć takiego poczucia), to – z nostalgią – ale zabiera się do przekazywania dalej tego, co w naszej cywilizacji najważniejsze, czyli chrześcijaństwa.
Samobójstwo jest także odrzuceniem władzy Boga nad własnym życiem, ale i nad światem. Nie ma ono nic wspólnego z chrześcijańskim męczeństwem, które jest oddaniem życia za Chrystusa, a nie odebraniem go sobie samodzielnie. To pierwsze oznacza wypowiedzenie posłuszeństwa Bogu, uznanie Go za umarłego, szczególnie, gdy rękę na siebie podnosi się w miejscu, gdzie od wieków sprawowana jest Najświętsza Ofiara, to drugie zaś jest włączeniem się w Ofiarę Chrystusa.
Ta ostra ocena nie ma być podważeniem znaczenia gestu Vennera czy potępieniem go. Niszczenie cywilizacji zachodniej, jej błyskawiczna śmierć, niszczenie rodziny, wymaga zdecydowanych działań. Trudno też – czysto po ludzku – nie dostrzec heroicznej rozpaczy w decyzji, by odebrać sobie życie, by przebudzić Francuzów i Europejczyków. Heroiczna rozpacz czy świadomość trafności (przynajmniej w pewnej jej części) słuszności diagnozy, nie wystarczą jeszcze do usprawiedliwienia dramatycznego gestu.
Tomasz P. Terlikowski