Nie będę opisywał szczegółów zbrodni z Gniezna. Nie ma powodów, by to robić. Warto jednak uświadomić sobie po raz kolejny, skrajną nierównowagę, by nie powiedzieć wprost skandaliczną niesprawiedliwość obowiązujących w Polsce zapisów prawnych. Gwałciciel – i to taki, który okalecza kobietę – może zostać skazany na piętnaście lat, ale gdyby z tego ohydnego aktu poczęło się dziecko, to ono może zostać, w majestacie prawa, skazane na karę śmierci. Trudno o większy skandal.
A żeby się o tym przekonać trzeba na zimno, nie ulegając histerii, przeanalizować fakty. W sytuacji ciąży z gwałtu mamy do czynienia z trzema osobami (tak – osobami): gwałcicielem, matką i dzieckiem. Pierwszy jest przestępcą i katem; kobieta jest ofiarą, której trzeba pomóc; a dziecko jest niewinnym efektem strasznego wydarzenia. I już choćby dlatego nie widać najmniejszego powodu, by absolutnie niewinny człowiek ponosił odpowiedzialność za zbrodnię gwałtu. Jeśli już kogoś trzeba skazać na śmierć (choć ja akurat jestem przeciwnikiem tej kary w naszych warunkach) to sprawcę, a nie niczemu niewinnego człowieka.
Teraz przechodząc do moralnej oceny czynów. Gwałt jest czymś odrażającym, głęboko niemoralnym i zakazanym. I dokładnie tak samo można i trzeba ocenić aborcję. Ona także jest czymś odrażającym i niemoralnym, co powinno być zakazane. Zabicie człowieka, rozerwanie go na kawałki albo wyssanie czy zatrucie jest zbrodnią, tak samo jak jest nią gwałt. I w jednym i drugim przypadku niszczymy integralność, naruszamy godność człowieka, a w przypadku aborcji jeszcze pozbawiamy kogoś życia. I już choćby dlatego pomysł, by proponować zgwałconej kobiecie aborcję jest w istocie pomysłem, by po jednej zbrodni w jej życiu proponować jej drugą, by leczyć jedną zbrodnie inną.
Wieloletnie badania nad zespołem poaborcyjnym uświadamiają także, że w istocie proponowanie zgwałconej kobiecie aborcji i wykonywanie jej – to ponowny gwałt. Gwałt, który przez kolejne lata będzie ją niszczył, uniemożliwiał jej normalne życie, sprawiał, że po traumie poniżenia przyjdzie trauma świadomości, że zabiło się dziecko. Ten powtórny gwałt w niczym zresztą kobiecie nie pomaga, a wręcz przeciwnie głęboko jej szkodzi. Jak pokazują badania Elliot Institute z traumy po gwałcie o wiele szybciej wychodziły te kobiety, które urodziły dziecko, a te, które zdecydowały się je abortować wchodziły w kolejne głębokie psychiczne problemy, z których wychodzenie trwała później całymi latami. Nie ma też dowodów na to, że dziecko z gwałtu przypomina matce gwałt (ona może je zresztą oddać do adopcji, co się często dzieje). Tyle, że te matki, które dziecko przyjmują są z nim szczęśliwe. I podkreślają, że to ich dziecko i dziecko Boże, a nie tylko owoc działania gwałciciela.
Obrona życia dziecka jest więc w tym wypadku także obroną godności i interesów kobiety. Nie ma między tymi dwoma wartościami sprzeczności. Ale oczywiście, to też trzeba powiedzieć jasno, taka postawa kobiety wymaga heroizmu z jej strony (nie jest to jednak jedyna taka sytuacja, w której zachowanie godne wymaga heroizmu) i mocnego wsparcia otoczenia, wymaga dojrzałości służb publicznych, ale także bliskich zgwałconej. W traumie trudno podejmować racjonalne decyzje, szczególnie, gdy otoczenie naciska na aborcję. Dlatego tak ważne jest, by prawo jasno to regulowało i jasno podkreślało, że ukarany za gwałt powinien być gwałciciel, a nie dziecko. I że ponowny gwałt na kobiecie, jakim jest aborcja, w niczym jej nie pomaga, a wręcz przeciwnie głęboko jej szkodzi.
Na koniec zaś trudno nie przypomnieć, że godność człowieka i przypisane do niej prawa nie wynikają z tego, w jaki sposób zostaliśmy poczęci. Liczni zwolennicy aborcji w takiej sytuacji powinni zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście, gdyby pochodzili z gwałtu to zrezygnowaliby z życia? I czy rzeczywiście pochodzenie ma być wskazaniem do likwidacji, i to w sytuacji, gdy gwałciciel dostaje zazwyczaj kilka lat więzienia?
Tomasz P. Terlikowski