Nie widziałem zdjęć Agnieszki Radwańskiej, i nie zamierzam ich oglądać. A powód jest niezmiernie prosty. Mam wrażenie, że nagość kobiety przeznaczona jest dla jej męża, tak jak nagość mężczyzny dla jego żony. W intymności małżeństwa staje się ono wspaniałym dziełem Stwórcy, które ma zachwycać i wprowadzać nas w głębie miłości, także Bożej miłości. A poza nim uprzedmiatawia nas, prowadzi ku byciu przedmiotem pożądania i niczym więcej.
Wstyd, tak często wyśmiewany, jest zaś – o czym często się zapomina – zabezpieczeniem naszej godności, piękną wartością, która chroni intymność i umacnia małżeństwo czy relacje. Nie ma powodów, by się go (nomen omen) wstydzić, bo to on jest normą, a nie jakąś dziwaczną patologią. I nie wynika to z jakiegoś niedowartościowania cielesności, z jakiegoś manicheizmu czy purytanizmu, ale ze świadomości wartości cielesności. Ciało jest świątynią Ducha Świętego, i jako takie powinno być cenione i szanowane. „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor. 6,19-20).
Tomasz P. Terlikowski